Po zaistniałej sytuacji postanowiliśmy udać się na policję. Powiedzieli nam, że w zasadzie nic się nie stało i tylko spisali nasze zeznania. Odwołaliśmy się oczywiście do tego co się działo dużo wcześniej, ale wynik był tego taki, że mieli jej tylko wysłać jakieś zawiadomienie o stawieniu się na diagnostyce psychiatrycznej. No byłam zawiedziona i jednocześnie przestraszona, że któremuś z nas grozi niebezpieczeństwo.
W zasadzie przez kilka miesięcy byliśmy bezpieczni pod tym względem, bo jak się okazało, zamknęli ją znowu na następne trzy miesiące do psychiatryka. Chciałam, żeby już stamtąd nie wychodziła.
Jeśli chodzi o artykuł, był już prawie skończony. W zasadzie zostało nam uzupełnić bibliografię i pozmieniać kilka fragmentów. Szacowałam jeszcze jakieś jeszcze dwa tygodnie pracy na to. W każdym razie nasz związek z Michałem miał ostatnio bardzo dobry czas; chodziliśmy na randki, spędzaliśmy mnóstwo czasu razem oglądając różne filmy. Czasami graliśmy w Scrabble i wspólnie gotowaliśmy.
Dotrwaliśmy jakoś do listopada w międzyczasie kończąc artykuł. Byłam wybitnie zestresowana tą konferencją. Kiedy mieliśmy się łączyć (bo okazało się, że ma ona się odbywać zdalnie), był środek nocy. Byliśmy obok siebie i cierpliwie czekaliśmy na swoją kolej. Uzgodniliśmy wspólnie, że ja zacznę. Przedstawiliśmy się, ja zrobiłam wprowadzenie i przedstawiłam krótko część teoretyczną. Następnie Michaś opowiedział o zastosowanej metodologii, a potem wspólnie przedstawiliśmy nasze bogate wnioski.
Dostaliśmy masę pytań na które całe szczęście znaliśmy odpowiedź. Po wszystkim zostaliśmy pochwaleni za pomysł na artykuł i całą wykonaną pracę. Nie spodziewałam się tego, że artykuł zostanie tak dobrze odebrany, więc byłam z nas niezwykle dumna. Ponadto, dostaliśmy propozycję opublikowania tego w Oklahomskim dobrze punktowanym czasopiśmie naukowym. Mój ukochany jednak kulturalnie odmówił, gdyż powiedział, że ja będę miała większe korzyści z publikacji w w ogóle niepunktowanym czasopiśmie. Rozczulała mnie zawsze jego troska o moje życie zawodowe.
Kiedy Ewelina Szpak wyszła ze szpitala, miałam wrażenie, że dała nam spokój. Nie odzywała się do żadnego z nas, nie przychodziła ani nie robiła żadnych głupot. W ten sposób mogłam spokojnie dokończyć moją pracę magisterską i pisać z Jaśkiewiczem kolejne publikacje.
Nadszedł czas obrony. Wszystko poszło wybitnie dobrze; obroniłam się na pięć z wyróżnieniem. Ze studiów wychodziła mi również piątka, więc reasumując miałam szóstkę. Byłam niesamowicie wdzięczna za wszystko; za ludzi jakich spotkałam na swojej drodze, za wsparcie które dostawałam od wykładowców, za ludzi z którymi miałam do czynienia. Opiliśmy mój sukces u mnie w domu z moimi rodzicami. Dodatkowo tamtego dnia Michałek zaproponował mi wspólne mieszkanie. Zgodziłam się i już po kilku tygodniach zaczęłam przeprowadzkę pełną parą. Były wakacje, więc mieliśmy na to czas. W międzyczasie przygotowywałam się do rozmowy rekrutacyjnej na doktorat. Bałam się, że mój język hiszpański nie jest na wystarczającym poziomie by mnie przyjęli. W końcu musiałam być na tyle kompetentna, żebym mogła prowadzić zajęcia dla studentów.
We wrześniu odbyła się owa rozmowa. Tak jak mój ukochany mnie zapewniał, konferencja w Oklahomie i publikacja we francuskim czasopiśmie przeważyła na decyzji komisji i skutecznie wyeliminowała konkurencję. Dostałam się! Byłam przeszczęśliwa. Wiedziałam, że właśnie rozpoczyna się jeden z najlepszych rozdziałów mojego życia. Moim promotorem miała być pani profesor Maria Sadowska, która swoją drogą proponowała mi współpracę już na magisterce. Byłam wybitnie zadowolona gdyż na doktorat dostała się również Julia ode mnie z roku. To co nas różniło, to to, że ona była literaturoznawcą.
Michał powiedział mi, że raz na pięć lat jest organizowany bal dla pracowników Uniwersytetu Wrocławskiego. Został zaproszony oczywiście z osobą towarzyszącą:
– Czy zechciałaby Pani iść ze mną?
– Michał, ale to nie jest jeszcze jednak za wcześnie na ujawnianie się? A poza tym ja nie dostałam żadnego zaproszenia...
– Kochanie, doktoranci zawsze to dostawali trochę później, nie wiem czemu... A poza tym, jak nie teraz to kiedy? Myślę, że to jest idealna okazja!
– Może masz racje... Ale boję się reakcji innych. Co powie Romański? Czy on nie wręczy nam przez przypadek zwolnienia?
– Pójdziemy z nim najpierw porozmawiać. – Umówiliśmy się, że następnego dnia zawitamy w gabinecie pana dyrektora z tą jakże delikatną informacją.* * *
Następnego dnia stres zjadł mnie totalnie; nie byłam w stanie przełknąć kawy ani śniadania. Była końcówka września, a mimo to słońce sprawiało, że sukienka nieprzyjemnie kleiła się do ciała. Gdy dojechaliśmy na wydział od razu popędzilismy w stronę sekretariatu. Przed wejściem wzięłam kilka głębokich wdechów, Michał pocałował mnie w czoło, a mimo to, czułam ścisk w żołądku.
– Ja pukam, ty mówisz. – Powiedziałam. Jaśkiewicz wszedł pewnym krokiem od razu mówiąc, że my do pana profesora Romańskiego.
Gdy zobaczyłam jego badawczy wzrok, wiedziałam już, że nie będę w stanie wydusić z siebie słowa. Pan dyrektor kazał nam usiąść przy stole, podczas gdy on siedział nieruchomo przy monumentalnym biurku.
– Nie wiem Andrzej czy wiesz, ale ja z Panią Klarą piszemy od jakiegoś czasu artykuły.
– Tak, wiem... O pani Klarze się dużo mówi bo takiej studentki chyba jeszcze nie było na Uniwersytecie Wrocławskim.
– Właśnie o to chodzi. Pani Klara jest wybitną osobą. Dostała się teraz właśnie na doktorat, więc teraz jest naszym współpracownikiem.
– Pani Klaro, mamy taką zasadę u nas na uczelni, nie wiem, czy ktoś już Pani mówił, że do współpracowników zwracamy się po imieniu. Także Andrzej, miło mi.
– Klara. Mnie również.
– Andrzej, przejdźmy do sedna, bo w sumie przyszliśmy tu razem, bo musisz o czymś wiedzieć.
– Tak?
– Chodzi o to, że oprócz pisania artykułów, negacji, języka francuskiego łączy nas coś więcej... – Jak usłyszałam te słowa, zamarłam. Na twarzy Romańskiego malowało się niedowierzenie i nie wiem co jeszcze.
– To znaczy co jeszcze?
– Jesteśmy od dwóch lat w związku. – Zapadła cisza. Sama nie wiedziałam czy dyrektor był zły, rozczarowany czy zdegustowany.
– Michał... Pani Klaro... – Zatopił głowę między dłońmi, po czym wstał.
– Jak to związek?
– Jesteśmy w związku, mieszkamy razem i nie wiem jak Klara, ale ja liczę na ślub, dzieci i wspólną starość.
– Michał, czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego jaką zrobiliście głupotę?! – Podniósł głos.
– Andrzej, przez te dwa lata, można to nazwać głupotą, bo to był związek pomiędzy wykładowcą, a studentką. Ale przecież teraz... Nie powinno być chyba problemu, nie?
– Michał, ja teraz powinienem was obu zwolnić.
– Ale Andrzej, l z tego co wiem, to prawo nie działa wstecz.
– Zależy w jakiej sytuacji. Mam nadzieje, że tym razem nie będzie działało, bo obydwu was lubię. Klara, czy Ty miałaś na celu związanie się z Michałem, żeby dostać się na doktorat?
– Nie. Nie! Przecież gdyby tak było, to już nie bylibyśmy razem, ani nie byłoby nas teraz tutaj. – Wydusiłam z siebie.
– No, w sumie racja. Nie zwolnię was, ale też nie chciałbym się chwalić tą sytuacją, żeby nie było skandalu. Was proszę o to samo.
– Andrzej, ale jesteśmy tutaj po to, żeby się już dłużej nie ukrywać... To znaczy, wiadomo, nie będziemy się nagle przy wszystkich obściskiwać, ani całować, ale jak ktoś spyta o coś, albo zobaczy nas na mieście razem, to nie chcę żeby nasz związek był dłużej tajemnicą.
– Dobrze Michał. Dobrze... Na bal idziecie razem?
– Tak.
– Dziękuję, że do mnie przyszliście. Nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromny szok i potrzebuje trochę czasu, żeby się pozbierać. Nie chcę zadawać więcej pytań, bo chyba nie chcę znać jak na razie szczegółów. Powiem wam tylko tyle, że chapeau-bas za całą intrygę, którą tak długo ciągnęliście. – Kiedy wyszliśmy, całe emocje mi opadły. Pocałowaliśmy się namiętnie i wróciliśmy do domu.
CZYTASZ
Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.
RomanceKlara Gałczyńska jest studentką filologii romańskiej ze specjalnością język francuski. Jest ogromną pasjonatką oraz wzorową i ambitną studentką. Na swojej naukowej drodze spotyka doktora Jaśkiewicza, który wykłada na jednym z semestrów gramatykę pra...