•๑~ 5 ~๑•

287 25 33
                                    

Pov. Polska

Ledwo i łapczywie pochłaniając powietrze nie poddawałem się, biegnąc dalej. Pozostały mi ostatnie schody, które z łatwością pokonałem jedynie z kilkoma krokami. Na samym szczycie przywitały mnie jedne z drzwi na tym piętrze swym ciemnym kolorem drewna. Kluczowe było rozejrzenie się jeszcze przed wejściem, co uczyniłem z wyczuciem już. Okno znajdujące się na korytarzu szybko przeleciałem wzrokiem wraz z ulicami i domami, które zostały ukazane w nim. Bezpiecznie i bez żadnego zagrożenia mogłem wprosić się do środka domu. Zapukałem, aby moje zachowanie było całkiem normalne i neutralne. Drzwi otworzyły się, a za nimi wysunął się czubek głowy mojego towarzysza. Machnąłem krótko głową, a słowne przywitanie zastąpiłem zwykłym posłaniem uśmiechu. Zostałem wyproszony do mieszkania, które od razu po przekroczeniu progu zostało zamknięte.

- Rozglądałeś się, nikogo nie było?- Zapytał mężczyzna, spoglądając jeszcze przez małą dziurkę w drzwiach na korytarz.

- Jestem ostrożny- Odparłem, nachylając się nad nim z uśmiechem.

- I dlatego też się spóźniasz?- Mruknął, przejeżdżając uważnie moją twarz wzrokiem w każdym koncie. Następnie uśmiechnął się krótko, a wręcz parsknął cichym śmiechem.- Godziny spotkań są ważne i są po to ustalana abyśmy mieli czas się spotkać wszyscy i zebrać o tej samej porze. Czekaliśmy, jak idioci na ciebie.

- Nie sądzisz, że to chytre zagranie hm? Gdyby śledzili każdego z nas osobno zauważyliby, że zbieramy się o tej samej godzinie na spotkanie w to samo miejsce- Skrzyżowałem swoje ręce na piersi, podnosząc do góry lekko brew.

Od jakieś czasu czuje na sobie czyjś wzrok. Kogoś obecność. Te przeczucia wymuszały na mnie znacznie większą ostrożność. Owszem nie powinniśmy od razu zostać skrzywdzeni za samo spotkanie się, ale nikt tam też nie jest głupi. Zdają sobie sprawę, że ktoś stoi za plakatami przeciwko władzy, hasłami na murach, strajkami. Trudno odsunąć od siebie podejrzenia. Przynajmniej możemy spróbować zaniechać je i wyminąć górę od podejrzeń na nas.. Jednocześnie, jeśli nie ucierpi któryś z nas zrobi to ktoś inny. Ktoś musi wziąść odpowiedzialność za te czyny.

- Mówisz o chytrym zagraniu jednocześnie, gdy otwarcie protestujesz przeciwko górze? Nie zaprzeczaj sam sobie- Westchnął, marszcząc swoje brwi i patrząc na mnie ukradkiem.

- Jesteś poddenerwowany. W czymś przeszkodziłem?- Ledwo już dawałem radę ukryć swój śmiech i uśmiech wkradający się na twarz z powodu zachowania, a także widoku ciała przyjaciela.- Twoja wampirzyca cię dopadła?

Węgry objechał mnie wyłącznie wzrokiem bez żadnej odpowiedzi. Kompletnie uniknął pytania lub znając mnie doskonale wiedział, że bez żadnego słowa jestem w stanie sam sobie odpowiedzieć na to przypuszczenia. Liczne czerwone ślady na szyi, odciski zębów, dodatkowo specyficzny zapach od Węgra. Takie rzeczy nie biorą się z nikąd i wygląda to tak jakbym wszedł w trakcie ich obściskiwania się wzajemnie. Teraz były ważniejsze sprawy niż fizyczny dotyk. Sprawa państwa, walki zasługuje na znacznie większe przelania swojej energii.

- Powinineś mi dziękować na kolanach, że byłem aż tak łaskawy, aby przedłużyć spotkanie. Czechosłowacja powinien zjawić się już niebawem także- Odparł Węgier wciąż najwidoczniej urażony moim spóźnieniem, które usprawiedliwiłem.

Powoli wraz z mężczyzną skierowałem się wgłąb jego mieszkania. Dotarliśmy do salonu, w którym siedział wyłącznie drugi towarzysz z naszego ugrupowania. Zwykłym skinieniem tak samo jak wcześniej z bliższym przyjacielem przywitałem go. W drodze na zajęcie miejsce obok Jugosławii na kanapie sięgnąłem po jabłko leżące na małej tacce na stole. Oprócz owoców i wszelkiego rodzajów łakoci stół przykrywała piękna zastawa składająca się z maleńkich, kwiecistych filiżanek, talerzyków, a także pojedynczego małego czajniczka. Wszystko spoczywało na czystym, bielistym obrusie, który nie posiadał żadnego zagięcia i fałdy.

Anioł W Czerwieni †Gerpol†Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz