Chcę upiec z tobą babeczki

90 18 5
                                    

Żaden z chłopców nie odezwał się już ani słowem odnośnie tychże jednoznacznych, obscenicznych szkiców. Cały ten czas Tadashi miał wrażenie, jakby jego twarz płonęła i nie potrafił się skupić na słowach Tsukishimy. Słowa pianisty wchodziły równie szybko, co wychodziły z głowy Yamaguchiego. Tak, jakby ktoś je wysłał na wycieczkę po głowie szesnastolatka. 

Rozeszli się po około dwóch godzinach, wciąż nie omawiając tego wszystkiego. Poza jednym, nieśmiesznym komentarzem Tsukishimy - ani jedno słowo nie padło nawiązujące do tego, co narysował Tadashi. Samemu twórcy to nawet odpowiadało. Nie chciał się głupio z tego tłumaczyć, ponieważ czuł, że tylko by się pogrążył. I tak by właśnie było - bo co miałby powiedzieć pianiście? - Że on go pociąga? - Że jest na niego napalony? - Że nawbijał sobie głupich pomysłów do głowy po otrzymaniu prezentu urodzinowego?

Nawet opcji nie ma, żeby powiedział którekolwiek z tych stwierdzeń, choćby były prawdziwsze niż cokolwiek innego na tym świecie. 

Natomiast Kei nie wiedział, jak powinien właściwie zareagować na coś takiego. Impulsywnie zarzucił żartem, który nikogo nawet nie rozbawił. Ani on, ani Tadashi się nie zaśmiał. Ale nie ma za co ich winić - sytuacja nie była dla nich wcale taka śmieszna. 

Otóż przez nią (lub też dzięki niej) blondyn dowiedział się o prawdziwych, skrytych uczuciach ciemnowłosego. 

No, a Tadashi chciał po prostu zapaść się pod ziemię. 

Największy problem polegał jednak na tym, co ostatecznie postanowi zrobić pianista. Yamaguchi nie miał zbyt wielkiego pola do wybryku - wszystko wyszło na jaw, gdy tylko otworzył ten nieszczęsny zeszyt, który go pogrążył (lub też nie). 

Ale trzeba zaznaczyć jedną, ważną kwestię - Kei był osobą upartą. Trudno mu było przyznać się do winy, czy nawet zmienić zdanie. Jak już coś postanawiał - chciał dotrzymać słowa, choćby nie wiadomo co. Był dzięki temu osobą, na której można było polegać, wiarygodną i oddaną. 

Tylko... czy w tym przypadku to coś dobrego...? 

Blondyn jeszcze długo nie podejmował żadnego działania - dobre kilka tygodni nie wykonał żadnego ruchu wobec chłopaka. Tadashi zaczął nawet się przekonywać, że jego korepetytor zapomniał o tym wszystkim i tylko on rozpamiętuje tę żenującą sytuację. 

Przez ten czas szkolne życie Tadashiego leżało w rowie. Po tym, jak Ito dała mu szlaban i odprowadzała go na lekcje i z nich zabierała - nikt już się do niego słowem nie odezwał. Rui nawet na niego nie spoglądał. Wydawało się, jakby kompletnie go ignorował - co było dość miłą odmianą od gnębienia. 

Ciemnowłosy poniekąd nie miał na co narzekać - mógł spokojnie iść do szkoły i uczęszczać na zajęcia. Ale wszyscy wiemy jak przytłaczająca i dobitna potrafi być samotność. Yamaguchi może i lubił być sam od czasu do czasu, ale... no właśnie - raz na jakiś czas, nie bez przerwy. Był samotny. I może widywał się z członkami klubu i chodził na korepetycje z Tsukishimą, ale to zupełnie co innego od rozmowy z kolegą z klasy na temat nadchodzących testów lub o zapomnianej pracy domowej. Człowiekowi jest nawet lżej, gdy ma w klasie kogoś bliskiego, ponieważ ta osoba sprawia, że nasze głupie wyczyny i pomyłki umykają nam gdzieś w tle i jesteśmy w stanie się z nich śmiać. Szesnastolatek niestety nie miał takiej możliwości. Przejmował się każdym zająknięciem i drobnostką, na co inni nie zwracali szczególnej uwagi - bo to każdemu się zdarza, a już szczególnie w stresie. Tadashi nie był tego świadomy i nie miał nikogo, kto by go pocieszył lub sprowadził na ziemię. 

Grudzień nadszedł dużo szybciej, niż Tadashi zdawał sobie z tego sprawę. Czwartego grudnia, na teście z matematyki, wpisał datę czwartego listopada. Nie zdał sobie z tego sprawy, dopóki nauczyciel nie zwrócił mu kartki, wypominając błąd. Chłopakowi zrobiło się bardzo głupio i miał wrażenie, że wszyscy będą się z niego śmiać. Wcale tak nie było, a jednak Yamaguchi był święcie przekonany, że tak. Był aż nadto samoświadomy. 

W tym miesiącu szkoła zgłosiła się do akcji charytatywnej. Wychowawcy byli zmuszeni, aby wybrać jedną osobę reprezentującą klasę w tym wydarzeniu. Z powodu wpływów matki Yamaguchiego - to właśnie on został wybrany z jego klasy. Zazwyczaj byli to przewodniczący, ale nie w tym przypadku. 

W klasie Tsukishimy wybrali jego. Nie było ku temu większego powodu - jego klasa zorganizowała losowanie i nauczyciel wyciągnął właśnie jego imię z kapelusza. 

W ramach tej akcji, uczniowie musieli przygotować co najmniej 60 muffinek. Miały one później zostać sprzedane, a zebrane fundusze za wypieki przekazane do lokalnego szpitala dla ciężko chorych osób. To wszystko było zorganizowane w związku z nadchodzącym Bożym Narodzeniem. 

- Słyszałeś o tej akcji, do której nasza szkoła się zgłosiła? - spytał Tadashi, próbując zabrzmieć nonszalancko. 

Od momentu, gdy jego uczucia stały się jasne między nimi dwoma - miał trudność w naturalnym zachowywaniu się wokół pianisty. Nic zresztą dziwnego - wyznać komuś uczucia, a przypadkowo pokazać przyjacielowi, że się na niego leci to dwie różne strony medalu. Jedna jest zamierzona i przemyślana, a druga zupełnie odwrotnie. 

Wszyscy oczywiście wiemy, po której stronie medalu ta dwójka się znajduje. 

- Ta, zostałem wylosowany na przedstawiciela. - mruknął niezadowolony, patrząc na niedokończone zadanie w zeszycie bursztynowookiego. 

- Aha... No, ja też zostałem wybrany, ale... to raczej moja mama mnie poleciła, niż... chciałem to zrobić. Klasa też nie miała nic przeciwko. Nikomu nie chciało się tego robić. Mi też nie, ale... no wiesz... - prychnął Tadashi. - Nawet nie umiem robić tych babeczek. W ogóle nie umiem piec... A ty? 

Tsukishima westchnął i powoli podniósł znudzony wzrok na chłopaka. 

- Nie, nie umiem. Możesz w końcu skończyć te zadanie? Chcę już wrócić do domu... 

- No... - Tadashi pochylił się nad zadaniem, chociaż zupełnie nie miał pojęcia co powinien dalej zrobić. 

- Nie mów mi tylko, że nie wiesz co masz teraz zrobić... - rzucił zmęczony i zmarnowany blondyn. Tyle razy mu tłumaczył tę jedną rzecz, iż miał wrażenie, że będzie to recytować obudzony w środku nocy. - Wiesz co? Wrócimy do tego następnym razem. 

- Oh, to dobrze. - odetchnął szesnastolatek. - Już mnie głowa rozbolała od tego. 

Kei posłał mu spojrzenie z jedną uniesioną brwią, jednak nic nie powiedział. 

Chłopcy zaczęli zbierać swoje rzeczy i ubrali zimowe płaszcze wraz z szalikami. Opuścili teren szkoły i gdy już mieli się rozejść w swoje strony, Tsukishima złapał ciemnowłosego za ramię, zatrzymując go. Ten posłał mu skonfundowane spojrzenie, gdy pianista nic nie powiedział przez dobrych kilka sekund. 

- Już nieważne... 

To jednak przykuło uwagę Yamaguchiego. Uśmiechnął się półgębkiem i rzucił:

- Ah, tak... A ja myślałem, że wyjawisz mi swoje żenujące tajemnice. 

- Co? Nie, chciałem zapytać, czy nie chcesz się spotkać, żeby nauczyć się robić te babeczki. 

Dopiero wtedy Kei uświadomił sobie ten podstęp przyjaciela. Może i był dziś zbyt zmęczony, aby się borykać z intrygami albo stał się bardziej łagodny wobec niego przez te głupie zauroczenie. Albo i jedno, i drugie. 

Na twarzy Tadashiego wymalował się niewielki uśmiech, a w jego bursztynowych oczach zatańczyły iskierki, wzmożone przez światło pochodzące z lampy niedaleko od nich. Śnieg wokoło ostro kontrastował z tym intensywnym kolorem oczu. Być może to był powód, dlaczego Kei się zaciął na moment po zatrzymaniu chłopaka. Jego oczy były przepiękne, zwłaszcza na tle zaśnieżonych ścieżek i murku, który miejscami był oblepiony śniegiem po wybrykach uczniów. Nawet w ciemności te oczy potrafiły zaprzeć dech w piersiach pianisty. 

- A wiesz... chcę. 








Pianist // TSUKKIYAMAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz