Rozdział 22: Kłótnia

149 9 10
                                    

Zaraz, gdy Neptun wszedł do domu i skierował się do kuchni, zdenerwowany kopnął w krzesło, które przywróciło się. Czuł, że nie wylosował się do końca i drzemało w nim wciąż zbyt wiele emocji. Zdenerowany zdjął wreszcie z siebie szalik i cisnął nim o podłogę.

— Pierdolony Saturn! — Wrzasnął, znowu kopiąc leżące krzesło.

Jowisz wszedł do kuchni, nieco wystraszony, słysząc tyle hałasu. Podszedł do krzesła i postawił je na miejsce.

— Neptun — powiedział stanowczo. — Siadaj i uspokój się...

— Nie będę robił, co mi każesz! — Przerwał mu ostatni od Słońca.

— Neptun! — Jowisz podniósł głos, a wywołany odruchowo cofnął się do tyłu. — Co w ciebie wstąpiło? Usiądź i uspokój się, bo nie da się z tobą nawet rozmawiać.

Neptun stał chwilę i wpatrywał się w gazowego olbrzyma. W końcu ustąpił i usiadł na krześle, które chwilę temu przewracał. Gdy Jowisz zauważył, że powoli się uspokaja, usiadł na drugim krześle, naprzeciwko drugiego gazowego.

— Odszedłem dosłownie na pięć minut — zaczął spokojnie, ale również stanowczo. — Do czego tam doszło? Znowu coś ci nagadał, czy jak? Bo po tym, że wytworzyłeś huragan można spodziewać się wszystkiego.

— On to wszystko zaplanował — wycedził od razu przez zęby Neptun. — Mówiłem, że on jest chory na łeb! Powinien zdechnąć...

— Neptun — Jowisz przerwał mu ponownie.

Ósmy od Słońca urwał na jakiś czas i spuścił wzrok na stół, czując na sobie czujne spojrzenie spojrzenie gazowego olbrzyma.

— Ty nic nie rozumiesz — wymamrotał pod nosem.

— Tak, nic nie rozumiem! — Potwierdź Jowisz, nie kryjąc już irytacji. — Bo ty cały czas nie chcesz powiedzieć mi, o co, do jasnej cholery, chodzi! Jie ufasz mi, czy jak?!

— Ufam! — Wrzasnął w odpowiedzi i wstał. — Ale nie mogę ci o tym powiedzieć! Gdybym mógł sprawić, że oni też by nic nie wiedzieli, to...

— Jacy, kurwa, oni? — Gazowy olbrzym przerwał mu, zawiedzionym głosem i wpatrywał się chwilę w milczeniu. — Neptun, powiedz wreszcie, o co chodzi, bo mam coraz większe wrażenie, że... — Urwał.

Neptun przygryzł wargę i milczał przez dłuższą chwilę. Nie był gotowy, by powiedzieć komuś o „wcześniej”; oni wiedzą tylko dlatego, że uratował go wtedy Uran, gdyby nie to, nikt by nie wiedział o tym, co się wtedy stało. I tak powinno być, pozostać.

— Nie mogę — wycedził w końcu przez zęby.

— Bo co? — Zapytał Jowisz, wpatrując się w niego; ósmy od Słońca nie odwzajemniał jego spojrzenia. — Bo co?!

— Bo nie! — Wrzasnął Neptun, znowu kopiąc krzesło. — To nie twoja sprawa!

Gazowy olbrzym prychnął i również podniósł się z krzesła.

— Gdy się przyjaźni sprawiałeś wrażenie zupełnie kogoś innego — powiedział cicho z żalem w głosie. — Teraz nie wiem, co mam o tobie myśleć. Jesteśmy razem, ale ty zachowujesz się inaczej niż gdy się jedynie przyjaźniliśmy. Co mam myśleć o tym wszystkim? Nic nie chcesz mi powiedzieć, nie wiem, o co chodzi, więc jak mam w ogóle jakoś z tobą o tym rozmawiać? Może to Saturn ma rację i to ty...

— Saturn ma rację?! — Neptun poczuł, jak zalewa go kolejna fala gniewu. — Saturn?! Ty siebie w ogóle słyszysz?! Czyli ty też uważasz, że jestem jakiś chory psychicznie?!

Jowisz westchnął głęboko, zanim się odezwał.

— Tego nie mogę wykluczyć — wymamrotał, a gdy zobaczył, jak drugi gazowy otwiera usta, by coś odpalić, dodał pośpiesznie: — ale zrozum, że ja chcę ci pomóc...

— Myślałem, że jest inny! — Wrzasnął ósmy od Słońca, znowu uderzając w krzesło. — Ale ty też uważasz mnie za chorego ja łeb idiotę, tak?! Wiesz co, w tym Saturn miał rację. Nikt mnie tu tak naprawdę nie chce, nawet ty! Powiedz, że to wszystko nie było naprawdę, powiedz, udawales. Przyznaj. Mnie się nie da choćby akceptować, to wszystko było jednym wielkim kłamstwem...

— Neptun, o czym ty mówisz? — Tym razem to Jowisz mu przerwał. — Oczywiście, że tak nie myślę!

Zapadła cisza. Ta taka niezręczna i nieprzyjemna cisza, która od zawsze przerażała Neptuna. Nie wiedział już, komu ma wierzyć i co ma już robić. To było za wiele. Zdecydowanie za wiele.

— Chodziło mi o to, że dziwnie się zachowujesz. Nie chcesz powiedzieć mi, o co chodzi, więc mam prawo skłaniać się ku słowom Saturna...

— Porostu powiedz, że ci przeszkadzam! — Przerwał mu, trzęsąc się z nadmiaru emocji. — Że mnie nie kochasz!

Jowisz gapił się w niego, jakby oniemiały. Milczał przez jakiś czas, poprostu go obserwując.

— Neptunie...

— Nie. — Przerwał mu stanowczo. — Wyjdź i nie wracaj. Wyjdź! Nie męcz się już ze mną i zapomnij o wszystkim!

Gazowy olbrzym otworzył usta, by powiedzieć cokolwiek, jednak zrezygnował z tego i spuścił wzrok na podłogę, błądząc po niej.

— Naprawdę tego chcesz..? — Zapytał cicho.

— Tak — odparł Neptun, nie myśląc. — Skoro wcześniej byłem „inny”, nie ma lepszego wyjścia.

Odwrócił się tyłem do Jowisza, by ten nie mógł wyczytać z jego twarzy żadnych emocji. Dopiero, gdy usłyszał oddalające się kroki, a potem zamykające się drzwi, odwrócił się gwałtownie i ze łzami w oczach. Miał ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie; dawno nie było już z nim aż tak źle. Bardzo dawno. Ci, co nie znali go zbyt dobrze, powiedzieliby, że cienie, które otaczały go w przeszłości zniknęły, jednak one cały czas z nim były; tylko zmieniały się co jakiś czas w zwykłą, coraz mniej widoczną mgłę. Ale później wracały. Wracały, zakrywając wszystko, co było wcześniej. Jednak już naprawdę długo nie było aż tak źle. Aż tak tragicznie.

Neptun wrzasnął i uderzył ręką w stół, krzywiąc się, czując chwilowy ból, który przez nią przebiegł. Zamknął oczy i stał przez jakiś czas w miejscu, a potem skierował się do łazienki.

Zawsze jest to drugie wyjście z każdej sytuacji – przebiegło mu przez myśl, zanim otworzył łazienkowe drzwi.

Opuszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz