Rozdział 16: Sylwester

182 11 10
                                    

Neptun zatrzymał się przed domem Saturna i obrzucił go wątpiącym wzrokiem. Musiał przyznać, że wolałby już chyba spędzić ten ostatni dzień roku samotnie, niż tutaj, ale wyjścia już chyba nie było. Z resztą jest z Jowiszem, a w środku powinien być też Uran, Pluton, Ceres i wszyscy inni, których znał... Jednak sama świadomość, że dzieje się to i Saturna, strasznie go zniechęcała.

— Jeśli chcesz, możemy wrócić — zaproponował Jowisz, widząc niespokojne zachowanie swojego chłopaka.

— Nie — odparł pospiesznie Neptun, po czym dodał: — przecież to tylko Saturn!

Tylko Saturn, a raczej ten szmaciany Saturn — dodał w myślach i otworzył drzwi.

Saturn uprzedził ich wcześniej, by nie pukali i poprostu weszli. W środku było przerażająco wiele miejsca; ten dom to była dosłownie willa, dużo, bardzo dużo większa od domu gazowego olbrzyma, który był i tak duży. W środku był już cały Układ Słoneczny oraz całe jego okolice. Neptun uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył Plutona, rozmawiającego z „fasolą”. Odwrócił się i poszedł w jego stronę, a Jowisz zaraz za mniejszym gazowym.

— Dawno się nie widzieliśmy — mruknął, na powitanie.

Planeta karłowata podskoczyła, gdy nakrył ją sporawy cień i usłyszała głos. Dopiero po chwili rozpoznał, że to jego przyjaciel.

— Widzę, że zawieranie znajomości idzie ci świetnie — skomentował, mrużąc oczy.

Haumea zaśmiała się cicho, ale milczała, stojąc obok Plutona i przyglądając się w zaciekawieniu dwóm pozostałym, gazowym planetom Układu Słonecznego. Jowisz wlepiał w Plutona rozbawione spojrzenie.

— Jaki malutki! — Stwierdził i dotknął czubka jego głowy ręką. — Jak moja ręka!

Neptun wywrócił oczami, a Pluton prychnął cicho.

— A czego spodziewałeś się po planecie karłowatej, największa planeto w Układzie Słonecznym? — Zapytał kąśliwie Pluton, wywracając oczami.

— Malutki jesteś — powtórzył gazowy olbrzym — twoja fasolowa przyjaciółka też. Uroczo!

— Czuję się, jakby fasola było moim drugim imieniem — odezwała się w końcu Haumea, dość rozbawiona.

— Neptunie — zwrócił się do przyjaciela karłowaty — czy nie możesz się obracać w nieco inteligentniejszym gronie?

Neptun pokręcił przecząco głową i pokazał mu środkowy palec, a Pluton odwzajemnił ten jakże miły gest.

— Idziemy się czegoś napić? — Zmienił temat ósmy gazowy, odwracając się w stronę towarzysza.

Jowisz uśmiechnął się i prychnął, krzyżując ręce na piersi.

— I skończysz jak po tej imprezie? — Zapytał, rozbawiony.

— Spadaj na drzwo...

— Drzewo! — Przerwał mu Jowisz, śmiejąc się. — Neptuniku, mówi się drzewo, a nie drzwo. Naucz się mówić.

Neptun rzuć mu jedynie mordercze spojrzenie i złapał go za rękę, po czym pociągnął w stronę mini barku.

***

Minęło już parę godzin, które zleciały naprawdę szybko. Neptun nie wiedział, czy dlatego, że dobrze się bawił, o dziwo, czy dlatego, że wypił znowu troszkę zbyt wiele. Aktualnie Neptun był w dużej łazience. Musiał umyć ręce, bo oblał się alkoholem i strasznie się one kleiły. Gdy wyjął ręce spod kranu i wytarł je w ręcznik, podszedł do niego bliżej Jowisz.

— Jesteś brudny na gębie — mruknął.

— Gdzie? — Zapytał szybko Neptun, unosząc jedną brew.

Jowisz prychnął i włożył rękę pod kran, po czym zbliżył się do Neptuna, by spróbować zetrzeć mu brudny ślad, jednak, gdy rozległ się głośny i radosny krzyk tej jednej planety, wołający imię jedynej żeńskiej planety w Układzie Słonecznym, Neptun odskoczył w tył jak poparzony.

— Wenus, patrz! — Rzucił rozbawiony do rozpuku Ziemia, gdy jego przyjaciółka pojawiła się w drzwiach, dodał: — Gdybym tutaj nie wszedł, doszłoby do czegoś!

— Zamknij ryj, bo by tak nie było! — Wrzasnął spanikowany Neptun; chciał, żeby przynajmniej na tą chwilę jego związek został pomiędzy nim, a gazowym olbrzymem. — Nic nas nie wiąże, ty tępa pało!.

— Czy aby na pewno? — Jowisz wyszczerzył się we wrednym uśmiechu i przymknął oczy, zerkając na Neptuna. Ten poczuł, jak pieką po policzki, od razu dodał głośno: — Tomato!

Wenus prychnęła cicho i oparła się o drzwi.

— Mówiłam, że oni będą razem — mruknęła w stronę Ziemi. — I przerwę wam, gołąbeczki, ale za dwie minuty północ i wszyscy zaczęli już wychodzić na zewnątrz.

Neptun zerknął pospiesznie na zegarek, a gdy ujrzał „23:58”, mruknął pod nosem:

— Cholera.

Wszystkie cztery planety szybko wyszły na zewnątrz, a ostatnia od Słońca szybko, po drodze, sięgnęła po swój ukochany, czerwony szalik, który przetrwał razem z nim kąpiel  w jeziorze podczas temperatury na minusie. W momencie, w którym wyszli, na niebie akurat rozbłysły kolorowe fajerwerki, a wokół dało się słyszeć strzały.

— Jak tu pięknie... — Wyszeptała Wenus. — Pójdziemy w centrum po innych? Dają szampana...

— Jak szampan, to nawet nie musisz prosić — przerwał jej Ziemia, a potem odbiegł szybko od pozostałych planet, a zaraz za nim Wenus.

Dwie gazowe planety Układu Słonecznego zostały same. W cudzysłowiu same, gdyż kawałek dalej wszyscy świętowali nowy rok, jednak można przyznać, że dzieliła ich pewna odległość. Neptun, podziwiając fajerwerki, odwrócił się w stronę Jowisza i popatrzył chwilę na niego. Wtedy gazowy olbrzym szybko przyciągnął go do siebie i zamknął odległość między nimi. Ta piękną chwila wydawała się trwać w nieskończoność, dopóki Neptun nie usłyszał głosu Ziemi i nie oderwał się pośpiesznie od Jowisza.

— Wenus, widziałaś?! — Pisnął, z kieliszkiem w ręce.

— Widziałam — odpowiedziała, uśmiechając się wrednie. — No to szczęśliwego roku dla nas wszystkich i mam nadzieję, że niedługo będzie wesele, bo dawno na żadnym nie byłam.

Neptun znowu poczuł, jak robi się czerwony, a Jowisz pokazał jej jedynie środkowy palec.

— Ja też — odparł wrednie. — Twoje i Ziemi.

Wenus zaczęła tłumaczyć mu, że nic nie wierzę jej z Ziemią, a Neptun przyglądał się temu, dość rozbawiony, z chęcią rzucenia: „Czy aby na pewno?”.

Opuszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz