Rozdział 23: Tajemnicze odwiedziny

148 11 15
                                    

Gdy Neptun otworzył oczy, dopiero po chwili ogarnęły go żal i wszystkie inne, ciężkie emocje po wydarzeniach z poprzedniego dnia. Westchnął ciężko i leżał chwilę bez ruchu, poprostu gapiąc się w sufit, a gdy w końcu zdecydował się wstać, otarł kołdrą o swoją poranioną rękę i krzyknął cicho, czując, jak bardzo go piecze i znowu dopiero po chwili przypomniał sobie, co zrobił wtedy wieczorem. Przygryzł wargę i skierował się do łazienki, po czym zaczął przeszukiwać szafkę pod zlewem. Po paru minutach wyciągnął zwinięty bandaż, po czym zawinął go sobie na ręce od łokcia do dłoni i pomaszerował do kuchni. Czuł się tak fatalnie, że na myśl o jedzeniu miał odruch wymiotny, więc wypił jedynie szklankę wody. Złapał za telefon i z żalem zobaczył, że nie ma żadnych wiadomości od Jowisza. Przez długi czas zastanawiał się, co ma zrobić; wczoraj targało nim zbyt wiele emocji, by mógł myśleć racjonalnie i chciał to wszystko naprawić, jednak nie wiedział, czy było jeszcze co ratować. Niby nie zerwali ze sobą, ale... Czy choćby próba skontaktowania się z gazowym olbrzymem miałaby sens? Neptun nie miał pojęcia, ale czuł takie poczucie winy przez to, jak go potraktował, wiedział, że musi go jakoś przeprosić. Nie było go stać na nic więcej, niż wystukać wiadomość „przepraszam” i później „chcę porozmawiać, spotkajmy się gdzieś, proszę”, chociaż i nad tym się długo zastanawiał. A co, jeśli go wyśmieje? Nie zgodzi się? Albo... Nie, Jowisz taki nie był; z nim dało się porozmawiać spokojnie.

Czas dłużył mu się strasznie, gdy czekał na odpowiedź. Jak wcześniej, nie robił nic poza leżeniem i gapieniem się w sufit, a gdy przyszło jakiekolwiek powiadomienie, przeszywał go dreszcze strachu, gdy włączam telefon, jednak za każdym razem okazywał się to być jakiś bzdet. W końcu po paru godzinach otrzymał odpowiedź; była dość krótka i nietypowa.

Jowisz: Most w parku za dwadziescia minut.

Neptun zerwał się z miejsca i od razu pobiegł do drzwi. Musiał wrócić się, gdyż zapomniał swojego czerwonego szalika, a bez niego chyba by zamarzł. Minęło jakieś dziesięć minut, a ósmy od Słońca był już na miejscu; prawie dosłownie biegł, by być pierwszy. Nie miał pojęcia, jak się zachować i co powiedzieć, lecz miał nadzieję, że przyjdzie to w momencie, kiedy zobaczy gazowego olbrzyma. Chyba nigdy w życiu Neptuna nie było bardziej stresujących dziesięciu minut od tych na moście. Oparł się o murek i zaczął obserwować odłamki lodu, które dryfowały w wodzie; powoli zaczynało się ocieplać. Mniejszy gazowy podskoczył, gdy usłyszał za sobą głos.

— Trzymaj szalik, bo nie mam zamiaru znowu cię ratować — zażartował cicho Jowisz, jednak jego głos był smutny.

Neptun westchnął ciężko i odwrócił się do niego, a gdy to zrobił, do jego oczu napłynęły od razu łzy, które próbował jak najbardziej w nich zatrzymać.

— Ja... — Zaczął, jednak głos mu się złamał. — Ja przepraszam... Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć, poprostu za dużo się stało wczoraj i...

— Wiem — przerwał mu gazowy olbrzym, widząc, jak bardzo trudzi się, by powiedzieć coś sensownego. — Ja też powiedziałem wtedy trochę za dużo... Też cię przepraszam.

Mniejszy gazowy gapił się chwilę w niego, a po chwili na jego usta wpełzł delikatny uśmiech i rzucił się na Jowisza, mocno go obejmując. Po chwili większy gazowy również przytulił go do siebie.

— Ja tak bardzo cię kocham... — Wyszeptał cicho Neptun.

Gazowy olbrzym odsunął się kawałek od niego, by móc spojrzeć mu w oczy; również uśmiechnął się lekko.

— Ja ciebie też — odpowiedział spokojnie i po chwili przyciągnął go do siebie, zamykając odległość pomiędzy nimi.

Neptun, w lekkim szoku, odwzajemnił pocałunek i musiał przyznać, że brakowało mu tego. Tkwili tak jeszcze przez parę sekund, gdy Neptun usłyszał gdzieś w tle grzmot, oderwał się od Jowisza i spojrzał na ciemne niebo.

— Tym razem to nie ja — zapewnił, wciąż uśmiechając się.

Jowisz wywrócił oczami.

— Wracajmy, bo zaraz zmokniemy i znowu będziesz chory — zadecydował.

Większy gazowy złapał mniejszego gazowego za rękę i skierowali się w stronę orbity Neptuna. Gdzieś w połowie drogi złapał ich już deszcz, więc zaczęli biec. Gdy byli już w miarę blisko orbity, Neptun zatrzymał się gwałtownie; pod drzwiami jego domu stało jakieś ciało niebieskie. Zamrugał, by upewnić się, że nie jest to jakiś dziwny wytwór jego mózgu, jednak nie; tam naprawdę ktoś stał. Odwrócił się szybko do Jowisza, a on spojrzał na swojego chłopaka.

— Tak, też to widzę — odparł od razu, wiedząc, o co niebieski gazowy będzie chciał zapytać.

Neptun odwrócił się na chwilę w stronę domu, po czym znowu wrócił spojrzeniem do Jowisza.

— Co robimy? — Zapytał, zaniepokojony.

Jowisz wzruszył krótko ramionami.

— Chyba nie mamy wyjścia, jak podejść i sprawdzić, kto to jest — stwierdził, ruszając do przodu.

Neptun szedł obok niego, a gdy zbliżyli się jeszcze bardziej, wyprzedził go. Ciało niebieskie, które stało pod jego drzwiami, było dosłownie niebieskie, a raczej  ciemnoniebieskie i na pewno było planetą; żeńską planetą. Tajemnicza miała przy sobie małą walizeczkę i odwróciła się w jego stronę, słysząc najwyraźniej jakieś kroki i uśmiechnęła się delikatnie, a Neptun o mało nie zadławił się powietrzem. Gliese 581.

Opuszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz