Rozdział 14: Mały wypadek

193 13 14
                                    

Neptun, słysząc dźwięk swojego telefonu, podniósł ociężałe powieki i ziewnął szeroko, po czym spojrzał na zegarek, a potem szybko na telefon.

- Kto i czego? - Mruknął, zaspany.

- No witaj, Neptunie. Mam świetny po...

- Ty jesteś naprawdę kurwa nienormalny - przerwał mu zdenerwowany Neptun. - Jest chwila po ósmej, a ty dzwonisz tylko po to, żeby mówić mi o jakiś świetnych pomysłach?

Ósma planeta wyłapała, że piąta planeta prychnęła pod nosem, rozbawiona.

Po co ty jesteś taki nerwowy od samego rana? — Zapytał ironicznie. — Dzień sobie zepsujesz.

— Spierdalaj i daj mi kurwa spać — wycedził przez zęby Neptun i nakrył się ponownie kołdrą po sam czubek głowy.

Ale po co przeklinasz co drugie słowo? — Jowisz wydawał się już lekko zirytowany. — Masz godzinę. Po dziewiątej jestem pod twoją orbitą.

Neptun już miał rzucać jakąś ostrą ripostą, jednak gazowy olbrzym musiał to przewidzieć i rozłączył się. Ostatnia od Słońca planeta westchnęła ciężko i jeszcze chwilę leżała w łóżku. Chwilę, a tak naprawdę jakieś czterdzieści minut, bo dopiero po nich Neptun zmusił się do wstania. Od razu udał się do kuchni i wstawił wodę, a do kubka wsypał trochę kawy i cukru, a przynajmniej tak myślał. Gdy zalał kawę ciepłą wodą i wziął pierwszego łyka, od razu odwrócił się do zlewu i wypluł pospiesznie ciecz, krzywiąc się.

— Kurwa! — Wrzasnął, zdenerwowany i szybko sięgnął po butelkę z wodą. — Walona sól.

Gdy wypłukał już usta, wziął swoją nieszczęsną kawę i wylał ją do zlewu. Może Jowisz miał rację i klął co chwilę, bo wstał dziś chyba lewą nogą, jednak to było już wpisane w jego charakter. Jeśli coś mu nie szło, albo wszystko rozwalał, albo wykrzykiwał non stop niezbyt kulturalne sformułowania jedno po drugim.

Neptun ostatecznie postanowił nie jeść śniadania, gdyż nie był głodny, tylko poszedł już przer lustro, by owinąć się szalikiem i być już gotowym na przyjście drugiej planety. Gdy otworzył drzwi, uderzył w niego chłodny wiatr, a ósma od Słońca planeta skrzywiła się, czując zimno.

— Kto wymyślił coś takiego jak zima — wymamrotał do siebie, zakrywając się bardziej szalikiem.

— Nie wiem, ale ten ktoś miał chyba meteory w głowie albo czarne dziury — Neptun odwrócił się gwałtownie, słysząc czyjś głos i uśmiechnął się, gdy ujrzał tego, kogo wyczekiwał.

— Ubytki w twoim mózgu w wigilię były jak czarne dziury — burknął Neptun, odwracając się w stronę gazowego olbrzyma. — Więc... Co to za genialny pomysł, dla którego musiałem tam wcześnie zrywać się z łóżka?

Jowisz zaśmiał się cicho.

— Żaden niesamowity...

— Zaraz ci przywalę — zagroził mu Neptun. — Lepiej nie mów, bo dostaniesz z huragana. Dowiem się na miejscu.

Gazowy olbrzym prychnął jedynie i odwrócił się.

— Więc chodź — powiedział jedynie, kierując się w stronę parku.

Niebieski gazowy westchnął i szybko dogonił go, cały czas trzymając ręką swój szalik, by ciaśniej do niego przylegał. Wiatr, wraz ze śnieżnymi drobinkami, strasznie drażnił go i Neptun wciąż był zszokowany, że jeszcze się nie rozchorował, bo przeważnie w tę jakże ukochaną porę roku chory był już z conajmniej dwa razy. Gdy dotarli do parku, zatrzymali się akurat przy jeziorze.

— I co? — Zapytał powątpiewająco.

— Jajco — odparł Jowisz, szczerząc się wrednie i mrużąc oczy. — Poprostu chciałem się z tobą przejść; lubię to miejsce.

Neptun już miał coś odpowiedzieć, jednak silny podmuch wiatru szarpnął jego szalikiem i poniósł go za sobą. Gazowa planeta szybko podskoczyła, by go złapać, jednak zakończyło się to niepowodzeniem.

— Kurwa! — wrzasnął po raz kolejny, widząc, że czerwony szaliczek ląduje na środku zamarzniętego jeziora.

— Za przeklinanie dostajesz pieniądze czy co — wymamrotał Jowisz, jednak Neptun skupił się na misji ratunkowej swojej własności.

Nie zastanawiając się zbyt długo, a raczej wcale, Neptun dotknął lekko lodu; wydawał się dość gruby, więc powoli i ostrożnie stanął na nim, wciąż bardzo blisko brzegu.

— Teraz tobie czarna dziura zjadła chyba pół mózgu — krzyknął za nim Jowisz. — Złaz z tego lodu!

— Nic mi nie będzie! — Upierał się wciąż Neptun, posuwając się coraz bliżej i odwracając do Jowisza. — Widzisz?

Nie czekając na odpowiedź, przyspieszył lekko tempo i po krótkiej chwili był na środku jeziora. Ledwo zdołał podnieść szal, kiedy usłyszał głośny trzask, a prawie całe jezioro przeszyło długie pęknięcie. Neptun otworzył szeroko oczy i znowu niewiele myśląc rzucił się przed siebie w stronę brzegu. Na jego nieszczęście, poślizgnął się na lodzie i upadł prosto na twarz. Szybko podniósł głowę i zdołał zobaczyć na lodzie czerwony ślad, kiedy on pękł i otoczyła go lodowata przestrzeń. Neptun szybko poruszył rękoma, a gdy znalazł się na powierzchni wziął głęboki wdech. Poczuł ucisk na ręce i po dłuższej chwili już leżał na brzegu, obok Jowisza, ciężko i szybko oddychając.

— Mówiłem, żebyś tam nie wchodził! — Wrzasnął w lekkiej panice Jowisz i nachylił się do niego. — Nowy bym ci kupił, mogłeś sobie ten szalik darować.

Neptun nie odpowiedział, gdyż wciąż strasznie szybko i płytko oddychał, przez wysiłek, jakim było pływanie w wodzie o temperaturze na minusie i strachu, jaki go przez chwilę otoczył. Nagle Jowisz złapał jedną ręką jego podbródek i uniósł lekko w górę, by się mu przyjrzeć.

— Cholera... — Wymamrotał pod nosem i do siebie Neptun.

Jowisz szybko wyjął paczkę chusteczek i przyłożył do nosa Neptuna.

— Krew ci leci — wyjaśnił.

Neptun przejął chusteczkę i przyciskał ją do swojej twarzy, powoli wyzbywając się całego strachu i odzyskując kontrolę nad swoim oddechem oraz innymi czynnościami.

— Idziemy do mnie, bo bliżej — zadecydował gazowy olbrzym i nie dając Neptunowi szansy na sprzeciwy, złapał go pod ramię i sprawnym ruchem postawił. — Nawet nie zaprzeczaj; trzęsiesz się jak galareta.

Neptun westchnął ciężko, ale jedynie skinął głową i ruszył powoli, wciąż w lekkim szoku, w stronę domu Jowisza.

Opuszczę dla ciebie Układ Słoneczny [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz