16

23 4 2
                                    

Martina Malfoy

Grudzień przyszedł szybciej niż się spodziewałam. Kiedy rano się obudziłam zobaczyłam w moim dormitorium świąteczne ozdoby. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się grymas. Nie lubiłam świąt. Wydawały mi się być zbyt sztuczne. Każdy się uśmiecha i życzy drugiej osobie wszystkiego dobrego nawet jak tej osoby nie zna lub nie lubi. Przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Jest po ósmej i na szczęście nie ma dzisiaj lekcji, bo jak już wspominałam jest grudzień, a co za tym idzie? Ozdabianie Hogwartu. Dyrektor przez ostatnie dwa tygodnie o tym wspominał. Jakbyśmy za pierwszym razem nie słyszeli.

Przebrałam się i poszłam do pokoju wspólnego. Znajdowało się tam sporo osób w tym Matteo z bratem, więc do nich podeszłam.

- Cześć. - powiedziałam siadając obok Toma.

Oboje się ze mną przywitali.

- A ty co masz taką minę? - zapytał uśmiechnięty Matteo.

Popatrzyłam na niego z zmarszczonymi brwiami.

- Czy to nie jest oczywiste? - zapytałam. - Nie widzisz tych wszystkich świątecznych ozdób? 

Chłopak uniósł jedną brew do góry i niedowierzał temu co usłyszał.

- Widzisz! - krzyknął niespodziewanie Tom. - Nie tylko ja nie lubię Świąt.

Popatrzyłam na starszego z uznaniem i nieświadomie przybiliśmy sobie piątkę. Po tym nastąpiła niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Matteo.

- Mam nadzieję, że chociaż Nicole będzie bardziej uradowana tym czasem. - powiedział i gdzieś poszedł nadal coś do siebie mówiąc.

A ja zostałam sama z Tomem, któremu też chyba nie było na rękę siedzenie tutaj.

- Martina! - usłyszałam irytujący głos mojego brata.

- Co chcesz? - zapytałam wywracając oczami.

- Rozumiem, że nie lubisz tych wszystkich ozdób, ja tak samo, ale jak widzisz staram się pomagać. - powiedział sugerując, żebym też zaczęła coś robić.

Wzruszyłam ramionami i szybko wstałam biegnąc do wyjścia. Za sobą słyszałam prawdopodobnie śmiech Toma i krzyki Draco. Zatrzymałam się dopiero gdy byłam przy Wielkiej Sali. Weszłam do środka trochę zdyszana. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam chyba z trzy choinki, multum wieńców i innych bzdur.

Zobaczyłam też Nicole z Matteo, którzy o czymś dyskutowali. Towarzyszyła im przy tym salwa śmiechu. Podeszłam do nich zniechęcona tymi wszystkimi ozdobami. Siedzieli przy stole Gryffindoru przez co wiele osób patrzyło na mnie nie zbyt przyjemnie. Ale ignorowałam to. Z resztą na Matteo też tak patrzyli i nic sobie z tego nie robił.

- Co tacy szczęśliwi? - zapytałam siadając obok brunetki.

- Weź idź stąd zanim nam humor zepsujesz. - powiedział Riddle.

- Pfff, raczej ty mi popsujesz. - odparłam.

- Ja tam jestem podekscytowana tymi Świętami. - odezwała się Nicole. - Jeszcze nie miałam okazji ich przeżyć.

- Ja nigdy nie miałem takich wiecie, super Świąt. - powiedział Matteo. - W sierocińcu nie było jakoś fajnie.

No, dobra. Rozumiem ich, że są zafascynowani tymi Świętami, bo nigdy ich nie przeżyli, ale no, bez przesady. Święta w Malfoy Manor nigdy nie były... Świętami. Niby składaliśmy sobie życzenia i inne takie, ale tak jak mówiłam wszystko wydawało mi się być sztuczne.

- Idę na spacer. - powiedziałam i wstałam od stołu.

Chyba nawet nie zauważyli, że odeszłam bo byli zbyt pochłonięci rozmową, której nawet nie słuchałam. Wyszłam na zewnątrz, gdzie biały puch pokrywał wszystko. Akurat lubiłam zimę. Szczególnie wieczorami, gdzie ulice były oświetlane latarniami i sypał śnieg. Wtedy lubiłam wychodzić z domu i spacerować ulicami Wiltshire. Zima w Wielkiej Brytanii zawsze była łagodna, dlatego ją kochałam.

Przypadkowe spotkanie może zmienić wszystko  // HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz