Kretyn

12.2K 698 455
                                    

Obudziłam się o 11:15.Zwykle wstaje wcześniej ,ale po tym nocnym wydarzeniu chyba mi się należało.To straszne, spotkałam Killera.Jeff the killera.Dlaczego zostawił mnie przy życiu. Dlaczego mnie nie zabił. A może go tylko wymyśliłam i nigdy go tu nie było?-Zmarszczyłam brwi. -Już wiem jak to sprawdzę. Mój rysunek. Zostawiłam go na parapecie , pod oknem. Jeżeli nie jest na swoim miejscu , to znaczy że ktoś tu był.-Wygrzebałam się z kołdry i wstałam. Powolnym krokiem zbliżyłam się do owego mebla. Okno było otwarte a rysunek leżał na ziemi, ale nie pod oknem tylko obok biurka. Podniosłam go. Ktoś coś na nim nabazgrał:

Bardzo ładne, dziś wracam.

On tu był.Jeffrey tu był. Pewnie szykuje jakąś masakrę z moim udziałem. Kazał mi nikomu nie mówić. Spojrzałam przez okno. Nikogo nie było, ale jednak czułam ,że ktoś na mnie patrzy.Dziwne uczucie. Dobra trzeba coś zjeść.-Zeszłam po schodach do kuchni.Cioci Sandry nie było. W oczy rzucił mi się mój migający telefon.Ktoś napisał do mnie esa.

Abisiu zostanę jeszcze 3 dni , nie ma sensu wracać , mam zbyt dużo papierkowej roboty a wujek wyjechał w delegacji, całuski Ciotunia Sandra.

- Nooo, to chyba jakiś chory żart! Mam tu być sama aż 3 dni. Dobre sobie. Tak ,tak. Przyjedźcie sobie a ja będę po prostu leżała. Trupem. Dziękuję bardzo. Dziś ma do mnie przyjść morderca a wy se balujecie. Czy może być gorszy dzień. Do bani!-Wzięłam mleko z lodówki i płatki czekoladowe z szafki. Jadłam powoli. Cały czas w głowie miałam słowa Killera. ,,Ty....Chcesz.....Dlaczego?". To było dziwne.-Dobra już skończyłam, szybkie zmywanko i trzeba się ogarnąć.-Pobiegłam na górę do łazienki. Umyłam twarz świeżą wodą i wypucowałam zęby. Dobra teraz garderoba.

-Co wybrać?-Przeleciałam ręką po ubraniach.Trudny wybór , bo wszystko mam ładne. Aaaaa moożee. Tak to będzie dobre. Długa czarna koszulka z wycięciami na plecach i na długich rękawach z napisem ,,Kepp Me Alive". Do tego krótkie spodenki i trampki. Ładnie. Dobra teraz trzeba się rozejrzeć po mieście. - Wyszłam i zamknęłam dom. Ptaszki ćwierkały a wszystko było skąpane w słońcu. W porządku widok. Już miałam włączyć jakąś Metalową muzę , gdy wtem ktoś do mnie podbiegł i przytulił. Z trudem odwróciłam głowę , gdyż myślałam ,że to Jeff. Aaa jednak nie . To tylko ten pacan Tonny.

-Łapy przy sobie. Co? Misia zgubiłeś?- Dość wrednie to zabrzmiało, no ale trudno taka już jestem.

-Wiesz, chyba właśnie go znalazłem.-Dodał jeszcze ten swój łobuzerski uśmieszek. Bez wahania sprzedałam mu liścia w twarz. Co za kretyn.

- Czy ja ci wyglądam na tutejszą Barbie? - Wydarłam się na niego i zmarszczyłam brwi.Chłopak dokładnie mi się przyjrzał. Rzeczywiście , nie wyglądałam jak tutejsza locha.

-N..Nie. Właśnie dlatego cię lubię Ebi.Wybierasz się może do miasta?- zapytał.

-Tak , a co? - odparłam.

-Mogę ci towarzyszyć? To chyba znak z niebios , że spotkaliśmy się w tym samym czasie.

-Możesz ale zero dotykania mnie.Rozumiesz?

-Ah..Rozumiem i dziękuję łaskawa pani.-Po tych słowach wziął moją dłoń i ucałował.A ja znowu go uderzyłam w twarz.

-Mówiłam. Zero dotykania.

-Ał..Dobra za drugim razem zrozumiałem - zaśmiał się.

- No i bardzo dobrze. Mieszkasz gdzieś w okolicy? - spytałam , gdyż zaciekawiło mnie iż tak po prostu wpadłam na niego w strefie objętej ochroną.

- Taak, mieszkam z trzy domy dalej. Teraz przynajmniej wiem gdzie i ty mieszkasz. - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.

- Nie zapraszam , pod nieobecność właścicieli nie wpuszczam nikogo.

- Musisz być bardzo odpowiedzialna.

- Wieesz, ktoś musi w tym domu nosić spodnie. - Szliśmy już jakieś 13 minut. Miasto tutaj było takie pełne słońca i bardzo wesołe.Wszyscy gapili się na mnie jak na nienormalną. Chyba nie codziennie u nich było widowisko dziewczyny ubranej jak na Halloween. Krępujące. Czy oni nie mają własnego życia?

-Tonnuś....Tonnuś...-Jakiś odległy głos.Odwróciliśmy się.Jakaś różowa Pinky Pay do nas biegła. Gdzie ona ma oczy. Wygląda jakby uciekła z psychiatryka.Ale żal. - Tonnuś co tam u ciebie słodki- powiedziała poprawiając włosy.

-U mnie bardzo dobrze. Poznaj moją dziewczynę. Ma na imię Ebi.-Powiedział po czym przyciągnął mnie bliżej siebie. Już nie chciało mi się znów go pouczać. Zabawnie było patrzeć jak ta różowa zmienia się w czerwonego buraka ze złości.Heh.

-C..Co?To ty masz już dziewczynę. Od kiedy?

-Od wczoraj.- Chyba on się za dobrze bawi z tym kłamstwem.

-S..super to ja już pójdę.-Ale ona zrobiła z siebie idiotkę. Zamiast zachować odrobine dumy ucieka z podkulonym ogonem.

-Może mi powiesz kto to był? - spytałam.

-A co zazdrosna.-Ruszyliśmy przed siebie a on dalej trzymał rękę na moim ramieniu.

-Dobra to ja spadam.Nara. - Nie miałam ochoty na tak płytką sprzeczkę.

-Nie. Czekaj.-Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.-To jest Violletta Anna.

-Ma na nazwisko Anna?Powiem ci , że fejm dojebany.

-No wiem, a ty jak masz.

-Fillberk.-Na co się zaśmiał.

-Serio?

-Tak. Serio.A może teraz ty się pochwalisz geniuszu.

-A wiesz,że chętnie.Ja natomiast na nazwisko mam Perform.

-Tonny Perform?

-Abigail Fillberk?

-Tak i na prawdę muszę już wracać do domu.

-Okej, okej. To ja cię odprowadzę.

-Skoro musisz?-Teraz trzeba wracać.O nie.Zapomniałam o Jeffie. Ale nie mogę nikomu powiedzieć.Co robić? Co robić?Fak fak faaak!

-Ebi?

-Co?- Poczułam ciepłe usta na moich. Ton mnie pocałował. Zszokowana tą sytuacją instynktownie zaczęłam go odpychać -Tonny.... to nie jest odpowiednia chwila.

-A kiedy będzie?

-Nie wiem.- Przytulił mnie.Oddałam.-Pa.

-Pa.-Weszłam do domu.Zaczęłam się rozglądać.Nikogo nie było.Wszystkie okna pozamykane.Co za ulga. Skierowałam się do kuchni , sięgnęłam do szuflady po największy a jednocześnie najostrzejszy nóż jaki miała ciocia Sandra . Zabawne dlaczego to zawsze musi być nóż ? Dlaczego to nigdy nie jest wykałaczka?

Jeff The KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz