Miałam rok na poznanie Australii i zdecydowanie o swoim życiu.
Zmiany. Zmiany. I jeszcze raz zmiany. Szybkie, niezależne od nas i nieprzewidywalne.
Przeżyłam ich tyle, że przecież kolejne nie powinny mnie ruszyć. Ale byłam tylko prostą dziewczyną, która każdego dnia zastanawiała się nad sensem swojej egzystencji.
I prawdopodobnie dalej go nie znalazłam, bo przecież jeśli byłabym spokojna w swoim dotychczasowym życiu, nie zamieszkałabym na innym kontynencie, gdzie zostałam całkowicie samotna.
Usłyszałam denerwujący budzik, a chęć mordu na nim - wzrosła o jakieś pięćset procent.
Leniwie kliknęłam przycisk, powoli otwierając oczy. Nienawidziłam spać w nowych miejscach, ponieważ mój sen był wtedy najgorszy. I kiedy tego dnia powinnam być wyspana i pozytywnie nastawiona, to ja czułam się, jakby ktoś przejechał po mnie walcem. Powieki miałam sklejone, a kręgosłup bolał od twardego materaca. To łóżko nie należało do najwygodniejszych.
Podniosłam się do siadu, przyzwyczajając wzrok do światła, które wpadało przez wielki balkon. Puchata kulka poprawiła się na pościeli, tuląc do mojego ciała. Węgielek głośno zamruczał, zapewne dopiero się rozbudzając. Ten kot był większym śpiochem niż ja.
Rozglądnęłam się, przypominając sobie, że przecież nie jestem w swoim ukochanych mieszkaniu w Vegas.
Jestem w pieprzonej Australii.
Mieszkanie było malutkie, lecz wystarczające. Mieszkałam w niedużej kamieniczce, wybudowanej na jednym z najstarszych osiedli w Sydney. Dosłownie kilka kroków od siebie miałam słynną operę, która była dobrze znana zarówno dla tego miasta, jak i kraju.
Sypialnia składała się jedynie z łóżka oraz niewielkiej szafy. Właściwie nie miałam nic więcej, ponieważ pokój nie należał do największych. Tak naprawdę, to nie posiadałam tutaj nawet własnej toaletki czy biurka. Przez ostatnie dwa dni, malowałam się w przy stole w kuchni, które zostało moim biurem, toaletką oraz miejscem, gdzie mogłam zjeść w miarę przyzwoity posiłek.
Nie mogłam spodziewać się niczego więcej, bo przecież było to mieszkanie dla dziewczyny, która ma jedynie wykładać dla grupy studentów. To wciąż brzmiało dość mało realnie.
Dzisiejszy dzień był moim pierwszym na uczelni. Czułam się, jakbym to ja była studentką i wybierała się na wykłady. Nie dowierzałam, że tym razem to ja stanę po drugiej stronie i będe w pewien sposób autorytetem dla młodych ludzi, którzy byli tylko kilka lat młodsi odemnie. Miałam jedynie nadzieję, że zostanę zaakceptowana przez grono pedagogiczne oraz studenckie. Tylko na tym mi zależało.
Wstałam z łóżka, przechodząc do łazienki. Potrzebowałam wziąść szybki prysznic, aby się rozbudzić. Głowa cholernie mi ciążyła, jakbym przynajmniej była na kacu.
Weszłam pod deszczownicę, opłukując ciało wodą. Mięśnie zaczęły się rozluźniać, dając przyjemne ukonie. Powoli zaklimatyzowywałam się w nowym otoczeniu, chociaż nie było łatwo.
Przez ostatnie dwa dni poznałam tylko jedną osobę. Max Collins został mi przydzielony jako mój przewodnik? Odebrał mnie z lotniska i pokazał mieszkanie. Podobno był kimś na zasadzie przewodniczącego rocznika, którego miałam uczyć. Było to dość zabawne, że młodszy chłopak opowiadał swojej przyszłej wykładowczyni o życiu w Australii. Nawet go polubiłam, chociaż widzieliśmy się dosłownie dwa razy. Wczoraj zaprosił mnie na kawę, aby opowiedzieć o uczelni oraz przekazać plan zajęć. Wydawał się dość speszony, a nawet może zestresowany? Zapewne myślał, że okaże się suką, która będzie chciała udupić każdego.

CZYTASZ
Destruction desire
RomanceChiara spędziła ostatnie dwa lata na rozwoju osobistym. Wróciła do codzienności, studiując i mieszkając w rodzinnym mieście. Przed nią ostatni rok studiów magisterskich. Jej pierwotnym planem było zakończyć je w Rimini, lecz już pierwszego dnia spot...