40. Sen o przyszłości.

266 12 7
                                    

Miało już być spokojnie.

Pov. Alan

Opłukałem ciało zimną wodą, aby się rozbudzić. Od rana nie potrafiłem powrócić do żywych, chociaż spałem około dziesięciu godzin, a dziś była sobota, więc mogłem sobie wiele rzeczy odpuścić.

Ten tydzień nie należał do najprostszych. W końcu musiałem zmienić swoją rutynę, wykreślając z niej spotkania z Abelli, a wpisałem rozmowy na kamerce. Było to dość utrudnione, ponieważ różnica osiemnastu godzin wcale nam nie ułatwiała kontaktu. Zazwyczaj zarywałem swoją przerwę, aby zamienić z nią kilka zdań. Zawsze poprawiało mi to humor i nastawiało pozytywnie do całego dnia.

Byłem tak cholernie szczęśliwy, że mogliśmy mówić słowo:kocham cie, bez żadnych przeszkód. To jest tak uskrzydlające, że czasami uśmiech nie potrafił zejść mi z twarzy. I może nie byliśmy parą, to zachowywaliśmy się jak kompletni szaleńcy.

Uwielbiałem to.

Miałem w planach niedługo ją odwiedzić. Na razie mieliśmy niezły zamęt w firmie, co było skutkiem jej otwarcia. Wiele nowych klientów, spory z ojcem czy poszukiwanie sponsorów i pracowników. Liczyłem, że za około miesiąc wszystko wróci na odpowiednie tory i będę mógł odwiedzić ją w Sydney.

Już nie mogłem się doczekać, aby spędzić z nią dzień i zobaczyć jak się jej żyje.

Bo niczego bardziej nie pragnąłem niż jej szczęścia.

Owinąłem się w pasie ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. W mieszkaniu panował spokój. Nawet radio czy mucha nie zakłócały tej pustki.

Przeszedłem do garderoby, gdzie ubrałem bokserki oraz czarne dresy. Postanowiłem pozostać bez koszulki, ponieważ na zewnątrz było naprawdę ciepło, a nie miałem planów na resztę wieczoru. Praktycznie cały dzień spędziłem na siłowni, albo się leniąc przed telewizorem, oglądając kolejny sezon Peaky Blinders.

Włosy jedynie przetarłem ręcznikiem, a kilka kropelek spadło na mój brzuch. Czułem się już znaczenie lepiej. Nawet mogłem pokusić się o stwierdzenie, że byłem orzeźwiony.

Zszedłem po schodach do kuchni, zaczynając robić kolację. W głowie obmyślałem rzeczy, które musiałem jeszcze dziś zrobić. Odpuściłem pracę, więc sprawdziłem godzinę. Dochodziła dwudziesta. Może zaproszę Rafaela na piwo i grę na PlayStation? Lubiliśmy to robić, ponieważ czuliśmy się, jakbyśmy mieli znów po siedemnaście lat. Z chęcią wróciłbym do tych czasów.

Wspólne imprezy, ucieczki z domu czy leniuchowanie przez cały dzień na kanapie. Było wtedy tak spokojnie. Nie musieliśmy się martwić o problemy dorosłości.

A teraz?

Mamy już prawie po dwadzieścia osiem lat. Niedługo zapewne Rafael oświadczy się Evans, założą rodzinkę i będą żyli na idealnym osiedlu. Cóż u mnie z Chiarą będzie to dość opóźnione, ponieważ my dopiero poznajemy smak miłości.

Dlatego ich dzieci będą mieć już po dwadzieścia lat, a nasze nawet nie wyjdą z pieluch. O ile w ogóle się ich dorobimy.

Zawsze śmialiśmy się z Rafem, że nasi synowie zostaną przyjaciółmi. Będą tacy jak my, albo i gorsi. Raczej świat nie jest przygotowany na młodszą wersję mnie. Przecież to byłby pomiot Szatana! I pewnie jeszcze namawiałby syna Rafaela do złego.

Właściwie to brzmi jak dobry plan.

Zaczęłam mieszać skyr z miodem, aż nagle usłyszałem dźwięk windy. Znów zapomniałem jej zamknąć.

Destruction desireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz