One już nie świeciły tym samym blaskiem.
Gwiazdy. Jak teraz rozumiałam to słowo? Na kilka sposób.
Przedtem były to dla mnie puste białe plamki na niebie, które po prostu ładnie wyglądały. Wpatrywałam się w niebo, aby zaczerpnąć chwilowo spokoju. Były taką formą oderwania i zobaczenia czegoś innego.
Niebo podczas dnia, też było ładne, ale dlaczego to akurat gwiazdy wywoływały w nas tyle emocji?
I dlaczego teraz, jak patrzyłam na fioletowe niebo, pełne gwiazd, czułam obrzydzenie? Do samej siebie. Za swoje wybory, słowa i czyny. Za wszystko. Nie potrafiłam spojrzeć na nie tak samo, jak jeszcze kilka lat temu. Czułam od razu chłód na sercu, które i tak było rozbite na milion kawałeczków.
A najgorsze były łzy. Z czasem przyzwyczaiłam się do słonej ścieżki, która wypaliło piętno na mojej skórze. Była dla mnie odznaką za to, co przeszłam. Za każdy dzień, który przeżyłam. Chociaż czasami miałam ochotę skończyć to wszystko i zaznać upragnionego spokoju.
Kiedy myślałam, że wszystko się ułoży - wszystko się spierdoliło.
Dosłownie.
I to wszystko przez jeden pieprzony dzień.
Który był destrukcją mojego serca.
Przekręciłam się na drugi bok, ale zamiast wtulić nos w hotelową pościel, zanurzyłam go w ciepłej skórze. Zmarszczyłam brwi, lecz zaraz przypomniałam sobie, że to pewnie Emil, który rozłożył się na całym materacu.
Ale jednak mój przyjaciel nie pachniał papierosami i obrzydzliwą wodą kolońską, od której bolała mnie głowa.
Dreszcz przeszedł moje ciało, które i tak było okryte jedynie cienką kołdrą. Wspomnienia majaczyły po umyśle, a ja zaczynałam łączyć wszystko w całość.
- Cazzo!- szepnęłam, otwierając szeroko oczy.
Urosły one do poziomu piłek golfowych, widząc nagiego mężczyznę obok mnie.
Japierdole kto to jest?!
Przekręciłam głowę i rozbieganym wzrokiem szukałam dowodów ostatniej nocy. Ciuchy leżały porozrzucane na dębowej podłodze, a zużyta prezerwatywa raziła mnie w oczy.
Przeklęłam swoją tępotę w myślach i uniosłam na rękach, aby chociaż trochę przypomnieć sobie do czego tutaj zaszło. Ale wszystko na marne.
Jedynie mogłam dostrzec, że znajdowałam się w naprawdę pokaźnej willi. Sam pokój nieznanego mi mężczyzny był rozmiarów apartamentu, a zza zasłon rozpościerał się widok na ogromny zadbany ogród.
Odrzuciłam na bok kołdrę, zbierając z podłogi czerwoną sukienkę. Odetchnęłam, kiedy obok niej znajdowała się torebka z której wygrzebałam telefon.
Jeszcze bardziej się mordowałam w myślach, widząc godzinę trzynastą na zegarze.
- Chiara jesteś idiotką. IDIOTKĄ - poklepałam się w czoło, przypominając sobie o kończącej się dobie hotelowej w naszym hotelu.
Podeszłam z rzeczami do drzwi, które okazały się prowadzić do łazienki. Zamknęłam się na klucz i usiadłam na toalecie. Wszystko mi wirowało, co było spowodowane naszym alkoholowym wieczorem.
Wraz z moim przyjacielem Emilem, postanowiliśmy pojechać do Mediolanu na tydzień. Za dwa dni rozpoczynaliśmy ostatni rok studiów artystycznych, aby uzyskać tytuł magistra.
Już od ponad roku mogłam pochwalić się licencjatem z tego kierunku. Dawno nie czułam się tak dumna, mogąc podpisywać się na ważnych dokumentach, właśnie takim tytułem.
CZYTASZ
Destruction desire
RomanceChiara spędziła ostatnie dwa lata na rozwoju osobistym. Wróciła do codzienności, studiując i mieszkając w rodzinnym mieście. Przed nią ostatni rok studiów magisterskich. Jej pierwotnym planem było zakończyć je w Rimini, lecz już pierwszego dnia spot...