Rozdział XIII

9.3K 277 35
                                    

Caleb

Nie było mi łatwo patrzeć na to, jaki moi ludzie byli w trakcie egzekucji Destiny. Obserwowałem jednak cały czas, wracając myślami do wczorajszego wieczora, gdy ta kretynka mierzyła we mnie – i Elen co najważniejsze – spluwą. Po tym wszystkim, wspólnie z ojcem podjęliśmy decyzję o jej śmierci. Michael uważał, że takie zachowanie jest niedopuszczalne, przez co kobieta powinna ponieść konsekwencje, w postaci śmierci z rąk moich ludzi. Na początku nie byłem co do tego tak bardzo przekonany, ale uświadomiłem sobie to, że Destiny stanowiłaby dodatkowe zagrożenie dla Eleanor. Przystałem więc na propozycję ojca.

Troy był w trakcie czegoś, co wręcz uwielbiał podczas powolnego torturowania naszych ofiar – za pomocą ciężkiego młotka, miażdżył stopy dziewczyny, która wydawała z siebie przerażające krzyki. A ja... Ja stałem w kącie i patrzyłem na wszystko, myśląc jedynie o Hoover, będącej pod opieką Melanie i Dave'a, kilka drzwi ode mnie. Ojciec stał obok mnie, totalnie niewzruszony tą sceną. Czasami miałem wrażenie, że jego serce jest zbyt lodowate, by ruszyło go cokolwiek – to samo Troy, który w tym wszystkim był jeszcze bardziej przerażający, niż Michael.

- Nie uważasz, że wspaniale się na to patrzy? – mruknął do mnie ojciec, oblizując dolną wargę. – Te krzyki, widok krwi... Oglądałbym to przez cały czas, popijając te dobre czerwone wino Eleanor – zamachał mi przed nosem lampką wina, wypijając go jednym chlustem.

Prychnąłem pod nosem, zapatrzony w cierpiącą Destiny i sam pociągnąłem łyk tego obrzydliwego wina. Gdyby nie ojciec, w życiu bym go ponownie nie spróbował. Eleanor była gustowną kobietą, ale tego gustu nie miała, jeśli chodzi o wybór win.

- To...Dość przyjemne – sarknąłem, wygładzając swoją czarną koszulę.

Pomieszczenie wypełniała chwilowa cisza – Desitny spuściła głowę, zasłaniając twarz kurtyną włosów, upaćkanych krwią. Jej dłonie były skute łańcuchami, a palce pozbawione jej długich paznokci. Stopy pokrywała szkarłatna ciecz, a w brzuchu widniały trzy rany od tępego noża brata. Wyglądała jak laleczka, uwięziona z bestiami, które już zaraz miały zakończyć jej życie.

Troy jeszcze trochę poznęcał się nad dziewczyną, dopóki nie spuściłem z siebie trochę powietrza i nie wszedłem na sam środek lochu. Obrzuciłem jeszcze raz spojrzeniem zmasakrowaną Tremblay, drapiąc się po zaroście.

- Skręćcie jej kark. Nie mamy czasu na więcej zabaw – poleciłem, a następnie skinąłem do ojca, podchodząc do drzwi.

Wschodnia część Rezydencji, była najmroczniejszym miejscem, jakie kiedykolwiek widziałem. Roiło tu się od samych morderców – w tym mojego brata – którzy wyglądali jak wszyscy psychopaci z horrorów. Ściany były z cegieł, które gdzieniegdzie miały pęknięcia. Betonowa podłoga, dodawała więcej strachu, a korytarze oświetlone były starymi kinkietami, z palącymi się już żarówkami. Cóż, to miejsce nie było przyjemne, jakie wydawało się z zewnątrz. Brakowało tu tylko gargulców i zjaw, które dodatkowo by straszyły moje ofiary.

Podczas gdy ja mogłem w spokoju zjeść upragniony obiad, Troy zmywał z siebie krew w kuchni. Kurwa, w kuchni. Jego bluza wyglądała tak, jakby pozabijał przynajmniej z dziesięć dzików. Na twarzy miał pojedyncze krople krwi. Zlew wręcz świecił się w bordowej cieczy, a ten dupek nie zdawał sobie sprawy z tego, że to miejsce jest użytkowane przez każdego z nas, do innych potrzeb, niż zmywanie z siebie krwi ofiary.

- Czy naprawdę muszę patrzeć i wąchać smród tej krwi, kiedy próbuję zjeść obiad? –fuknąłem na niego, krojąc steka. Gdy mnie zignorował, warknąłem: - Troy, do kurwy, nie lekceważ mnie, bo dostaniesz w pierdol.

THE HETMAN - Mafia Life #1 || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz