Rozdział XXVI

9.5K 242 80
                                    

Eleanor

Można by było powiedzieć, że moje życie nabrało znów kolorów. Że stałam się znów wesoła i ze wszystkim sobie radzę. Jednak pod maską naprawionej i radosnej laleczki, kryję się jej prawdziwa oblicze, pełne strachu, bałaganu i wątpliwości. Mówiłam wszystkim dookoła, że wszystko jest w porządku, że zapomniałam o wszelkim źle, jakie mnie spotkało.

A to gówno prawda. Uśmiechałam się szeroko, zakrywając to, co chciałam ukryć – ból. Ludzie mi wierzyli, cieszyli się moim postępem. Myśleli, że pozwoliłam sobie zapomnieć o przeszłości i idę dalej.

Ale on mi nie wierzył.

Caleb od całego tego zdarzenia, starał się być obok i mnie wspierać, niezależnie od tego, czy ryczałam jak dziecko i go odtrącałam, czy nie. Przez jego pomoc, zaczęłam akceptować siebie i przywracać swoją dawną wersję. Nauczyłam się, że nie ważne, co by się miało stać, ja i tak już zawsze będę pamiętać o tym, jak mnie porwano i zgwałcono. Takich rzeczy się nie zapomina, a uczy się z nimi funkcjonować. Ja po ponad dwóch miesiącach, postawiłam krok w przód, zamieniając się znów w pewną siebie kobietę. Nie byłam jeszcze w stanie spojrzeć na siebie jak kiedyś, ale moje odbicie z każdym kolejnym dniem, przypominało to, sprzed uprowadzenia. Rany i siniaki zniknęły. Organizm odzyskał sił. Oczy nabrały swojego pięknego zielonego koloru, nie przypominając już zgniłej zieleni. Włosy znacznie urosły, pociemniały i się odżywiły. Na twarzy zaś nie było już tego zmęczenia, wyczerpania czy bladości.

Duchy wciąż nawiedzają mnie we śnie, ale pojawiają się już coraz rzadziej. Bo jak niby by miały przychodzić, kiedy znajduję się w ramionach swojego bohatera?

Każdy kolejny dzień był dla mnie przetrwaniem, ale i też ucieczką od przeszłości. Zaczęłam się szczerze uśmiechać i zajęłam się hakowaniem razem z Troy'em. Byłam z siebie cholernie dumna, że pomimo tak krótkiego czasu, wstałam na równe nogi i się nie poddałam. Zaczęłam cieszyć się każdą chwilą, pomagać rodzinie w biznesie.

Aż w końcu nadszedł taki dzień, kiedy stanęłam przed lustrem kompletnie naga i po raz pierwszy od tak długiego czasu, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Podziwiałam swoją figurę klepsydry z szacunkiem, a nie z pogardą i obrzydzeniem. Pełne piersi, płaski brzuch, wcięcie w talii, krzywizna bioder. Znów zaczęłam kochać samą siebie.

Związałam włosy w eleganckiego koka i podkreśliłam rzęsy maskarą oraz usta błyszczykiem w odcieniu różu. Z racji tego, że próbowałam znów pokochać siebie, wróciłam do stylizacji, które tak bardzo uwielbiałam. Dlatego dziś z garderoby wygrzebałam czarne eleganckie spodenki, ozdobione guziczkami w pasie, biały, koronkowy top, podkreślający piersi, a także czarną i krótką marynarkę. Na stopy wsunęłam wysokie sandałki – te, które dostałam od Caleba. Dopiero w pełni gotowa, opuściłam sypialnię i podążyłam do pracowni Troy'a, która znajdowała się obok biura męża i pana Michaela.

Przez dłuższy czas, nie miałam nawet wstępu do tej części domu, a dziś, mogłam swobodnie przechadzać się po korytarzu na czwartym piętrze. Musiałam natomiast nie zaglądać bez pozwolenia do gabinetów Torrance'ów, co akurat byłam w stanie zaakceptować.

Stukot szpilek roznosił się od ścian do ścian. Kiedy tylko zobaczyłam przed sobą drzwi z wyraźnym napisem „ Troy Torrance – Pracownia", nawet nie zawahałam się przed ich otworzeniem. Pchnęłam drzwi i wparowałam do środka, gdzie większą część pomieszczenia, zajmowały ogromne monitory. Przy jednym z nich siedział szatyn, stukając w kolorową klawiaturę.

- Minuta i czterdzieści dwie sekundy – oznajmił, kiedy zajęłam miejsce obok niego. Uniosłam na niego oczy, cicho chrząkając. – Spóźniłaś się do pracy, Elen.

THE HETMAN - Mafia Life #1 || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz