Rozdział XXX

6.7K 217 46
                                    

Eleanor

Głowa pękała mi od nadmiaru wydarzeń. Moje życie zmieniło się w ciągu kilku dni na gorsze, co spowodowało brak długiego snu, czy nawet koncentracja. Nie pokazywałam się nawet ostatnio nikomu na oczy – było mi cholernie głupio przez to, co odwaliłam. Fakt, że Caleb potraktował mnie w taki paskudny sposób, dodatkowo mnie przytłaczał. Może i tłumaczył to swoimi problemami, ale słów nie cofnie – nie hamował się wtedy, gdy chciał zakończyć naszą relację, ani wtedy, kiedy dowiedział się o pocałunku z Troyem...

Pocałunek z Troyem.

Wstydziłam się tego cholernie. I może nie powinnam się tym tak przejmować, bo ludzie po alkoholu robią masę złych rzeczy, ale nie potrafię. To co zrobiłam, było nie na miejscu, i nie dziwię się na reakcję Caleba. Całowałam się z jego bratem, gdy jeszcze wcześniej, dochodziłam wypowiadając imię męża. On zapewne też na początku sypiał z kobietami, ale czy to wtedy miało jakikolwiek sens? Nie byliśmy blisko siebie od początku, więc szczerze nie obchodzą mnie jego sprawy łóżkowe, sprzed naszej relacji.

Starałam się nie wchodzić mu w drogę, co mi się udawało. Caleb nie wracał praktycznie do domu, a kiedy to robił, zazwyczaj zjawiał się dopiero w nocy. Skąd wiedziałam? Z mojej nowej sypialni, miałam idealny widok na podjazd przed Rezydencją. Przez to gówno, jak wspominałam, mój sen trwał marne kilka godzin, więc zazwyczaj zasypiałam dopiero po drugiej bądź trzeciej nad ranem. Przed zaśnięciem, często czytałam książki, oglądałam telewizję, a najczęściej siadałam na wielkim parapecie i wpatrywałam się w niebo. To dlatego zawsze wiedziałam, o której Caleb wrócił do domu.

I nie, żeby jakoś mnie to obchodziło. Chciał, abym go znienawidziła – i tak się stało. Stał się dla mnie chodzącym skurwysynem, którego nie chciałam nawet oglądać na oczy, a w głębi serca, wciąż coś mnie do niego ciągnęło. Może to przez to, że tak dużo dla mnie zrobił? Że mnie wspierał, pomagał i robił wszystko, abym czuła się przy nim komfortowo. To z nim miałam swój pierwszy raz i to do niego poczułam coś szczerego.

A on wszystko zniszczył w oka mgnieniu...

Nie chciałam dalej się zadręczać tym wszystkim, ale wciąż jego słowa wbijały mi niewidzialne szpilki w ciało. Czułam smutek, żal, rozpacz, a jednocześnie gniew, rozczarowanie i chęć zamordowania go na milion sposobów. Mimo tych wszystkich uczuć, idę dalej i akceptuję już to, że ten człowiek mnie nie chce. Zamiast się tym zadręczać, po prostu go omijam. Nie wychodzę z sypialni. Nie rozmawiam z nim.

Po prostu mam go, kurwa, w dupie.

Po chwilowym zbliżeniu do Troya, mam wrażenie, że pogorszyłam sytuację. I taka była prawda – gdyby nie ta chwila słabości, może między mną a Calebem, nie byłoby takiego napięcia? Miał prawo się wkurwić – i mu się nie dziwię – więc po jaką cholerę ja to zrobiłam?

Nie mam odwagi nawet spojrzeć w oczy młodszemu Torrance'owi. Nie po tym, jak bezczelnie się z nim lizałam, choć wiedział, jak bardzo zależało mi na Calebie. Unikam więc także jego – swoją pracę wykonuję wtedy, gdy Troya nie ma w domu. Chłopak zrozumiał mnie i zaakceptował mój wybór i nie nalega na nic więcej. Jestem mu za to wdzięczna, bo jako jedyny, mnie tu rozumie.

Został więc Michael, tata i... Mason.

Michael raczej nie dopytuje mnie o sytuację z Calebem. Zdarzyło się, że kilka razy przepraszał mnie za niego, ale w końcu przestał to robić, gdy zauważył jak źle się z tym czuję. Podczas naszych chwilowych spotkań w kuchni ( kiedy to przychodzę tylko po kawę ), Michael nie wspomina o starszym synu. Pyta zwykle o samopoczucie, później opowiada o swojej pracy, a na koniec zaszywa się w swoim biurze. Tata jak dowiedział się o sytuacji z Calebem, był wściekły. Od Michaela wiedziałam, że razem z moim mężem mieli poważną kłótnię, ale ojciec ostatecznie odpuścił. To nie oznaczało jednak, że miał w dupie to, co zrobił mi Torrance; groził mu śmiercią, jeśli jeszcze raz mnie źle potraktuje. A Vito Hoover nigdy nie wystawia słów na wiatr – zawsze ich dotrzymuje, więc Caleb musiał wziąć groźbę ojca na poważnie, jeśli chce jeszcze trochę pożyć. Mason natomiast okazał się być mieszanką ojca i Michaela – był wkurwiony do tego stopnia, że na drugi dzień przyleciał do Nowego Jorku i pobił się z Calebem. Ostatecznie nic mu bardzo nie zrobił, ponieważ zareagowali ochroniarze, ale mój brat nigdy nie był taki gwałtowny. Między nimi doszło do chorej sprzeczki, przez co oboje zaczęli grozić sobie bronią. Mason wiedział, że mój mąż nie może go zabić, więc cwaniakował i pociągnął spust. Na szczęście chybił, a później został siłą odciągnięty od Caleba przez żołnierzy. Ojciec sam musiał po niego przylatywać, gdyż ten nie miał nawet najmniejszej ochoty wracać do Bostonu. Definitywnie oboje po naszym krótkim widzeniu wrócili do siebie, z powodu ważnych obowiązków.

THE HETMAN - Mafia Life #1 || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz