Rozdział XXVII

6.9K 246 79
                                    

Eleanor

Nie odwracałam wzroku od Caleba przez całą drogę do domu. Nie mogłam oderwać od niego oczu po tym, co się między nami wydarzyło. Z rozczochranymi włosami, pogrążony w istnej ciemności, wyglądał jak prawdziwa bestia. Nie odzywaliśmy się jednak do siebie – towarzyszyła nam przyjemna cisza, którą zakłócały nasze oddechy.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, nawet nie czekałam na mężczyznę – weszłam do domu, kierując się do sypialni, aby pozbyć się ubrań i wziąć upragniony prysznic, zmywając tym samym z siebie oznaki po wcześniejszych spełnieniach. Zamknęłam za sobą drzwi, zrzucając na podłogę ciuchy i wrzuciłam je do kosza na pranie. W drodze pod prysznic, przelotnie spojrzałam na siebie w lustrze. Lekko się uśmiechnęłam, dostrzegając na swoim ciele kilka malinek, obok piersi, na szyi i brzuchu. Włosy miałam całkowicie splątane, więc nie wgapiając się dłużej w swoje odbicie, weszłam do kabiny. Ciepła woda od razu zetknęła się z moją skórą, wywołując gęsią skórkę.

Po wszystkim wyszłam z łazienki, ubrana w satynową piżamę. Światło z sypialni było zapalone, a drzwi balkonowe otwarte co oznaczało, że Caleb tu był. Zarys jego sylwetki stojącej na balkonie, rzuciła mi się od razu w oczy, gdy okrążyłam łóżko. Podeszłam bliżej i oparłam się o futrynę, otulając się ramionami, gdy powiew wiatru musnął moją nagą skórę.

- Gapisz się – stwierdził w pewnym momencie szatyn, wciąż stojąc odwrócony tyłem do mnie.

- Ładniej by było powiedzieć „patrzysz mnie", ale ty raczej nie używasz takich słów – odpyskowałam, na co on cicho prychnął pod nosem. – Coś się stało? – tym razem spoważniałam, zauważając, że ten jest nieco... nieobecny.

Przeniosłam spojrzenie na las, znajdujący się niedaleko Rezydencji. W świetle księżyca, wyglądał upiornie. Kiedy w Nowym Jorku sypał śnieg, codziennie mogłam podziwiać go przez okna, gdy las obsypany był białym puchem. Teraz zaś pod koniec lutego, w mieście zawitały częste opady deszczu, a co dziwne, temperatura w takie dni, wynosiła nawet i piętnaście stopni.

- Chodzi o ten towar? – ponownie zapytałam, nie otrzymawszy odpowiedzi.

Caleb westchnął, kręcąc głową.

- Ta sprawa jest już zamknięta. Po prostu... Mam mętlik – wyjaśnił, a jego mięsnie co chwilę się napinały pod czarną koszulą.

- Przez co?

Gdy ten w końcu raczył się do mnie odkręcić, ciarki przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa. Nie patrzył na mnie tak, jak zwykle to robił; z pożądaniem, ale delikatnością, pozbawiając mnie oddechu. Teraz gdy jego oczy lustrowały moją osobę, były znów pozbawione emocji. Były puste jak kiedyś, gdy jeszcze nie łączyło nas tak naprawdę nic. Jasny błękit przerodził się w granat, a ten w czerń.

Patrzył na mnie w taki sposób, jakbym była dla niego nikim.

W którymś momencie ruszył przed siebie, na chwilę przystając naprzeciwko mnie. Od razu do nozdrzy wdarł mi się jego zapach, doprowadzając mój mózg do szaleństwa.

- Przez ciebie i przez to, co między nami się dzieje.

Tylko tyle był w stanie mi powiedzieć; wyminął mnie tak szybko, jak do mnie podszedł, a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Stałam w miejscu oszołomiona, nie wiedząc, co tak naprawdę się wydarzyło. Jego słowa były dla mnie niezrozumiane. Wokół mnie nie było już śladu po jego zapachu bezpieczeństwa i namiętności; była tylko pustka, pozostawiona przez niego, kiedy postanowił bez wyjaśnień mnie zostawić.

A może on planował mnie zostawić?

Nazajutrz czułam się tak, jakby stado słoni postanowiło mnie staranować przynajmniej ze sto razy. Z ostatniej nocy pamiętam jedynie słowa Caleba, po których w mojej głowie toczyła się jakaś wojna myśli. Potem położyłam się do łóżka i zasnęłam.

THE HETMAN - Mafia Life #1 || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz