EPILOG

185 5 0
                                    


Jej uśmiech był jak lek na wszystkie rany, bóle i cierpienia. Jej oczy były jak obraz namalowany przez słynnego malarza, w który mogłem wpatrywać się cały czas. Jej usta była jak ulubione ciasto, potrawa, czy napój. Gdy tylko ich dotykałem, czułem przyjemność, której nie byłem w stanie opisać. Cała ona była jak zachodzące słońce nad brzegiem morza, które tak bardzo kochałem.

Jego uśmiech był uspokojeniem moich myśli. Jego oczy były bezpieczeństwem, troską i miłością, którą mnie obdarzał. Cały on był moją motywacją do życia, wstawania każdego dnia i uśmiechu, który pojawiał się na mojej twarzy. Był jak nocne niebo pełne gwiazd i ciemność, którą razem tak bardzo uwielbialiśmy.

Bo kto jest sobie pisany, ten przejdzie przez każdą przeszkodę i wyjdzie na prostą drogę z widokiem na zachodzące słońce w Kalifornii.

3 lata później

Naya

- Popierdoli mnie - powiedział Lucas, grzebiąc w plecaku. - Nie wziąłem słuchawek, jak ja spędzę te godziny w samolocie

- Tatuś się za to pobawi z córeczką - uśmiechnęła się do niego Davia.

- Niby stary chłop, a mentalnie dalej chłopak z liceum - zaśmiał się do niego Archie.

- Mamo, Aelia wzięła mi moje auto! - krzyknął do mnie syn.

- Ciszej Dalton, nie lecimy sami - uciszył go siedzący obok mnie przyszły mąż.

Zorganizowanie ślubu w Grecji, było cięższe niż to sobie wyobrażałam. Zwłaszcza, że lecieliśmy z dziećmi przez kilkanaście godzin samolotem. Dalton pojawił się na świecie prawie trzy lata temu i odmienił całkowicie nasze życie. Aelia za niedługo będzie kończyć roczek i stwierdziliśmy, że to najwyższa pora na ślub. Mieliśmy go wziąść półtorej roku temu, jednak córeczka zmieniła nasze plany. Archie Taylor w roli ojca to najlepszy widok na świecie. Próbował być tym zasadowym i surowym ojcem, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Uwielbiałam patrzeć na to jak wymyślał codziennie zabawy, gdy zmęczony po pracy miał ochotę tylko na sen, jednak mimo tego bawił się z dzieciakami.

Mijało właśnie sześć lat odkąd poznałam największą miłość mojego życia. Życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, każdy miał dziecko, a nawet kilka, każdy miał pracę, żonę bądź narzeczoną, dom lub mieszkanie i szczęśliwe życie.

- Nie wzięłam mojej lalki - Indy popatrzyła się na Davię.

- Cały tatuś - zaśmiał się Aiden, patrząc na Lukę.

- Stresik jest? - zapytała mnie siedząca za mną Grace.

- Jest ale co może pójść nie tak, gdy mam przy sobie Archiego, dzieci i cudownych przyjaciół? - uśmiechnęłam się.

Aelia położyła głowę na moich nogach i zasnęła, Dalton jak zawsze dokuczał córce Camy i Rayana. Byli w tym samym wieku lecz nie potrafili się dogadać, Indy twierdziła, że jest za duża na zabawę z maluchami więc siedziała i rysowała coś w zeszycie. Czteromiesięczny synek Iana i Grace słodko spał za nami, a Aiden wraz ze swoim narzeczonym oglądali serial na netflixie.

- Tato ona mnie uderzyła - podeszła do niego jego małą kopia.

- To jej oddaj - wtrącił się Aiden.

- Nie słuchaj wujka, masz iść i ją przeprosić - przejechał ręką po jego plecach.

- Czemu ja? Przecież to ona zaczęła - pociągnął nosem.

- Bo jesteś chłopakiem i powinieneś być gentlemanem - pocałował go w czoło.

- Przepraszam, Ruelle - podał jej rękę.

The Promised SmileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz