Rozdział VII

262 20 20
                                    







Louis go zabijał. Zabijał go swoim spojrzeniem i każdym najmniejszym dotykiem. Nie ułatwiał mu niczego. Harry chciał, by Louis go uratował. Krwawił, ledwo oddychał, nie rozumiał co się działo. Jego ciało rozpadało się, cała dusza została rozerwana, a jej kawałki znajdowały się gdzieś daleko. Może w niebie? Może w morzu? A może na zawsze zostały zakopane gdzieś głęboko pod masywnymi drzewami.

Zabijasz mnie

Zabijasz

Chcę żebyś mnie uratował

Leżę i krwawię

Nie oddycham

Nie chcę rozmawiać

Nie ułatwiasz tego

Chcę żebyś mnie uratował

Może jednak chcę umrzeć, ale twój zapach trzyma mnie przy życiu

Zabijasz coś we mnie

Zabijasz

-Harry.- Wyszeptał, delikatnie ściskając jego dłoń.

Wziął głęboki wdech. Nagle jego płuca się oczyściły, tak samo, jak krew znajdująca się na jego dłoniach. Każda najmniejsza skaza ciała chłopaka została zabrana. Nie było ich już. Był czysty. Był niewinny. Próbował to przetrwać. Próbował przetrwać ból, po tym jak wrócił na nowo do życia. Pojedyncze krople wody z jego płuc zostały brutalnie wyrwane, by już nigdy nie zakłócić jego oddychania. Brzemiona krwi jego ofiar na zawsze były oczyszczone i ponownie nie pojawią się na jego skórze.

Śledził oddech Louisa patrząc mu prosto w oczy, by nauczyć się na nowo żyć. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak wielkim szczęściarzem był. Louis uwolnił go od cierpienia, ale Harry tego nie rozumiał.

Wtedy zaczął studiować twarz alfy. Była piękna. Jego długie rzęsy okalały szczęśliwe oczy, które miały dać Harry'emu nadzieję na lepsze życie. Chłopak nigdy nie widział tak przystojnej osoby. Miał wrażenie, że jego kości policzkowe były w stanie rozciąć jego skórę. Dotknął ich. Chciał poczuć ciepło.

Tak, jakby wiedział, że jest miłością jego życia

Chciał więcej

Ale bał się, że nigdy nie będzie jego

Że nigdy nie pozwoli sobie...

Nie pozwoli sobie należeć do kogoś.

Powstrzymywał się przed utonięciem w jego ustach, tak bardzo pragnął je poczuć. Posmakować. Lizać je, pieścić dopóki nie umrze. Dopóki nie zabraknie mu oddechów.

Wiedział, że to niemożliwe.

Wiedział, że to dzięki niemu, już zawsze będzie oddychać

Chciał do końca życia tonąc w jego zapachu

Modlił się, by jego płuca nie były wypełnione tlenem, a tą niebiańską wonią.

Jego dłonie zjechały na szyję alfy, który pozwalał robić Harry'emu co tylko chciał. To było miejsce najbardziej przepełnione zapachem. Harry musiał się w nią wgryźć. Pragnął, by ta szyja była jedynym jego posiłkiem. Chciał zabrać całą woń Louisa i umieścić ją w sobie, stać się z nią jednością i nie pozwolić, by kiedykolwiek go opuściła.

Może mógłby szybko ją polizać?

Czy to byłby tak ciężki grzech?

Czy jakby jego język dosięgnął miejsca połączenia, świat by stanął w płomieniach?

Nie pozwól mi utonąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz