Harry myślał, że to wszystko było snem. Niestety, po pobudce znalazł na swoim stole kosz z warzywami oraz wędzonym mięsem, którego ilość zdecydowanie była za duża. Jednak, był tak cholernie głodny, że mimo uczucia wstydu, zajadał się wszystkim bez opamiętania. Nie chciał myśleć o tym co się stało. O tym, jak jego omega poddała się zapachowi obcej alfy... Jego domek nadal pachniał jak grzech, a umysł miał poważne problemy z przetwarzaniem większości rzeczy. Skupił się więc na smaku mięsa. Było tak delikatne na języku chłopaka. Tak dawno nie jadł prawdziwego obiadu. Ostatnimi czasy stracił motywację nawet do pieczenia zajęcy na ognisku. A warzywa? Jadał tylko grzyby podczas jesieni, bo wtedy las uraczał go swym bogactwem. Marchewka była tak idealnie twarda i soczysta. Rozpływała się w jego ustach i drażniła kubki smakowe. A pomidor? Za smak tego mięsistego pomidora dałby się pokroić bez zastanowienia. Gdy dostrzegł w koszyku ogórki miał ochotę się popłakać. Okazało się, że pod stołem czekała na niego kolejna niespodzianka. Zobaczył tam dwa bochenki chleba zawinięte w papier oraz przetwory. Kilka słoików kusiło go, by zanurzył w nich swoje palce i wyjadał ich zawartość.
Miał tylko nadzieję, że te przysmaki nie są zatrute i nie umrze po zjedzeniu ich.
Po zasłużonym odpoczynku, gdy jego brzuch był wypełniony po brzegi, na niebie zaczęły pojawiać się szare chmury, a dźwięk drobnych kropel uderzających o dach, rozbrzmiewał w jego chatce. Harry był z tego powodu zadowolony, mógł wystawić kilka wiader i zebrać do nich wodę. Deszczówka była zdecydowanie smaczniejsza niż ta przegotowana z jeziora. Ulewa z minuty na minutę stawała się coraz mocniejsza, więc chłopak wziął miskę jagód, owinął się kocem i próbował zebrać swoje myśli.
Po pierwsze, kim był jego zbawiciel? Dlaczego pachniał tak samo, jak ten przeklęcie przyjemny koc?
Po drugie, czemu do cholery ten zapach był niczym zbawienie?
Po trzecie, jak mógł zasnąć podczas pływania?!
Harry próbował zrobić tak zwaną burzę mózgów, tylko z jednym mózgiem, jakkolwiek irracjonalnie mogło to zabrzmieć. Był strasznie skonfundowany.
Pierwsze pytanie, było chyba najprostsze. Jego zbawicielem był właściciel koca, więc musiał on należeć do kogoś z watahy Elle. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, czy kobiety wspominały kto był w jego posiadaniu. Przeklęty umysł, który wyrzuca czasem najważniejsze informacje.
Zbawienie, tu pojawiły się już pewne komplikacje. Jako niezależna omega, Harry nie dopuszczał do siebie myśli, że jakaś alfa aktualnie, mogłaby być dla niego atrakcyjna. Może atrakcyjna nie było idealnym określeniem. Chłopak nie wierzył, że jakakolwiek alfa zapewniłaby mu bezpieczeństwo. Alfy były złe. Były okrutne. Zabijały dla własnych korzyści. Czyli robiły to co on. Ten fakt, wywołał u niego nieprzyjemne ciarki.
Po trzecie, był po prostu zmęczony, prawda? To nie mógł być upadek. Nie mógł upaść przy obcej alfie... nagi... tonąc...
Harry stawał się coraz bardziej przerażony tym, co ostatnio zaszło. Może właśnie teraz był idealny moment na opuszczenie tego miejsca? Odciąłby się od tego stada, które wprowadziło chaos w jego życie. Impulsywne myślenie zmusiło go do zaczęcia pakowania, lecz nagle jego uwagę zwrócił znajomy zapach. To była Lottie. Chwilę potem rozległo się pukanie.
-Co ty robisz tutaj samotnie wieczorem i to podczas w ulewy.- Takimi słowami przywitał ją chłopak.
-Przyszłam na ploteczki.- U śmiechnęła się.- Nie zagościłeś u nas na posiłku, chciałam sprawdzić czy żyjesz.
Harry szeroko otworzył oczy. Trudno mu było wierzyć w to co słyszał. Czy ona zwariowała?
-Z naszej dwójki to ty mogłaś zginąć idąc do mnie. Wyschniesz i odprowadzę cię do stada.
CZYTASZ
Nie pozwól mi utonąć
Lobisomem„Louis, co byś zrobił jeśli, ktoś by ci wyznał, że jesteś dla niego jedynym czynnikiem ratującym go przed utonięciem?" - powiedział Harry drżącym głosem- „Co jeśli jesteś powodem, dla którego zaczerpnięcie świeżego powietrza, stało się dla tej osoby...