Rozdział VIII

251 19 20
                                    

Harry poprzedniego dnia nie wrócił już do trenowania swoich podopiecznych, ponieważ omegi opiły się mleka i nie miały siły na dalsze biegi. Każda z nich próbowała trochę poznać chłopaka, dowiedzieć się szczegółów na temat jego życia, ale on zręcznie wymigiwał się z odpowiedzi. Nie chciał zwierzać się ze swoich problemów, chociaż wiedział, że omegi mogły mu pomóc. Harry odkąd wrócił do domu próbował zrozumieć co zmieniło się w jego ciele i dlaczego tak silnie zareagowało na alfę. W swoim nastoletnim życiu wyczekiwał tego dnia, w którym wreszcie jego omega da o sobie znać. Był ciekawy jakie to uczucie, gdy całkowicie podda się alfie, a ona od razu to zauważy. Wyobrażał sobie, że spotka młodego wilka, który powali go na kolana swoich zapachem i sprawi, że Harry będzie tonąć we własnym płynie. Miało to być otoczone niezręczną rozmową i pierwszymi pocałunkami, ale jak zwykle, nic w jego życiu nie mogło być jak z bajki. Jego omega zwariowała na punkcie jakieś przypadkowej alfy, która co najgorsze miała być przyszłym przywódcą stada. Chłopak jednocześnie pragnął znajdować się jak najdalej Louisa, ale z drugiej strony nie potrafił odmówić pokusie poznania go. Chciał rozgryźć co jego infantylna omega próbowała mu tak usilnie przekazać i spróbować ustawić ją do pionu.

Obawiał się tylko jednej rzeczy, czy jeśli pozbawi swoją omegę bliskości Louisa, to znów stanie się wrakiem emocjonalnym? To nie tak, że jego stan psychiczny nagle został naprawiony, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie, po prostu zaczął się wysypiać i jeść. Nastała kolejna noc, podczas której nie doznał żadnego koszmaru, a wręcz przeciwnie, śnił o samych przyjemnych rzeczach. Opalał się na pomoście, a z oddali słyszał małe, bawiące się wilki, które cały czas się śmiały. Z jakiegoś powodu nie martwił się o bezpieczeństwo szczeniaków, wiedział, że cały czas ktoś się nimi zajmował, więc korzystał ze słońca i odpoczywał. Ile on by oddał, by móc chociaż przez chwilę pobawić się z małymi dziećmi. One prowadziły tak beztroskie życie. Harry kochał szczeniaki. Tak dawno już nie miał z żadnym kontaktu, że czasem aż bolało go myślenie o tych małych istotach. Przez to, że nie wiedziały, jak trudna będzie dorosłość, zawsze czerpały z życia garściami. Ryzykowały wiele podczas swoich głupiutkich zabaw, a on kochał im w tym towarzyszyć. Jak miał około dwunastu, trzynastu lat często zostawał z dziećmi sąsiadów. Pamiętał ich małe rączki, które ciągle chciały się do niego przytulać i te urocze uśmiechy czasem przyprawiające go o kłopoty. Pozwalał im wtedy na zdecydowanie zbyt wiele, ale śmiech wilczka był bezcenny. Czasem ganiali się razem wokół domów, a gdy szczeniak się zranił, Harry całował ich każdą ranę, czy siniaka. Dlatego, gdy nie dostał gorączki, był zrozpaczony. Wiedział, że nie będzie mógł doświadczyć rodzicielstwa. Nigdy nie było mu dane trzymać noworodka przy swojej nagiej klatce, karmić piersią, po prostu być mamą. Może to nie była jego droga życiowa? Może powinien mieszkać sam do końca swoich dni i po prostu egzystować?

Gdyby dziesięć lat temu poczuł śluz na swojej bieliźnie, prawdopodobnie byłby najszczęśliwszą omegą na świecie. Jednak to, co stało się wczoraj wywołało u niego więcej niepokoju niż radości. Jeśli jego wewnętrzny wilk spóźnił się o te kilka lat, to musiał być najgłupszym wilkiem na świecie. Harry nie przeżyłby gorączki. Samotnie żyjąca omega zostałaby po prostu zabita przez żądzę dzikich alf. Z tego powodu chłopak musiał dowiedzieć się co dokładnie działo się z jego ciałem. Będąc blisko stada miał chociaż jakieś wyjście awaryjne, gdyby poczuł pierwsze symptomy nadchodzącej gorączki, mógłby poprosić Elle o schronienie na ten czas. Kobieta o tak złotym sercu jak ona, na pewno nie odmówiłaby innej omedze w potrzebie. Przynajmniej żadna alfa nie stanowiłaby wtedy dla niego zagrożenia.

Oprócz Louisa, chociaż to byłaby sama przyjemność...

Jeśli chodzi jednak o samego Louisa, to Harry podświadomie nie mógł doczekać się ich spotkania. Nie rozumiał dlaczego, ale chciał wyglądać najładniej jak się da, co zazwyczaj nie było jego zmartwieniem. Rano dokładnie wymył swoje ciało w jeziorze, by żaden nieprzyjemny zapach na nim nie osiadł. Wstydził się samemu to przed sobą przyznać, ale chciał, by chłopak mimo wczorajszej gapy, polubił go. Odczuwał nadal wstyd, ale uczucie podekscytowania wymywało go z umysłu. Założył na siebie czarne dopasowane spodnie, chroniące go w razie niespodziewanego mokrego wypadku. Sam zdziwił się ilością rzeczy, które dostał. Oprócz kilku par dresów, bluz i koszulek, znalazł bardziej reprezentatywne rzeczy. Trochę zbyt obcisłe czarne i granatowe spodnie oraz dwie koszule. Zarzucił jeszcze na siebie sweter, który uszyła dla niego Perrie. Dzień wcześniej przepłukał go w wodzie, by był czysty.

Nie pozwól mi utonąćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz