R. I. To Nie Był Wypadek

712 17 2
                                    

26. 06. 2017 r.

Wybiegłam ze swojego pokoju prosto do kuchni, chwyciłam się balustrady schodów i okręciłam się dookoła, na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech ukazujący moje białe jak śnieg zęby. Przez okno padały promienie słońca, które świeciło od samego rana do późnego wieczora, bo w końcu było lato, a ja wraz z dwójką moich najlepszych przyjaciół właśnie skończyliśmy szkołę. Te wakacje miały być najlepszymi wakacjami od wielu lat, nie dość, że zakończyłam swoją edukację w liceum to na dodatek trzydziestego lipca kończyłam osiemnaście lat. Miałam w końcu być dorosła.

Wbiegłam do kuchni robiąc przy tym sporo hałasu, mój brat parzący sobie kawę i siostra mieląca w ustach czekoladowe płatki przy stole spojrzeli się na mnie jak na kogoś kto właśnie uciekł z psychiatryka. W sumie to może i trochę tak się zachowałam, kiedy miałam szesnaście lat nie potrafiłam nawet zdefiniować czym w ogóle jest szczęście, ale teraz? Od dwóch lat radość z życia po prostu mnie roznosiła, nie było dnia, żeby na mojej twarzy nie było wielkiego uśmiechu.

— Nie sądzisz, że jesteś zbyt bardzo roznegliżowana? — zapytał złośliwe mój starszy brat nalewając i upijając swoją świeżą poranną kawę. Zmierzył mnie swoimi zielonymi oczami od góry do dołu. — Faceci będą wypalać ci skórę swoim wzrokiem.

Usłyszałam ciche parsknięcie Martiny, która właśnie kończyła męczyć swoje płatki.

Spuściłam wzrok w dół i dokładnie przeanalizowałam swój dzisiejszy ubiór. Miałam na sobie dość krótkie, czarne spodenki z jeansu i szarą, dość krótką bluzkę na ramiączkach, która dodatkowo posiadała spory dekolt. Ale po co mam je zakrywać skoro mam się czym chwalić?

Posłałam mu lekceważące spojrzenie, wyminęłam go i otworzyłem szafkę w celu wyjęcia mojego ulubionego kubka z małymi kotkami i moim imieniem, przez zupełny przypadek uderzyłam go przy tym lekko w jego blond czuprynę.

— Jest ciepło. — odezwałam się w końcu. Nalałam do kubka jedynie trochę kawy, a resztę szklanki wypełniłam zimnym mlekiem. Odgarnęłam swoje długie, blond włosy na bok, aby nie przeszkadzały mi w upiciu łyka napoju, poczułam przyjemny dreszcz, gdy zimna ciecz popłynęła do mojego żołądka chociaż trochę mnie przy tym chłodząc. — A ja nie mam zamiaru gotować się w długiej bluzce albo spodniach po kolana.

— Rób co chcesz. — mruknął do mnie Josh. Włożył już pusty kubek po kawie do zlewu i zabrał się za robienie sobie śniadania.

— Zachowujesz się jak taki ojciec grubo po czterdziestce z czwórką dzieci na karku i na dodatek z marudną żoną. — stwierdziła Marina powstrzymując kolejne ziewnięcie.

Poplułam się trochę moją kawą, którą wyplułam po usłyszeniu komentarza mojej siostry. Ubrudziłam przy tym bluzkę, nie nadawała się do wyjścia gdziekolwiek dlatego byłam zmuszona ją przebrać.

Przeklnęłam cicho pod nosem. Uderzyłam dość mocno Josha w ramię, gdy bezczelnie zaczął się ze mnie śmiać i palcem wskazywać na powstałą plamę.

— Ała. — syknął pocierając swoje ramię. — Cóż za zbieg okoliczności, chyba musisz się przebrać siostrzyczko. — powiedział z kąśliwością w głosie.

— Nie wkurwiaj mnie. — warknęłam do niego.

Wyminęłam go i szybszym krokiem poszłam z powrotem do swojego pokoju po drodze rzucając przekleństwami kierowanymi w stronę mojego brata i Martiny, która musiała mnie rozbawiać.

Wpadłam do swojego pokoju otwierając przy tym z impetem drzwi. Podeszłam do swojej szafy i zaczęłam po kolei wyrzucać z niej kolejne bluzki. W kilka chwil na moim łóżku powstała ogromna strefa ubrań, a ja wciąż nie znalazłam odpowiedniej bluzki. W końcu w moje ręce wpadła biała koszulka z autografem Eminema z jednego z jego koncertów, na który udało mi się pojechać wraz z Harper rok temu. Ściągnęłam zwinnym ruchem brudną bluzkę i ubrałam na siebie tą czystą. Jęknęłam, gdy spojrzałam na ubrania na moim łóżku, ale machnęłam na nie ręką.

Zapisani w Gwiazdach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz