R. XXVI. Jej Nie Da Się Zastąpić

346 17 4
                                    

Stałam przed drzwiami do jego mieszkania już jakieś dziesięć minut. Cała moja pewność siebie zniknęła, kiedy tylko dotarłam pod jego mieszkanie. Chodziłam po klatce jak idiotka i mówiłam do siebie różne motywujące rzeczy. Moje serce biło jak szalone i bałam się, że w końcu wyskoczy z moich piersi. A gdy już wreszcie zdobyłam się na odwagę i zapukałam do drzwi jego mieszkania, aby w końcu powiedzieć mu co tak naprawdę do niego czuję. Widok, który zastałam sprawił, że miałam chęć się po prostu rozpłakać. Drzwi otworzył mi David. Był bez koszulki, na szyi miał kilka śladów po malince, a w kąciku jego ust były ślady po czerwonej szmince.

— Już przyjechała pizza, skarbie? — odezwał się żeński głos, który bardzo dobrze znałam.

Valentina.

Przez chwilę jeszcze wpatrywałam się w zagubione i zmieszane spojrzenie bruneta.

— Przepraszam, nie chciałam wam przeszkadzać. — wykrztusiłam.

Odwróciłam się na pięcie i po prostu odeszłam. Nawet nie próbował mnie zatrzymać. Nie próbował wyjaśniać czegokolwiek, odpuścił mnie sobie i to w tym wszystkim bolało najbardziej. Pobiegłam jak najszybciej do windy, nie obracając się za siebie, bo wiedziałam, że kiedy to zrobię ujrzę wciąż stojącego w progu drzwi Davida. Czułam na sobie jego intensywny wzrok.

Weszłam do windy i pojechałam na sam dół, na parking. Było tu cicho i zupełnie pusto, a ja właśnie takiego miejsca potrzebowałam. Potrzebowałam być sama. Siadłam gdzieś w kącie, przycisnęłam nogi do piersi i oparłam głowę na kolanach. Nawet nie miałam już siły płakać, wpatrywałam się jedynie pustym wzorkiem w jeden ze stojących tu samochodów. Jak mogłam być aż tak bardzo głupia? Jak mogłam uwierzyć, że to co mówił naprawdę było sprawką narkotyków? Jak ja mogłam pomyśleć, że on mnie może kochać? Ale... on się tylko mną bawił, przez ten cały czas byłam jego zabawką, marionetką, którą poruszał jak tylko chciał. Kiedy on świetnie się bawił, ja pokochałam go całą sobą. Każda część mojego ciała mówiła, że go kocha. Nawet teraz, gdy nakryłam go z inną... to uczucie wciąż jest żywe, a tak bardzo bym chciała żeby umarło.

Perspektywa Davida:

Patrzyłem na nią, jak szybkim krokiem idzie w kierunku windy. Nie byłem w stanie się ruszyć ani nawet odezwać się choćby słowem. Nie miałem pojęcia po co tu przyszła. Może chciała zakończyć te relacje? Może chciała jeszcze raz, tym razem dobitniej wygarnąć mi jakim jestem dupkiem? A może chciała powiedzieć mi, że wybacza mi te słowa, które powiedziałem do niej pod wpływem? Ta opcja była zdecydowanie tą najmniej prawdopodobną. Jedno natomiast wiedziałem na pewno, jeśli teraz za nią nie pójdę, to stracę ją najprawdopodobniej już na zawsze.

Gdy tylko drzwi windy się zamknęły, zerwałem się z miejsca i pobiegłem do mieszkania trzaskając za sobą drzwiami. Wbiegłem do salonu i wziąłem swoją koszulkę, która leżała na sofie i szybko ją na siebie ubrałem. Niedbale zmyłem również szminkę, którą zostawiła na moich ustach Valentina. Kiedy ruszyłam w kierunku drzwi, drogę zostawiła mi czerwonowłosa. Miała na sobie jedynie stanik i krótkie spodenki, a jej włosy tworzyły istną burze na jej głowie.

— To była Judith, prawda? Chyba nie zamierzasz za nią iść. — prychnęła zakładając ręce na piersi.

— Wynoś się stąd. — warknąłem.

Może nie był to zbyt elegancki sposób wyproszenia dziewczyny, ale przez jej sceny, szanse, że stracę Judith rosły coraz bardziej.

— Co? — jej głos nagle złagodniał, zmarszczyła brwi. — Przecież jeszcze przed chwilą mówi...

— Zapomnij o tym co mówiłem. — przerwałem jej. — To wszystko było kłamstwem. Nie kocham cię, Valentina.

— To jej sprawka, prawda? — rzuciła podwyższonym tonem rozkładając ręce. — Dlatego tak się zachowujesz? Bo ta siksa już kompletnie namieszała ci w głowie.

Zapisani w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz