Stałam na palcach, aby dosięgnąć do szafki w kuchni w celu wyciągnięcia z niej apteczki. David siedział na krześle, czułam jego uważny wzrok, który lustrował każdy mój ruch. Namówiłam go do opatrzenia tych jeszcze świeżych ran po przypaleniach.
Wyjęłam w końcu z szafki apteczkę, położyłam ją na stole i zaczęłam szukać w niej bandaży i czegoś na oparzenia. Po chwili wyciągnęłam na stół bandaż i jakąś maść, która wydawała mi się adekwatna do takiej rany. Posmarowałam oparzenia bruneta maścią, a następnie zaczęłam delikatnie owijać jego rękę bandażem. David przez cały czas uważnie przygadał się moim ruchom, ale starał się nie łapać ze mną kontaktu wzrokowego. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, którą chciałam w jakiś sposób przerwać, ale nie wiedziałam jak. Nie chciałam znów wypytywać bruneta o to, dlaczego się krzywdzi, ale też nie chciałam zmieniać tak od razu tematu.
— Wiem, że nie jestem żadnym psychologiem... — odezwałam się mało pewnie po kilku długich chwilach ciszy. — ... ale, może lepiej zrobiłoby ci wyrzucenie z siebie tego wszystkiego... co cię męczy.
Wydało mi się, że David posmutniał jeszcze bardziej jeśli to w ogóle było możliwe. Westchnął cicho i zaczął bawić się palcami u rąk, świdrował wzrokiem po podłodze, myślał nad czymś.
— Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to z siebie wyrzucić. — wykrztusił ledwo słyszalnym głosem. — Ale ja sam nie wiem co siedzi w mojej głowie, Jude... Nie wiem co jest ze mna nie tak. Jestem złym człowiekiem i zdaję sobie z tego sprawę, ale ja... wcale nie chcę taki być. — mówił coraz szybciej i coraz mniej składnie. — Nie chcę iść na to cholerne spotkanie z twoimi znajomymi, bo mam już dość tych wszystkich spojrzeń kierowanych w moją stronę. Spojrzeń pełnych nienawiści i... pogardy, wstrętu. — zatrzymał się na chwilę i przełknął głośniej ślinę, a ja słuchałam go z rozchylonymi ustami. — Mam dość oceniania mnie przez ludzi, którzy mnie nawet nie znają. Każdy myśli, że wybrałem taką drogę, bo chciałem, ale... tak nie jest. Wiesz jak bardzo chciałbym cofnąć czas i nigdy nie wplątywać się w to gówno, z którego nie mogę teraz wyjść? — wtedy po raz pierwszy spojrzał prosto w moje oczy. Dostrzegłam w jego zielono-niebieskich ślepiach ból. — Codziennie staram się walczyć z tym jebanym głosem, który siedzi w mojej głowie i mówi mi tyle... złego, ale ta walka z dnia na dzień jest coraz trudniejsza. — z powrotem spuścił wzrok i spojrzał na swoją zabandażowaną rękę, którą musnął opuszkami palcy. — Mam wrażenie, że tylko taki rodzaj bólu zabija ten głos w mojej głowie. — dodał już bardziej spokojnym i przyciszonym tonem.
Zastygałam. Jakim cudem chłopak, który na codzień budził postrach i był zwykłym dupkiem, po którym ciężko rozpoznać jakiekolwiek emocję... gdy jest sam walczy ze samym sobą każdego dnia... zupełnie sam.
Wpatrywałam się w bruneta, który siedział pochylony na krześle ze spuszczoną głową. Dopiero teraz zauważyłam, że jego ręce delikatnie się trzęsły, a kiedy uniósł na chwilę głowę dostrzegłam, że coś zabłysło w okolicach jego oczu.
Czy to... Nie, Boże nie... Powiedz, że to wcale nie to co myśle... To była... łza?
Myślałam, że widok poparzeń na rękach Davida sprawił u mnie największy ból, ale się myliłam. Bo to przez widok łez, spływających powoli po policzku chłopaka sprawił, że moje serce na chwilę stanęło. Nienawidziłam oglądać osoby, którą uważałam za silną i odważną w takim stanie. To sprawiło, że cały obraz, który ukształtowałam sobie w głowie według zachowania danego człowieka, potrafił runąć w kilka krótkich sekund. Tak właśnie stało się teraz. David Morton w mojej głowie był osobą, z którą lepiej nie zadzierać i kimś kto ma absolutnie wszystko w dupie łącznie ze zdaniem innych ludzi dookoła. Jednak prawda o nim była zupełnie inna, po prostu dobrze się ukrywał.
CZYTASZ
Zapisani w Gwiazdach
Teen Fiction„ - Dlaczego tak bardzo je lubisz? - Kiedy miałam osiem lat, moja babcia powiedziała mi, że gdy człowiek umiera staję się właśnie taką gwiazdą. (...) Mówiła też, że nasi najbliżsi, którzy odeszli piszą tam dla nas przyszłość. - Nasza przyszłość je...