R. XXIV. On Miał Prawo Żyć

291 13 1
                                    

Po godzinie staliśmy naprzeciwko dużego i starego budynku, dookoła nas była pustka. Otaczały nas jedynie ogromne pola zbóż. Zero oznak życia i zero jakichkolwiek ludzi. Dom wyglądał na opuszczony i przypominał bardziej ruderę niż siedzibę groźnej mafii. Wybrali sobie idealne miejsce.

— Mamy tam tak po prostu wejść? — zapytałam stojącego obok mnie Davida.

Brunet uważnie wpatrywał się w budynek, lustrował każdą jego część. Widziałam, że błądzi dłonią w okolicach paska swoich spodni. Uniósł swoją koszulkę lekko w górę odsłaniając fragment swojego wytatuowanego brzucha. Otworzyłam szerzej oczy, gdy zza pasa wyciągnął dwa pistolety. Wyciągnął rękę z jednym z nich w moją stronę. Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem i ostrożnie chwyciłam za broń.

— Może nam się przydać. — stwierdził chowając swój pistolet z powrotem za pas. — A jeśli chodzi o wejście tam, to kulturalnie zapukamy, ściągniemy buty, aby nie ubrudzić im dywaniku, wypijemy wspólnie herbatkę i na spokojnie omówimy całą kwestie.

— Bardzo śmieszne. — prychnęłam.

Chłopak cicho się zaśmiał i powolnym krokiem ruszył w stronę starych drzwi prowadzących do wnętrza domu. Ja ruszyłam tuż za nim. Zatrzymał się przed drzwiami, cały dom zbudowany był ze starych desek. David odchylił lekko jedną z nich. Jakie było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazał się panel, w który trzeba było wpisać odpowiedni kod. Chłopak musiał go już znać, gdyż udało mu się za pierwszym razem odblokować drzwi.

— Skąd znałeś kod? — zapytałam otwierając drzwi i wchodząc do środka.

David posłała mi złośliwy uśmieszek i wzruszył jedynie ramionami. Prychnęłam pod nosem. Rozglądnęłam się dookoła, ale dom w środku był zupełnie pusty. Spojrzałam z powrotem na Davida, który w między czasie, kiedy ja rozglądałam się po pomieszczeniu zdążył znaleźć jakieś wejście. Podeszłam do niego szybszym krokiem. Chłopak załapał za klamkę i spojrzał na mnie, tak jakby chciał się upewnić czy, aby na pewno może je otworzyć. Potaknęłam lekko głową.

Gdy drzwi się otwarły naszym oczom ukazały się schody prowadzące w dół, były wąskie i ciemne. David ruszył jako pierwszy, a ja tuż za nim. Stawialiśmy wolne i niepewne kroki. Żadne z nas nie wiedziało co czeka nas na samym dole. Czułam dziwny niepokój związany z tym miejscem. Czułam, że coś dzisiaj się stanie, ale nie wiedziałam co. Moje przeczucie mówiło mi, abym uciekła stąd jak najszybciej się tylko da. Mimo to, nie zatrzymywałam się, szłam dalej z szybko bijącym sercem i przyspieszonym oddechem. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu jak to. Myślałam, że w życiu z Davidem Mortonem widziałam i doświadczyłam już wszystkiego, ale jak widać życie lubi zaskakiwać. Szkoda tylko, że w taki sposób.l

W końcu dotarliśmy na sam dół. Jak się okazało schody prowadziły do długiego oświetlonego korytarza. Przełknęłam głośniej ślinę i udałam się w jego wzdłuż, brunet szedł tuż obok mnie. Nie odstępował mnie od tego momentu nawet na krok. W końcu dotarliśmy na sam koniec korytarza, gdzie stało dwóch ubranych na czarno mężczyzny. Oboje mieli ubrane okulary słoneczne, a po ich twarzach nie dało się odczytać zupełnie żadnych emocji.

— Chcemy się widzieć z Richard'em Garcia. — powiedział David chłodnym jak lód tonem.

Mężczyźni spojrzeli na siebie, skinęli lekko głowami, po czym otworzyli drzwi. Gestem dłoni kazali nam wejść do środka, gdy przechodziłam obok nich, dostrzegłam na ich czarnych koszulach napisane małymi literami nazwiska. Jeden z nich miał ja nazwisko Rodriguez, a drugi Sorrentino. Od razu domyślałam się, że mężczyzna jest włoskiego pochodzenia, wskazywało na to chociażby jego nazwisko jak i uroda. Miał zadbane ciemne włosy oraz dość opaloną skórę.

Zapisani w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz