R. VI. Miłość Nie Wybiera

443 19 1
                                    

Perspektywa Davida:

— Mógłbyś... już sobie pójść? — zapytała nawet na mnie nie patrząc.

Wyrzucała mnie, bo się bała. Bała się mnie. Widziałem to, widziałem to po jej oczach, w których było przerażenie, a ja dobrze wiedziałam jak wyglądają takie oczy. Judith się mnie bała, a ja czułem się przez to... dziwnie. Nie chciałem, aby się mnie bała, nie chciałem, aby czuła lęk, gdy byłem blisko niej, nie taki był mój zamiar. Wcale nie chciałem, aby dziewczyna, która sprawiała, że czułem się dobrze się mnie bała.

Jeszcze chwilę wpatrywałem się w nią z nadzieją, że może jeszcze zmieni zdanie, ale tak się nie stało. Cierpliwie czekała, aż po prostu wyjdę i w końcu to zrobiłem, skinąłem niezauważalnie głową i udałem się w stronę wyjścia wolnym krokiem. Wszedłem do garażu, który był już otwarty, aby zabrać z niego swój czarny motor. Podszedłem do niego i zabrałem się za ubieranie kasku, uśmiechnąłem się mało wesoło, gdy zobaczyłam co stoi obok mojego pojazdu i czego wcześniej nie zauważyłem. Też miała motor.

Wsiadłem na swój pojazd i ruszyłem prosto do domu, nie miałem dzisiaj najmniejszej ochoty na jakiekolwiek szwendanie się po mieście. Jechałem szybko. Za szybko. Ale nie zbyt się tym przejmowałem, bo w końcu co mogłaby mi zrobić policja? Psy na samo wspominanie mojego imienia i nazwiska kulą ogony. Każdy doskonale wiedział, że przebywam w towarzystwie ludzi, którzy są w stanie zniszczyć absolutnie każdego.

Gdy byłem już jedynie kilka kilometrów od domu, poczułem jak mój telefon z kieszeni spodni zaczyna wibrować. Na początku starałem się to zignorować, ale telefon nie przestawał dzwonić, a niezbyt komfortowe było jechanie na motorze, gdy coś wibruję ci na dupie. Zjechałam na poboczę, zdjąłem kask i wyciągnąłem telefon z kieszeni, na ekranie wyświetliły mi się trzy nie odebrane połączenia od Conrada, do którego od razu oddzwoniłem.

Odebrał za pierwszym sygnałem, przez chwilę nawet lekko się wystraszyłem, że coś mogło się stać. On nigdy nie dobijał się do mnie, gdy chodzi o jakąś błahostkę. Nie zdążyłem się nawet odezwać.

— Stary! — powiedział pogłośnionym tonem, a w tle grała głośna muzyka. — Jesteś gdzieś na mieście?! Jak tak to kup jeszcze jakieś dwie... cztery butelki czystej! — wrzasnął i przerwał połączenie.

Cofam wcześniejsze słowa. Dobijał się do mnie tylko w pilnych sytuacjach i kiedy był pijany.

Wsiadłem z powrotem na motor i pojechałam do sklepu, kupiłem od razu sześć butelek, a nie cztery. Nie miałem ochoty latać później po dziesięć razy do sklepu. Domyśliłem się, że są najprawdopodobniej w domu Conrada więc pojechałam prosto tam. Jego ojca częściej nie było w domu niż był dlatego dość często zapraszał nas do siebie, najczęściej po prostu piliśmy i dobrze bawiliśmy się w wspólnym towarzystwie.

Zostawiłem motor na podjeździe i udałem się do drzwi wejściowych, do których po chwili zapukałem. Ze środka dobiegła głośna muzyka i śmiechy. Gdy przez dłuższy czas nikt nie otwierał postanowiłem, że sam wejdę do środka. Głosy dobiegały z salonu więc tam właśnie się udałem. Przez widok, który tam zastałem prawie upuściłem siatkę z alkoholem.

Conrad, James i Matteo trzymali na barkach stół, na którym leżała śpiąca Jennifer i tańczyli słynne coffin dance.głośno się przy tym śmiejąc. Na oparciu sofy, która stała przy ścianie obok leżała Sarah, trzymała w ręku małą piłeczkę, którą odbijała od sufitu. Najwidoczniej jej alkohol nie siadł tak bardzo na głowę jak pozostałym, którzy doskonale się bawili.

Stałem chwilę w progu i wpatrywałem się w nich niedowierzając. W końcu ruszyłem się z miejsca i położyłem siatkę z alkoholem na ławie. Wzrok każdego w pomieszczeniu skierowany był teraz na mnie.

Zapisani w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz