R. XXV. Kochasz Go?

308 17 10
                                    

Do San Diego wróciliśmy dopiero wieczorem, ledwo widziałam cokolwiek na oczy. Miałam nadzieję, że Josh nie nabierze żadnych podjerzeń, które mógłby mu się nasunąć patrząc na moje cholernie spuchnięte oczy. Siedziałam w samochodzie Davida z opartą o szybę głową i wpatrywałam się w mój dom. Wszystkie światła były zgaszone. Próbowałam zebrać się do wyjścia i pójścia tam, ale z każdą kolejną chwilą spędzoną w tym samochodzie było to coraz trudniejsze. Przez to co zrobiłam, czułam się tak, jakbym na czole miała wielki napis.

„Zabiłam człowieka, bo powiedział o kilka słów za dużo."

Postąpiłam tak, jak postąpiłby człowiek z myśleniem Garcia. Postąpiłam jak człowiek pozbawiony jakichkolwiek emocji. Postąpiłam jak przestępca z brakiem najmniejszych wyrzutów sumienia.

— W końcu będziesz musiała tam iść. — odezwał się nagle David. — Nie unikniesz tego, a im bardziej to opóźniasz, tym jest to trudniejsze.

— To idź sobie tam za mnie, proszę bardzo. — burknęłam spoglądając na niego kątem oka.

Chłopak głośno westchnął, po chwili otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Patrzyłam uważnie jak pokonuje krótki odcinek drogi i staje tuż naprzeciwko moich drzwi i otwiera je. Wpatrywałam się na niego z dołu ze zmarszczonymi brwiami. Wybałuszyłam oczy, gdy nagle wziął mnie na swoje ręce i przerzucił przez ramię. Kopałam nogami jego tors, a rękami biłam go po plecach. Gdyby nie późna godzina również bym krzyczała, ale nie chciałam obudzić Josha oraz sąsiadów, którzy narzekaliby na nocne hałasy przez kilka następnych dni.

— Puść mnie. — warknęłam jedynie do jego ucha, jednak David nie miał zamiaru mnie słuchać.

W końcu postawił mnie tuż przy samych drzwiach do mojego domu. Kiedy tylko upewnił się, że stoję bezpiecznie na ziemi, odwrócił się na pięcie i po prostu udał się w stronę samochodu.

— Dupek. — rzuciłam podwyższonym tonem.

David odwrócił się w moją stronę i zaczął iść tyłem. Uniósł jeden kącik ust w górę i posłał mi buziaka, na co odpowiedziałam mu środkowym palcem. Patrzyłam z naburmuszoną miną jak wsiada do samochodu, po czym odjeżdża.

Stałam tak jeszcze może kilka bądź kilkanaście minut. W końcu wzięłam głęboki oddech i złapałam za klamkę drzwi, po czym je otworzyłam. Weszłam wolnym krokiem do środka, światła na dole były zgaszone, więc Josh na pewno już spał. Chciałam jak najszybciej udać się do pokoju, ale coś mnie zatrzymało. Gdy przechodziłam obok salonu, zauważyłam na stoliku paczkę fajek. Jeszcze nigdy nie czułam pokusy zapalenia, ale teraz czułam, że nie odejdę bez pustych rąk. Zabrałam jednego papierosa z paczki i pobiegłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o nie i bawiłam się moją nową zdobyczą w rękach. Nie mam pojęcia skąd te fajki się tam wzięły, ale mam nadzieje, że ich właściciel nie zorientuje się, że paczka jest wybrakowana.

Podeszłam do swojego biurka i otworzyłam jedną z szuflad, gdzie leżała sobie zapalniczka. Wzięłam ją bez mniejszego wahania i zaczęłam rozglądać się za odpowiednimi miejscem do zapalenia. Opcji nie było dużo, pozostało mi jedynie wychylenie się przez okno. Jednak, kiedy stałam już przy otwartym oknie i właśnie miałam odpalać papierosa, do głowy wpadł mi jeszcze lepszy pomysł. A tym lepszym pomysłem było wejście na dach.

Zapalniczkę i papierosa schowałam do kieszeni swoich dresowych spodni. Weszłam na parapet i zaczęłam szukać wystarczajaco płaskiego miejsca, aby można było wejść na górę. Po kilku nieudanych próbach w końcu wdrapałam się na dach i usiadłam na jego krańcu. Moje nogi zwisały swobodnie nad naszym ogródkiem. Odpaliłam wreszcie fajkę i niepewnie zaciągnęłam się po raz pierwszy. Ohydny smak rozniósł się po moich ustach, a potem czułam jak przechodzi do płuc. Starałam się jak najbardziej stłumić atak kaszlu żałując, że nie wzięłam ze sobą niczego do picia.

Zapisani w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz