R. XI. Oni Nie Mają Żadnych Granic

419 18 2
                                    

Siedziałam właśnie na krześle przy łóżku w sali Davida i wciąż czekałam, aż się obudzi. Minęło już kilka godzin od jego operacji, a on nadal sobie smacznie spał, kiedy ja umierałam z nerwów. Modliłam się w duchu, żeby tylko się obudził i szybko wrócił do zdrowia. Bałam się jedynie, że po tym jak się obudzi będzie obwiniać mnie o ten cały wypadek tak jak Sarah. Jej kąśliwe uwagi, które rzucała cały czas w moją stronę byłam w stanie przeżyć, ale jeśli jeszcze David zacznie obwiniać mnie o to wszystko... obawiam się, że nie będę w stanie tego tak łatwo udźwignąć.

W sali byłam sama. James wraz z Jennifer poszli do szpitalnego bistro, a pozostali mieli coś pilnego do załatwienia. Z tego co słyszałam z ich rozmów chodzi o sprawę moich rodziców, ale z jakiegoś powód nic mi o tym nie powiedzieli.

— Nie sądzisz, że pasowałoby już wstawać? — zaśmiałam się smutno, patrzyłam w jego oczy, które cały czas były zamknięte. Miałam nadzieję, że przez mój wzrok magicznie się otworzą. — Powoli zaczynam tęsknić za twoim głosem, wiesz? Za tym uśmiechem, który tak bardzo mnie wkurwia, ale z drugiej strony tak bardzo go lubię. No i za twoimi oczami... Mówiłam ci już, że masz piękne oczy? Zaczęłam zazdrościć ci ich odkąd pierwszy raz cię zobaczyłam.

Spuściłam wzrok na swoje dłonie, którymi się bawiłam. Oblizałam wargi i westchnęłam cicho.

— Doskonale wiem, że to wszystko moja wina, David. — odezwałam się cicho mówiąc bardziej do siebie niż do niego. — Gdybym wtedy nie jechała tak szybko nie musiałbyś teraz tutaj leżeć. Nie powinnam nigdy wsiadać na ten motor...

— Mam nadzieję, że chociaż mi go odkupisz. — usłyszałam niski i słaby męski głos.

Uniosłam zaskoczona głowę i spojrzałam na bruneta. Jego oczy, które kilka chwil wcześniej były zamknięte, teraz gapiły się na mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech, a po moim policzku spłynęła jedna łza, łza szczęścia.

Nachyliłam się nad nim i lekko go objęłam, starałam się robić to delikatnie, aby go nie urazić.

— Śpiąca królewna wreszcie raczyła się obudzić?  — zaśmiałam się do jego ucha.

— Ej. — mruknął udając oburzenie. — To mój tekst. — upomniał mnie na co się zaśmiałam przytulając go jeszcze mocniej. — Wiesz, nie chce psuć chwili, ale trochę przygniatasz mi żebra i trochę to boli.

Szepnęłam ciche „sorry" i posłusznie odsunęłam się od Davida na co ten wziął głębszy oddech. Przyglądał mi się chwilę i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu ze zmarszczonymi brwiami. Widziałam jak zmrużył oczy przez promienie słońca padające do sali, gdy spojrzał przez okno. Wrócił spojrzeniem do mnie i przetarł oczy ręką jakby był zmęczony.

Ta, zmęczony. Chłop spał ponad dzień i jest zmęczony. — pomyślałam.

— Jeszcze się nie wyspałeś? — zapytałam złośliwie unosząc jeden kącik ust do góry.

Naprawdę biłam się sama ze sobą w myślach, aby nie rzucić żadnym kąśliwym komentarzem. No, ale przecież nie byłabym sobą, gdybym tego nie powiedziała. W końcu nazywam się Judith Harris.

W odpowiedzi brunet udał ziewnięcie i przeciągnął się, założył ręce za głowę i przymknął na chwilę oczy.

— W sumie to z chęcią bym jeszcze trochę pospał. — westchnął. Uniosłam jedną brew do góry i uważnie mu się przyglądnęłam. Chłopak po chwili otworzył oczy i zaśmiał się cicho. — Boże, przecież żartuję.

Brunet ponownie zmarszczył brwi, jego prawa ręka powędrowała do czubka jego głowy. Przejechał delikatnie opuszkami po bandażu, syknął cicho, kiedy dotarł do miejsca gdzie znajdowała się rana. Obserwowałam go z lekkim rozbawieniem. Wyglądał trochę jak małe dziecko.

Zapisani w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz