R. XXIII. Dlaczego Tak Bardzo Je Lubisz?

308 13 2
                                    

Witamy w Monterey.

Przeczytałam w głowie napis ze znaku, który znajdował się na wjeździe to miasta. Czułam się... dziwnie, gdy jechaliśmy jego ulicami. Czułam się tak, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżała. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy do moich oczu dotarł mały sklepik spożywczy. Należał on do pani Adams, przyjaciółki moich rodziców. Była ciepłą i przyjazną brunetką, na sam jej widok uśmiech wchodził na twarz. Kiedy byliśmy młodsi i mama wysłała nas do niej na zakupy, zawsze faszerowała nas różnymi słodyczami.

— Możemy zatrzymać się przy tym sklepiku? — zapytałam, David spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. — To sklep przyjaciółki moich rodziców.

Od razu po usłyszeniu tego chłopak skręcił i zatrzymał się tuż przy samych drzwiach. Powoli wysiadałam z samochodu, kiwnięciem głowy nakazałam zrobić to samo Davidowi. Chwyciłam za klamkę sklepowych drzwi i je otwarłam, gdy postawiłam pierwszy krok w sklepie moją głowę ogarnęła masa wspomnień. Pd trzech lat nic się w tym miejscu nie zmieniło, przy wejściu wciąż stał stolik z miską darmowych krówek.

Z uśmiechem na twarzy podeszłam do lady, za którą stał straszy mężczyzna z okularami na nosie, zapisywał coś w notatniku nie zwracając na nas uwagi. Od razu rozpoznałam w nim męża pani Adams, nie mogłam uwierzyć, że przez trzy lata postarzał się tak bardzo. Już wcześniej miał kilka siwych włosów, ale teraz były one w całości w tym kolorze, a na jego twarzy można było dostrzec już kilka zmarszczek.

Mężczyzna zauważył nas dopiero, gdy podeszliśmy do samej lady. Spojrzał na nas spod swoich okularów, kiedy jego wzrok padł na mnie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech ukazujący jego białe zęby.

— Judith? — zapytał niedowierzając i ściągnął z nosa swoje okulary. — Jak ja cię dawno nie widziałem, ostatni raz wiedziałem cię tutaj jakieś cztery lata temu.

— Nic się tu nie zmieniło odkąd byłam tu po raz ostatni. — stwierdziłam rozglądając się po całym wnętrzu.

— Dobrze wiesz, że nigdy nie lubiłem wprowadzać tu jakichkolwiek zmian. — westchnął, a jego wzrok padł na stojącego obok mnie Davida. — Theodor Adams. — powiedział wyciągając rękę w jego stronę. — Miło mi.

— David Morton, również mi miło. — powiedział ściskając dłoń mężczyzny.

Wychyliłem się lekko za mężczyznę, aby spojrzeć na zaplecze, byłam pewna, że właśnie tam siedzi pani Adams.

— Pani Adams jest na zapleczu? — zapytałam z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Z twarzy mężczyzny momentalnie spełzł pełen szczęścia uśmiech, zamienił się w ponurą i przepełnioną smutkiem. Zmarszczyłam brwi, a moje serce na chwilę stanęło. Czy pani Adams była chora? A co jeśli przez te trzy lata ich drogi się rozłączyły i nie byli już razem?

Pan Adams spuścił głowę w dół i cicho westchnął.

— Margaret... — zaczął, a jego głos się załamał. — Po śmierci Isabelli i George'a... bardzo to przeżyła, wiesz jak blisko z nimi była. — spojrzał na mnie spod rzęs. — Dwa lata temu zaczęła podupadać na zdrowiu, przez to, że paliła jej płuca były wyniszczone. Niecałe dwa lata temu dowiedzieliśmy się, że jest chora na raka, raka płuc.

Momentalnie poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy, byłam świadoma tego co zaraz prawdopobnie usłyszę. Poczułam się tak samo jak tamtego cholernego wieczoru w dniu śmierci rodziców. Ogarnęło mnie dokładnie to samo uczucie, uczucie, które nie zwiastowało niczego dobrego.

— Chemia ją wykańczała. — dostrzegłam łzy w jego brązowych oczach. — W pewnym momencie... w pewnym momencie po prostu się poddała. Zmarła prawie rok temu.

Zapisani w Gwiazdach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz