3.

100 9 1
                                    

Nie byłam przyzwyczajona do tak długich wędrówek. Plecy bolały mnie od ciężaru plecaka, było mi gorąco, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie byłam nawet pewna, jak długo szłam przez las, ale patrząc na słońce mogłam stwierdzić, że było już południe.

Mimo bólu czułam się dobrze. Nie docierało do mnie, że byłam teraz uciekinierką. Mogłam tu być innym człowiekiem, a tytuł księżniczki mnie nie ograniczał. Mogłam spać w lesie przy ognisku, żywiąc się orzechami, wydając ostatnie srebrniki na targu, czy rozmawiając z ludźmi, którzy byli mi równi.

Zastanawiałam się też, czy ojciec już zauważył moje zniknięcie. Czy ogłosił mnie już zbiegiem lub wrogiem Narodu Ognia? Czy wieści rozproszyły się po miastach zajętych przez naszych żołnierzy? Czy mnie szukają?

Pokręciłam głową, wystawiając twarz ku słońcu. Być może mogłam znaleźć Zuko i Iroha. Znając brata i to, jak uparty był, pewnie biegał po całym świecie, by odnaleźć Awatara i przytargać go przed oblicze naszego ojca. Wątpiłam jednak, by Ozai chciałby go ułaskawić nawet mimo schwytania go.

W oddali widziałam już wioskę Królestwa Ziemi, więc przyspieszyłam. Byłam głodna i zmęczona wędrówką, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Byłam już niemal przy bramie, gdy dwóch mężczyzn zagrodziło mi drogę. Cofnęłam się o krok i odwróciłam się, gdy trzeci stanął za mną.

- Patrzcie, no patrzcie! - rzucił jeden z nich, a ja z przestrachem odwróciłam się do źródła głosu. - Jaka śliczna sarenka nam się trafiła! Dokąd idziesz, piękna?

Zacisnęłam usta, patrząc na bramę wioski, która nie była daleko stąd. Widziałam też dwóch strażników w zielonych strojach, którzy strzegli wejścia.

- Idę do wioski odwiedzić...ojca - powiedziałam cicho, robiąc krok w przód. Mężczyzna o ciemnych włosach zagrodził mi ponownie drogę, krzyżując ramiona.

- Wiesz, mamy namioty i ognisko niedaleko stąd. Może zechciałabyś nam towarzyszyć?

Uśmiechnęłam się słabo, unikając jego wzroku. Patrzyłam w dalszym ciągu na strażników, którzy zdawali się nie widzieć żadnego zagrożenia.

- Bardzo dziękuję, ale spieszę się. Może innym razem.

Mężczyzna zdecydowanie nie był usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.

- W tych czasach niebezpiecznie samotnie podróżować, co, chłopaki? - rzucił ze śmiechem do dwóch pozostałych, a oni mu zawtórowali. - Jeśli nie chcesz z nami pójść, oddawaj plecak.

Skupiłam wzrok na jego dłoni, na której tańczyły małe kamienie. Mag ziemi. Próbowałam przemyśleć, jakie opcje miałam. Nie mogłam użyć ognia, bo zdecydowanie pogorszyłabym swoją sytuację. Umiałam walczyć, ale ich było więcej. Mogłam oddać plecak, w którym miałam pieniądze i jedzenie, a wtedy zostałabym z niczym. Mogłam też pójść z nimi, ale patrząc na ich spojrzenie, nie mieli dobrych intencji. Mogłam też w jakiś sposób przywołać strażników, którzy mogliby mi pomóc.

Widocznie zbyt długo się zastanawiałam, bo jeden z nich złapał mnie za ramię. Próbowałam je uwolnić, ale mężczyzna był znacznie silniejszy.

- Zostaw mnie!

Mężczyzna po chwili mnie puścił. Na widok nadchodzących strażników, mężczyźni uciekli do lasu.

- Przepraszam panienkę, to miejscowe łobuzy. Nic panience nie jest?

Odetchnęłam głęboko i otarłam oczy. Pokręciłam głową, po czym poprawiłam plecak.

- Zapraszam do wioski.

Ta sytuacja uświadomiła mi, że mężczyźni mieli rację. Nie było bezpiecznie podróżować samej, nie mogąc użyć swojej magii, bo za to mogło mnie spotkać coś znacznie gorszego niż kradzież plecaka. Naród Ognia był wrogiem. Za wszelką cenę musiałam ukrywać, kim byłam naprawdę.

the wind fan the flame ღ aangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz