R. VII. A Ty Niby Wiesz?

438 19 1
                                    

Siedziałam właśnie przy biurku w swoim pokoju i kończyłam układnie drzewka wiśni. Słońce już zaczynało świtać i jego promienie wchodziły do mojego pokoju trochę mnie przy tym rażąc. David wczorajszego dnia wyszedł ode mnie dopiero o dwudziestej drugiej, a mimo tego nie zdążyliśmy złożyć. Moje włosy były rozczochrane, a mina tak skupiona jak jeszcze nigdy dotąd.

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy wpięłam ostatniego klocka, od razu chwyciłam za swój telefon. Włączyłam aparat i odsunęłam się trochę na krześle, aby zrobić zdjęcie zestawowi, który wyglądał niesamowicie, miałam zamiar wysłać je do Mortona. Wstałam z krzesła i zaczęłam rozglądać się po swoim pokoju szukając miejsca, w którym będę mogła postawić prezent od chłopaka. W końcu stwierdziłam, że idealnym miejscem na drzewko będzie miejsce na mojej szafce nocnej, która stała całkowicie pusta od momentu, gdy zbiłam swoją lampkę nocną kilka miesięcy temu. Okazało się, że drzewko pasowało tam idealnie.

Cały czas siedziałam w swojej za dużej koszuli nocnej, którą stwierdziłam, że najwyższy czas w końcu przebrać. Wyjęłam z szafy szeroki, czarne spodenki i białą, krótką bluzkę z długimi rękawkami, dzisiaj było nieco chłodniej po wczorajszej ulewie dlatego postawiłam na coś cieplejszego. Swoje długie blond włosy upięłam w niechlujnego koka, zrobiłem również lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs i z małej ilości różu na policzkach.

Zeszłam na dół do kuchni z uśmiechem na twarzy, który od wczoraj o dziwo z niej nie schodził. Miałam nadzieję, że w kuchni zastane moje rodzeństwo, ale niestety pomieszczenie było zupełnie puste. Na stole stał pusty kubek po kawie Josha oraz do połowy pusta miska po płatkach Martiny. Podeszłam wolnym krokiem do lodówki, na której dostrzegłam kolejny liścik od młodszej siostry informujący o jej wyjściu z przyjaciółkami. No cóż, zapowiadało się na to, że kolejny dzień z rzędu śniadanie spędzę sama.

Wyjęłam z lodówki dwa kajak oraz masło i zabrałam się za robienie jajecznicy. Z racji tego, że moje umiejętności kulinarne nie są najwyższych lotów to było jedyne śniadanie na jakie było mnie stać. Wbijałam jajka na rozgrzaną patelnię, przeklnęłam pod nosem, gdy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam roztopić wcześniej masło. Podbiegłam do lodówki i wyciągnęłam z niej kostkę masła, dodałam jego nie wielką ilość do jajek, które już zaczęły się ścinać. Kiedy już jakoś udało mi się opanować sytuację usłyszałam pukanie do drzwi, udałam się do nich szybkim krokiem. Nawet nie spojrzałam przez judasza tylko od razu je otworzyłam, a po ich otwarciu moim oczom ukazał się Travis, Harper... i Gabriel. Jak można się domyślać na widok tego trzeciego cieszyłam się najmniej. Po jaki chuj Travis go tu w ogóle przytargał?

— Myślałam, że wychodzisz dopiero za tydzień. — powiedziałam rzucając się na przyjaciółkę.

— Bo miałam. — odparła odwzajemniając uścisk. — Ale lekarze stwierdzili, że mój stan jest na tyle dobry, że mogę wyjść wcześniej.

Otwierałam usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa, bo przerwał mi Travis. Miał zmarszczone brwi, a usta lekko skrzywione, wyglądał tak jakby czuł nie zbyt przyjemny dla niego zapach.

— Też czujecie spaleniznę? — zapytał pociągając nosem w powietrzu.

Również pociągnęłam lekko nosem, na mojej twarzy pojawił się grymas, gdy również poczułam ten nieprzyjemny zapach. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy zdałam sobie sprawę skąd pochodzi okropny zapach.

— Jajecznica! — krzyknęłam i pobiegłam do kuchni, prawie nie wyrabiając przy tym na zakręcie.

Wbiegłam do pomieszczenia, w którym unosił się ciemny dym dochodzący z patelni. Podbiegłam do kuchenki i wyłączyłam gaz, usłyszałam za plecami ciche śmiechy pozostałych. Chwyciłam podbierak i odwróciłam jajko na drugą stronę, która była całkowicie czarna. Usłyszałam za sobą kroki, a po chwili obok mnie pojawił się Travis. Parsknął głośno, gdy zobaczył mój wyczyn kulinarny i poklepał mnie po ramieniu próbując opanować atak śmiechu.

Zapisani w Gwiazdach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz