Rozdzial 8

54 3 0
                                    

K A I

Wstałem po ledwie trzech godzinach snu, bo jak zawsze nie mogłem zasnąć, jednak teraz był dodatkowy powód ku temu. A mianowicie ta jedna wiadomość.

Nevaeh: Kai, boję się ciebie.

Przeklęta wiadomość, w którą tej nocy wpatrywałem się piętnaście minut. Przecież nie chciałem, żeby się mnie bała. Chciałem tylko, żeby była bezpieczna i żeby ten skurwysyn już nigdy jej nie zagrażał. A ona się mnie boi.
Nie żebym się jakoś specjalnie tym przejmował.
A może jednak?
Ale tylko trochę.

Wstałem w końcu z łóżka i zacząłem się szykować. Ubrałem pierwszą lepszą czarno-czerwoną bluzę i czarne jeansy. Następnie pospiesznie zjadłem śniadanie, wziąłem kluczyki od samochodu i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i zacząłem jechać w niestety znanym mi kierunku.

Po długiej drodze dotarłem pod tą obrzydliwą wille za miastem zwaną moim rodzinnym domem. Szybko wziąłem dwa szybkie wdechy, wysiadłem z samochodu i zacząłem kierować się w stronę drzwi. Przy wejściu wyciągnąłem klucze, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Na samym starcie chciało mi się wymiotować patrząc na ten bogaty wystój.

-Synu, nie przywitasz się z ojcem? - usłyszałem za sobą ten znany i znienawidzony przeze mnie głos. Pierdolony George Smith. Koszmar mojego życia.

-Nie, nie przywitam i nawet nie nazywaj się moim ojcem. - odpowiedziałam niewzruszony. Skoro śmiał się nazywać moim ojcem to dlaczego nie zapewnił mi dobrego dzieciństwa?

-Kai, kiedyś zrozumiesz mój tok myślenia. - odezwał się ponownie ojciec. Już mnie wkurwił swoją osobą. Nowy rekord.

-Możesz mnie zostawić? Możesz przestać udawać dobrego tatusia? Dobrze wiesz, że jesteś zwykłym potworem i równie dobrze wiesz, że nie przyszedłem tu do ciebie. - odwróciłem się w stronę ojca i niemalże syknąłem mu w twarz.

On na moje słowa tylko wzruszył ramionami, odwrócił się i odszedł. Odszedł jak zawsze. Kiedy ojciec zniknął z mojego pola widzenia, ruszyłem w stronę białych drewnianych drzwi na końcu korytarza. Albo holu? Bo jak na korytarz to było to zdecydowanie za wielkie. Stanąłem przed drzwiami i powoli pociągnąłem za klamkę. Za drzwiami był obraz, który od samego rana tak bardzo chciałem zobaczyć.

Mój młodszy brat siedział na łóżku i czytał jakąś książkę, lecz gdy tylko zobaczył mnie od razu wstał i zaczął biec w moją stronę z ogromnym i szczerym uśmiechem na twarzy. Przez co na mojej twarzy również pojawił się szczery uśmiech, ale nie aż tak ogromny jak jego.

-Kai! Tęskniłem bardzo za tobą! - krzyczał zadowolony, ściskając mnie z całych sił.

-Uwierz mi, że ja też strasznie tęskniłem. - powiedziałem cicho do chłopca, a mój uśmiech stawał się coraz większy. Za każdym razem działał na mnie tak samo.
Moje szczęście.

-Jedziemy do ciebie, proszę. Nie chcę tu być. - łamało mi się serce gdy tego słuchałem i widziałem ten smutek w jego oczach.

-Tak, właśnie po to przyjechałem. - gdy tylko to powiedziałem chłopiec tak się ucieszył, że od razu podbiegł do walizki się pakować, a ja mu w tym pomogłem.

Później wychodziliśmy z domu. Mój brat rzucił ojcu szybkie „cześć" na pożegnanie, a ja nawet nie zamierzałem na niego patrzeć. Nie wiem jak młody nadal chciał z nim rozmawiać. Schowałem małą walizkę chłopca do bagażnika, a następnie siadłem za kierownicą ostatni raz zerkając na szczęśliwego chłopca siedzącego obok mnie. Mam ogromne szczęście mając go przy sobie. I przysięgam, że dla niego zrobiłbym wszystko. A jeśli kiedykolwiek ktoś zrobiłby mu krzywdę, sam bałbym się, co bym mu zrobił.

ACY - Always Choose YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz