XXIII: Ból

457 19 6
                                    

Kilka dni wcześniej.

Podobno ból hartuje duszę. To właśnie przez doświadczanie bólu i cierpienia, stajemy się silniejsi.
Ból może być nauczycielem, który skłania do autorefleksji, odkrywania granic i przekraczania ich.
Każdy ma swoją granicę bólu. Po przekroczeniu tej granicy stajemy się jedynie więźniami własnych kruchych ciał. Ta granica to moment, w którym umysł przegrywa z zewnętrzną powłoką.

Gdy skórzane rzemienie po raz kolejny prześlizgnęły się przez jej plecy, zasyczała z bólu.
Ponownie wydusiła z siebie zdanie, które recytowała w kółko. „Będę grzeczna, proszę".

Nie była pewna czy to właśnie powinna mówić, ale miała przeczucie, że osoba, która sprawiała jej teraz ból, tego właśnie by chciała.

Minuty mijały, a ona przestawała wierzyć, że recytowany wierszyk w czymkolwiek jej pomoże. Jednak nic innego, poza tymi słowami, nie miała. Nic, w czym mogłaby zakotwiczyć umysł i trzymać się z uporem, by nie znaleźć się za granicą, która oznaczała jedynie powolne staczanie w dół. „Będę grzeczna, proszę. Będę... grzeczna...będę."

Jej nadgarstki od dłuższego czasu związane były jutową liną i uniesione do góry. Lina była na tyle długa, by stopami wciąż mogła dotykać podłogi i na tyle krótka, by musieć stać na palcach.

Niewygodna pozycja z początku wydawała jej się tylko wstydliwa. Nie mogła użyć rąk, którymi chciałaby się osłonić. Była bezbronna i wyeksponowana.
Szybko po wstydzie zostało jedynie wspomnienie, a ona zaczęła odczuwać palący ból wynikający z niewygodnej pozycji. Myślała jedynie o tym, by móc opuścić zmęczone ręce i stanąć całą stopą na podłodze.

Nigdy nie sądziła, że tak bardzo będzie pragnęła czegoś tak prostego, jak możliwość dotknięcia piętami podłogi. Teraz jednak stało się to jej największym marzeniem.

Rzemienie po raz kolejny prześlizgnęły się przez jej plecy, tym razem z drugiej strony. Uderzenia padały na przemian - raz z lewej, raz z prawej.

- Proszę - powtórzyła nie wierząc w to, że tym razem zostanie wysłuchana.

Ku jej zaskoczenia, uderzenia ustały dając jej chwilę odpoczynku.

- O co prosisz? - głos jej oprawczyni zdawał się mięknąć.

Po raz pierwszy odkąd zawisła pod sufitem, ta chciała z nią rozmawiać, a to dawało nadzieję, że niedługo będzie wolna.

Nie spodziewała się, że będą prowadziły dialog. Nie przygotowała żadnych sensownych argumentów dlaczego miałaby zostać rozwiązana i puszczona wolno. Poza oczywiście tymi, które trafiłyby do każdej normalnej osoby. Takiej, która nie wiesza ludzi pod sufitem chłoszcząc ich bezlitośnie.

- Wypuść mnie, proszę - wydusiła.

- Szkoda. Wielka szkoda. Miałam nadzieję, że będziesz chciała pobawić się dłużej. Te młode pokolenia są takie delikatne - usłyszała za sobą głos.

Głos należał do kobiety, choć w tej konkretnej chwili jawił się jej jakby był głosem piekła.

Cierpiała. I pragnęła, by to się skończyło. Powiedziałaby i obiecała teraz wszystko, byle kupić sobie wolność. Czuła, że nie zniesie ani jednego uderzenia więcej. Plecy na wysokości łopatek paliły ją żywym ogniem. Ręce, z których odpłynęła cała krew, cierpły i mrowiły. Jutowa lina coraz bardziej gryzła ją w nadgarstki. Od wspinania się na palce piekły ją łydki. Całe ciało drżało ze zmęczenia, a na czole pojawiły się krople potu.

Gdy kilka godzin temu weszła do domu, nic nie wskazywało na to, że ten wieczór rozwinie się w taki sposób.

Po opuszczeniu auta Izy i wejściu do domu, w salonie czekała na nią elegancka kobieta, która uśmiechała się do niej przyjaźnie. Wzbudzała sympatię i zaufanie. Przywitała się z nią całując w oba policzki i przedstawiła jako Maria. Zapewniła, że nie ma się czego bać i że ma dobre zamiary.

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz