XXIX: Rozdział, który skonczył się w najlepszym momencie

204 18 4
                                    

Laura wciągnęła do płuc czyste, Alpejskie powietrze. Zamknęła oczy i zrobiła jeszcze kilka głębokich wdechów. Ze smutkiem stwierdziła, że w jej ukochanej Warszawie jakość powietrza jest dużo gorsza od tego, którym oddychała tutaj. Będzie jej tego brakowało po powrocie.

Otworzyła oczy i spojrzała w kierunku domu. Przez wielkie okno dostrzegła sylwetki kobiet. Zmrużyła oczy chcąc odszukać między nimi Izę. Czuła się bezpieczna wiedząc, że jest obok. Nawet, jeśli to właśnie jej szefowa była przyczyną tego, że uczestniczyła w jakimś pokręconym projekcie.

- Laura, chodź - usłyszała za sobą głos.

Agata i Zuza zawołały ją z dalszej części ogrodu. Ruszyła w ich kierunku. Minęła starą jabłoń i kilka krzaków malin, na których pojawiły się już pierwsze owoce.

Nagle poczuła się nieswojo.

Była w obcym miejscu, zupełnie sama i z każdym krokiem oddalała się coraz bardziej od jedynej osoby, której ufała i którą choć trochę znała.
Chociaż, czy na pewno mogła nadal tak myśleć...

- Tu jesteś.

Coś złapało ją za łokieć. Odruchowo cofnęła rękę i odwróciła się, by zlokalizować źródło dotyku.
Było tak, jak przypuszczała, a przynajmniej jak podpowiadał zdrowy rozsądek. Tuż obok stała Agata, a kilka kroków za nią Zuza. Dyszały ciężko, zmęczone tańcem, którym przed chwilą się zajmowały.

- Nie bój się, to tylko my - Agata uśmiechnęła się.

- Przepraszam, chyba wpadam w paranoję.

- Mamy coś, co pomoże ci się odprężyć.

- Więcej wina? - zapytała.

Nie mogła teraz pomyśleć o niczym innym, co ukoiłoby nerwy równie dobrze, co kieliszek schłodzonego, fermentowanego napoju z winogron. Szczep był jej w tej chwili obojętny.

- Jeśli chcesz wina, to znajdziesz je tam - Agata wskazała na dom, od którego oddalały się coraz bardziej.

- To chyba zmierzamy w złym kierunku - zażartowała Laura, jednak ze smutkiem zauważyła, że żart nie osiadł dobrze.

- Strasznie jesteś spięta Laura. Powinnaś się cieszyć, to twój dzień.

Laura po raz kolejny przeklęła w duchu decyzję o wyjściu z Filipem na miasto. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, przeczytałaby tę cholerną książkę od deski do deski.

- Tylko że ja nie bardzo wiem dlaczego ten dzień jest tak ważny. Iza poznaje mnie z tymi wszystkimi kobietami, zdaje mi się, jakby wszyscy wiedzieli co się dzieje, tylko nie ja.

Minęły właśnie ostatnie drzewo w ogrodzie. Był to średnich rozmiarów kasztanowiec o rozłożystej koronie, która w upalne dni dawała upragnione schronienie przed słońcem. Laura wyobraziła sobie jak rozkłada pod nim koc i oddaje się lekturze książki. Wiele oddałaby za możliwość spędzenia w ten sposób kilku spokojnych godzin.

- Wszystkie byłyśmy kiedyś na twoim miejscu. Na początku to faktycznie trochę szokujące, ale szybko zrozumiesz, że to po prostu dobrze zaplanowana organizacja.

- Organizacja? - prychnęła. - To chyba nietrafione określenie, biorąc pod uwagę, że fundamentem działania tej, jak to nazywacie, organizacji, jest książka o bogach i demonach - Laura wykonała w powietrzu znak cudzysłowia. Czuła się idiotycznie wspominając o tym na głos.

- Chyba nie wzięłaś książki na poważnie? A jeśli tak, to koniecznie powiedz co wcześniej brałaś. Lubimy takie substancje - zażartowała Agata i puściła do Laury oczko.

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz