VII: Piżmo

260 15 0
                                    

Miała właśnie zamówić taksówkę, gdy w jej torebce zawibrował telefon.

Ekran rozświetlił się, informując o otrzymaniu nowej wiadomości. Widniał na nim zaledwie jeden, krótki tekst, którego nadawcą była Iza. Tekst wiadomości brzmiał:

„Lauro, zapleć warkocz na dzisiejszy wieczór".

W jej głowie momentalnie pojawiły się dziesiątki pytań. Świat wielkiego biznesu, do którego weszła zaledwie kilka tygodni temu, był dziwny i miejscami niezrozumiały. Jednak to... to zupełnie nie pasowało do czegokolwiek, co do tej pory dowiedziała się o korporacji.

Dress code raczej też odpadał. Warkocze po prostu nie pasują do eleganckiego wieczoru z długimi sukniami i smokingami. Była jeszcze jedna prawdopodobna odpowiedź - Iza przejmowała nad nią coraz więcej kontroli. Zarządzała jej czasem pracy, mówiła jak ma się zachowywać i w co ubierać, by odnieść sukces. Być może to była kolejna lekcja.

Mijały minuty, a wiadomość pozostawała bez odpowiedzi. W końcu przyszedł kolejny sms.

„Lauro, muszę wiedzieć, że wiesz co masz zrobić."

Wiedziała. I postanowiła otworzyć się na to doświadczenie. Kilka tygodni temu nie sądziła, że może dostać taką szansę. Że będzie codziennie przychodziła do przeszklonego budynku czując, że któregoś dnia sięgnie gwiazd.

Zdecydowała się na nisko upiętego koka tworzonego przez zawinięty wokół gumki warkocz. Przejrzała się w lusterku. Wyglądała bosko. Długa suknia w kolorze pudrowego różu podkreślała figurę.

Wyjęła telefon i zrobiła zdjęcie swojego odbicia w lustrze, a następnie zamówiła Ubera Black.

Sala, w której odbywał się bankiet była już wypełniona elegancko ubranymi ludźmi. Rozmawiali w małych grupach z kieliszkami szampana w dłoniach. W rogu sali, przy rzędzie wielkich okien grał zespół jazzowy, a za oknami rozciągała się panorama nocnej Warszawy. Tysiące świateł ulic, budynków i samochodów tworzyły zapierającą dech, miejską kompozycję. W mieście tak wielkim i tak jasnym o każdej porze nocy, na niebie nie widać gwiazd. To miasto samo jest gwiazdą, niosącą światło jej mieszkańcom utopionym w ciągłym biegu.

Stała na najwyższym piętrze w budynku oznaczającym władzę, pieniądze i potęgę i wszystko wskazywało na to, że to dopiero początek jej drogi. Poczuła, że musi podzielić się tym z Izą. Musi powiedzieć jej jak wdzięczna jest za tę szansę, musi obiecać, że jej nie zawiedzie, że będzie pracować ciężko i wytrwale, by udowodnić, że potrafi, że jest wystarczająco silna na ten świat.

Odwróciła się tyłem do okna i rozejrzała po sali. Dostrzegła kolegów ze swojego zespołu. Rozmawiali gestykulując zacznie energiczniej, niż zazwyczaj. Jednak Izy nie było wśród nich. Laura miała już zrobić krok w tłum, kiedy przerwał jej dziwnie znajomy głos.

- Dzień dobry Lauro.

Postawny, wysoki mężczyzna wyrósł nagle na jej drodze. Światło jednego z reflektorów świeciło jej w oczy, przez co nie mogła podnieść wzroku wyżej, niż na wysokość jego klatki piersiowej.

Zauważyła, że ma na sobie idealnie skrojony garnitur. Musiał być szyty na miarę. Mężczyzna nie założył krawata ani muszki, a jedyną ozdobą była kolorowa poszetka wciśnięta w kieszeń czarnej, wieczorowej marynarki.

Laura zrobiła krok w tył, by odzyskać nieco utraconej przestrzeni, a wtedy mężczyzna podążył za nią. Powtórzyli to kilka razy. Ich gonitwa była tak delikatna, że nikt wokół nie mógłby się zorientować co się właśnie dzieje. Wyglądali zwyczajnie, jakby toczyli właśnie kolejną, biznesową rozmowę, jakich wiele tego wieczoru się odbyło i odbędzie.

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz