II: Red Flag

464 12 0
                                    

Andrzej Górecki właśnie zakończył swoją prezentację. 

Przez 42 slajdy prawił o nowym projekcie, który miał wystrzelić słupki sprzedaży w kosmos. Był zadowolony ze swojego wystąpienia. 

Inni uczestnicy spotkania również byli szczęśliwi. Głównie dlatego, że spotkanie miało się za chwilę zakończyć.

Górecki był dyrektorem sprzedaży od niecałych trzech miesięcy. Do korporacji przyszedł po dziesięciu latach samozatrudnienia w firmie DrivePol zajmującej się sprowadzaniem gruchotów z Niemiec i sprzedawaniem po zawyżonych cenach w Polsce.

- Ten projekt ma kilka luk, nie możemy go wdrożyć na tym etapie - wtrąciła Iza wywołując niezadowolenie na kilku twarzach.

Jej komentarz oznaczał, że spotkanie się przedłuży. 

Trzeba będzie na nowo ustalić założenia, przeliczyć budżet, określić ryzyko i zbadać rynek. A to wszystko zajmuje czas i generuje koszty. Mimo klimatyzacji, na sali konferencyjnej zapanowała nieznośna duchota.

- Wtedy projekt przesunie się w czasie i przegramy z konkurencją, oni już to mają. Izuś, zaufaj mi, tak będzie dobrze - odparł Andrzej wyraźnie zirytowany.

Pozostali uczestnicy spotkania byli mu wdzięczni, że podjął to wyzwanie. 

Nie chcieli spędzić kolejnych godzin w sali konferencyjnej. Jednak żaden z nich nie odważyłby się na konfrontację z Izą. Mieli nadzieję, że przy odrobinie szczęścia Andrzejowi uda się załagodzić spór i spotkanie zakończy się na tym etapie.

Mogliby szybciej wrócić do domów, gdzie czekały na nich żony, mężowie i dzieci. Mogliby utonąć w kolejnym wieczorze przed telewizorem z podłym piwem z puszki. Gdyby mieli choć trochę dobrego gustu, piliby whisky, lub chociaż piwo kraftowe. Pracowali przecież w międzynarodowej firmie dostarczającej rozwiązania do największych graczy na rynku. Było ich stać na najwyższą półkę. Ale prezentowali raczej przeciętne gusta.

- Musimy pamiętać, że liczy się jakość, a nie tylko czas - skwitowała Iza.

- Nie możemy sobie pozwolić na opóźnienie. Potrzebujemy gotowego produktu już teraz - Andrzej wciąż nalegał.

Wiedział, że zgromadzeni na sali współpracownicy kibicują mu.

- Czyli chcesz, żebyśmy wprowadzili na rynek niedopracowany produkt, który może zaszkodzić naszej reputacji?

- Od razu niedopracowany. Po prostu musimy znaleźć sposób, żeby szybciej ruszyć z tym projektem.

- Andrzej, jak to możliwe, że wciąż nie rozumiesz podstawowych zasad rynku? - zapytała z politowaniem.

- Iza ma rację - tym razem głos zabrał prezes. - Raz stracone zaufanie odzyskuje się latami. Nie możemy pozwolić sobie na spadek jakości. Co proponujesz, Iza?

- Proces w pełni zdalny. Bez użycia siły ludzkiej. Na początku trzeba będzie zbudować oddzielny system, który zepnie klienta z naszymi usługami, a później pójdzie już z górki. W długiej perspektywie oszczędzamy czas i pieniądze. Mój dział chętnie zajmie się tym projektem.

- A gdzie w tym procesie są moi przedstawiciele handlowi? - ponownie wtrącił się Andrzej.

- Nie będą potrzebni.

Choć odpowiadała na pytanie zadane przez Andrzeja, Iza udzieliła tej odpowiedzi patrząc na prezesa. Zupełnie tak, jak w sądzie. Pytanie zadaje prokurator, ale odpowiedź skierowana jest do sądu najwyższego. W tym przypadku, prezesa odpowiadającego za Polski oddział międzynarodowej firmy.

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz