XXXII: Jarmuż i chia

204 21 5
                                    

Laura spojrzała na zegarek. Była godzina 8:30 rano dnia 22 czerwca. Samolot lecący do Warszawy wylądował właśnie na lotnisku Chopina.

Gdy tylko stanęła na płycie lotniska, w kieszeni bluzy odnalazła telefon i wybrała numer do przyjaciółki. Czekała sześć długich sygnałów, ale Kasia nie odebrała. Ponowiła połączenie, ale tym razem zostało odrzucone. Zrezygnowana napisała smsa.

„Jestem w Warszawie. Proszę, pogadajmy."

Wśród współpasażerów dominowały raczej morowe nastroje. Większość kończyła Włoskie wakacje i wracała do swoich codziennych obowiązków. Od teraz będą toczyć szybkie życie w stolicy, która cały czas gdzieś pędzi i wiecznie ma coś do załatwienia. Ale przez jakiś czas będą jeszcze pamiętać o gorącym, południowym słońcu i smaku tamtejszego wina.

Jej praskie mieszkanie wydało się ciasne w porównaniu z Alpejską posiadłością jej szefowej, w której mieszkała przez ostatnie dni.

Położyła się do łóżka. Nie spała całą poprzednią noc, ale mimo tego, nie potrafiła zasnąć. Przez głowę, jak przez drogę szybkiego ruchu, przelatywały jej migawki minionej nocy.

Wciąż słyszała w głowie krzyk Izy: „Nie zgadzam się!" i widziała strach w oczach kobiet po tych słowach.

A potem ją puściły.

Wstała z ziemi i ciągnięta przez Izę za rękę, dotarła do samochodu. Jechały szybko, choć nikt ich nie gonił.

- Spakuj jak najszybciej swoje rzeczy – powiedziała Iza, gdy dotarły pod posiadłość.

Niechlujnie wrzuciła rzeczy do torby i zbiegła do samochodu. Nie była pewna, czy zabrała wszystko, ale Iza nie pozwoliła jej sprawdzić.

- Gdzie jedziemy?

- Na lotnisko.

- Wracamy do Warszawy?

- Ty wracasz.

W gardle urosła jej gula. Broda trzęsła się powstrzymując resztkami sił wybuch płaczu. Samotny powrót do Warszawy łamał jej serce.

Teraz leżała w swoim łóżku i nie mogła zrozumieć co się stało. Obwiniała siebie. Może gdyby była bardziej posłuszna, gdyby przeczytała książkę, to może wtedy mogłaby zostać w Kręgu, z Izą.

Tymczasem szefowa nie odezwała się od czasu, gdy odstawiła ją na lotnisko, a ona nie wiedziała nawet czy nadal ma pracę. Do tego tu w Warszawie straciła przyjaciółkę. Czuła się samotna jak nigdy dotąd.

Usłyszała jak telefon wibruje. Poderwała się z łóżka. Miała nadzieję, że to Iza, lub przynajmniej Kasia, ale na ekranie telefonu zobaczyła napis „Marzena HR". Pomyślała, że jej opiekunka z kadr dzwoni, aby poinformować ją o zwolnieniu z pracy. Ciężko westchnęła i oczekując najgorszego, wcisnęła zieloną słuchawkę.

- Cześć Laura. Pojawisz się dzisiaj w pracy?

- Cześć Marzena. Ja... nie wiem czy...

- Słuchaj, jak chcesz mi wrzucić lewe zwolnienie to nie dzisiaj. Iza kazała mi osobiście doprowadzić cię dziś do biurka, więc nie obchodzi mnie do której imprezowałaś. Doprowadź się do porządku i marsz do biura.

Przynajmniej nadal była zatrudniona.

Zmieniła ubranie, nałożyła makijaż, którym zakryła niewyspanie i uczesała się. Po raz pierwszy odkąd stała się zabawką Izy, mogła pozwolić sobie na rozpuszczone włosy. Oficjalnie przeszła rytuał rozplecajek, więc nie musiała już nosić warkocza. Przynajmniej tak podpowiadało jej przeczucie. Z resztą, nie była pewna czy wciąż musi przestrzegać jakichkolwiek zasad Kręgu.

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz