Rozdział 60

913 61 61
                                    


Oczywiście, że się nie wyrobiłam, czyż nie?

___________________________________________

W swoim być może krótkim, ale jednak dosyć intensywnym życiu, Dazai nigdy nie sądził, że dożyje końca szkoły średniej. Że pójdzie na studia. Gdy miał trzynaście lat, to był pewien, że zabije się przed dwudziestoma urodzinami. Jego przyszłość nawet nie tyle, co była widziana przez niego w czarnych barwach. Ona po prostu nie istniała. Nie wyobrażał sobie, że mógłby wieść w miarę normalne życie, skończyć szkołę i po prostu istnieć. Przez tyle czasu ciężar samego istnienia i konieczności funkcjonowania w społeczeństwie były dla niego tak duże, że nie potrafił nawet pomyśleć, że kiedyś może być inaczej.

Oczywiście, ciężar ten nie zniknął magicznie. Nadal były dni, kiedy miał wrażenie, że cała droga jaką przeszedł była tylko snem i tak naprawdę nic się nie zmieniło. Kiedy wpatrywał się pusto w okno pociągu i zastanawiał czy to wszystko jest w ogóle prawdziwą rzeczywistość. Czy nie wymyślił sobie Chuuyi, swoich przyjaciół, terapii i tak naprawdę był jeszcze bardziej chory niż myślał. Czy wszystkie jego wspomnienia nie były tylko wytworem jego chorego umysłu. Czy sam siebie nie oszukiwał, że jest w stanie się zmienić, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło.

Tylko takich chwil było o wiele mniej niż kiedyś. I o wiele częściej czuł się po prostu dobrze. Normalnie. Nie była to jakaś dziwna ekscytacja, euforia spowodowana złym doborem leków czy nagłym, niespodziewanym atakiem radości. Czuł się po prostu okej. Stabilnie. Spokojnie. Nie doświadczył w swoim życiu dotychczas wielu takich momentów. To znaczy jedyne, co było stabilne to jego niechęć do życia i rozdzierająca pustka. Jeśli miałby być szczery, to nawet przyzwyczaił się do niej. Przyzwyczaił się do tego, że nigdy nie będzie dobrze i nauczył z tym żyć.

W końcu miał się zabić przed dwudziestoma urodzinami, czyż nie?

A jednak stał właśnie w niewielkim mieszkaniu w Tokio, rozpakowując swoje rzeczy i będąc świeżo upieczonym studentem. Nie tylko dożył końca szkoły średniej, ale i ją w istocie skończył. Wyszedł z dyplomem i nawet był całkiem zadowolony ze swojego życia. Nigdy nie sądził, że w przeciągu dwóch czy trzech lat jego podejście do świata może się zmienić. Że bycie w końcu szczerym nie tylko z ludźmi wokół, ale i z samym sobą może przynieść jakiś skutek. Że faktyczne skupienie się na terapii, aktywne szukanie rozwiązań może mieć sens. Że praca nad sobą nie jest wcale jakimś oszustwem. Że to wszystko działa w rzeczywistości.

Tylko zajmuje cholernie dużo czasu, wymaga mnóstwa energii, chęci i nadziei, że faktycznie się uda. Bo Dazai miał wiele nieudanych prób. Właściwie to większość była nieudana. Ale jednocześnie był ogromnie wdzięczny za to, że pomimo to spróbował kolejny raz. I kolejny, aż wreszcie mu się udało.

Był wdzięczny za to, że praktycznie od zawsze był obok niego Chuuya, który nigdy w niego nie zwątpił i wierzył w niego, nawet gdy sam nie miał siły żyć. Był wdzięczny za to, że miał w swoim życiu takich dobrych ludzi jak Odasaku, Ango, Atsushi. Był nawet wdzięczny za to, że Mori wreszcie próbował wykazać minimalne zaangażowanie względem niego. I przede wszystkim, był wdzięczny samemu sobie, że dał sobie szansę. Że nie zrezygnował z samego siebie.

Bo choć wsparcie, pieniądze od ojca na terapię i bliscy byli dla niego ogromną pomocą, to nigdy nie byłby w tym miejscu, w którym jest, gdyby polegał tylko na tym. Gdyby pozwalał nadal na to, żeby jego życie się po prostu toczyło, wyciągając z niego tylko kilka przyjemnych chwil, żeby zapomnieć o bólu. Przygodny seks, drogi alkohol, szybka jazda samochodem, który ukradł ojcu. Tworzenie ryzykownych sytuacji i specjalne wchodzenie w nie, tylko po to, by przez chwilę coś poczuć. Gdyby sam nie postanowił, że potrzebuje coś ze sobą zrobić, to prawdopodobnie faktycznie leżałby już gdzieś martwy. Albo doprowadził do tego w przeciągu najbliższych lat.

Może pewnego dniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz