Początek Męczarni

410 14 18
                                    

Charles Leclerc

Moją twarz oświetliły ciepłe, wrześniowe promienie słońca. Mruknąłem niezadowolony oraz wściekły na siebie za nie zasłonięcie zasłon wczorajszego wieczora. Czułem się wyjątkowo wyspany jak na pięć godzin snu. Chwila... Która godzina?

Sięgnąłem po mój telefon, aby sprawdzić godzinę. Kiedy ekran się nie rozświetlił przeklnąłem. Zaspałem. Na pewno kurwa zaspałem.

Zerwałem się z łóżka i szybko podpiąłem telefon do ładowania. Ekran telefonu był już rozbity od licznych upadków, ale nigdy jakoś nie miałem czasu kupić nowego. Dlatego chodziłem z takim. Nie przeszkadzało mi to za bardzo. Przeszkadzał mi natomiast brak muzyki o poranku, syf w pokoju i nie układające się włosy. Po pięciu minutach walki z nimi odpuściłem i zmoczyłem je całkowicie. Najwyżej będę miał szopę na głowie.

Nie trudziłem się nawet żadnym korektorem mamy, aby zakryć wory pod oczami. Szybko ubrałem garnitur, który na szczęście moja kochana mama przygotowała dla mnie jeszcze wczorajszego wieczoru. Zbiegłem na dół, a tam czekał na mnie Lorenzo z termosem pełnym kawy w ręce i kluczykami od swojego samochodu w drugiej.

— Potrzebujesz podwózki?

— Jak najbardziej.

Obydwoje wpakowaliśmy się do BMW Lorenza. Ukradłem mu kilka łyków kawy z termosu. Po dziesięciu minutach drogi w korkach wysiadłem pod moją wspaniałą szkołą. Na szczęście miałem jeszcze pięć minut do dziewiątej rano. To właśnie o tej godzinie mieliśmy apel rozpoczynający ten rok szkolny. Niezadowolony wkroczyłem do środka. Większość osób było już na sali gimnastycznej, więc to właśnie tam się udałem. Szukałem wzrokiem Carlosa albo Pierre. Przez moją nieuwagę wpadłem na kogoś. Brunet był delikatnie wyższy od mnie. Wyglądał jednak na nieco młodszego od mnie.

- Przepraszam cię bardzo. Nie patrzyłem przed siebie. - Mruknąłem lekko od niechcenia. Ostatnim czego teraz chciałem to kłócenie się z jakimś pierwszakiem, który był od mnie wyższy. On jednak nie wyglądał na wkurzonego. Uśmiechnął się miło do mnie i przeczesał włosy.

- Nie no spoko, nic się nie dzieje. Luz.

- Charles jestem tak w ogóle.

- O to właśnie ciebie szukałem! Dyrektor kazał ci mnie oprowadzić po szkole. Podobno chodzisz na biolchem. - Czy miałem jakiekolwiek chęci na oprowadzanie go po szkole? Nie. Ale czy miałem jakikolwiek wybór? Też nie. Przytaknąłem jedynie i już miałem odchodzić, kiedy zdałem sobie sprawę, że nawet nie mam pojęcia jak ma na imię.

- Jak masz na imię?

- A przepraszam zapomniałem się przedstawić! Oliver Bearman.

Wymieniłem z nim jeszcze kilka słów i skierowałem się w stronę Carlosa i Pierre, których wypatrzyłem podczas rozmowy z pierwszakiem. Przejście pomiędzy wszystkimi licealistami nie było takie proste, a szczególnie, że nowe osoby jeszcze nie miały pojęcia jak chodzić na dużych zgromadzeniach szkolnych. Opadłem na krzesło obok Pierre, które przytrzymał mi plecakiem. Carlos był natomiast w swoim świecie rozmawiając z jakąś pierwszą lepszą laską. Wymieniłem z Pierre porozumiewawcze spojrzenia.

Apel się zaczął, a ja przyglądałem się nowym ludziom. Nie było zbyt dużo ciekawych person. Widziałem Oliviera siedzącego obok Seba. Nie pierdol, że jest pupilkiem no błagam. Widziałem Sergio z jakąś jeszcze nową laską. Jak w wakacje spotykaliśmy się na skacie to chodził z jakąś inną. Obok niego siedział również Max - typowy patus, co jara i pije. Zdziwiłem się, że w ogóle przyszedł dzisiaj do szkoły.

Najbardziej jednak zdziwił mnie chłopak siedzący obok blondyna. Brązowe loki opadały mu na czoło, swoje szare oczy miał wbite w Carlosa. Były przepełnione bólem i zawodem. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na Hiszpana. Nie gadaj, że już rozkochał w sobie biednego pierwszaka.

School of Trauma || F1 Drivers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz