Logan Sargeant
Łabędzie mają jedynie jednego partnera w swoim życiu. Jeżeli ich partner umrze, te wzlatują jak najwyżej ponad chmury, aby rzucić się w ramiona śmierci.
Już od dawna chciałem rzucić się w ramiona śmierci. Od kiedy straciłem Oscara, czułem się niepełny. Brakowało mi kawałka siebie. Brakowało mi szczęścia, troski, czułości, miłości. Brakowało mi jego, jako przyjaciela. Jako mojego przyjaciela.
Teraz zostałem zastąpiony przez Lando. Doskonale o tym wiedziałem. Choć chciałem to zaakceptować, to nie potrafiłem. Wiedziałem, że Oscar w żadnym stopniu nie był moją własnością, a ja nie powinienem czuć się w żadnym stopniu o niego zazdrosny.
Jednakże, kiedy miłość kłuła w serce, kłuła również w płuca, umysł, oczy, dłonie.
Chciałem go dotykać. Chciałem go całować. Chciałem go przytulać. Chciałem słuchać jego głosu, słodkiego, wypełnionego spokojem ducha głosu. Znów chciałem poczuć jego dłonie dookoła mojego ciała. Ponownie chciałem wtulić się w jego ciepłe ramiona, zniknąć w nich bez śladu.
Ponieważ kiedy twoje serce przesiąka inną osobą, trudno już je nazwać swoim.
Moje serce należało do Oscara. Od kiedy pierwszy raz go spotkałem, wiedziałem że będzie on osobą, która zapanuje nad moim życiem.
Tak też było. Z początku przesiąkł moje myśli. Myślałem o nim w dzień i w nocy. Podczas podstawowych czynności życiowych, podczas nauki, podczas zabawy. Pojawiał się w moich snach. Zazwyczaj troszczył się o mnie. W moich snach ukazywał się jako anioł. Oscar był moim aniołem stróżem.
Potem przesiąkł moje czyny. Coraz częściej dostosowywałem swój dzień, do tego należącego do niego. Sprawdzałem kiedy moglibyśmy się spotykać, dekorowałem pokój w jego ulubionych kolorach, fotografowałem to, co uwielbiał.
Na samym końcu przesiąkł moje serce. Zabierając je od mnie.
Jego śmiech mógłbym traktować jak najwspanialsze wino. Mógłbym się nim upić.
Ponieważ jego śmiech sprawiał, że sam się śmiałem. Był lepszy niż cokolwiek innego. Był rzadki, to prawda. Był niczym rarytas pośród reakcji Oscara. Był niczym najdroższy kawior. Niczym wołowina Wagyu pośród tanich zamienników.
Dlatego też delektowałem się nim każdego dnia. Byłem jak pierdolony bogacz, sprawiając, że tamten śmiał się z moich żartów.
Byłem wygranym wśród przegranych.
Teraz jednak byłem przegranym wśród wygranych.
Wysypałem zawartość woreczka na krawędź kwadratowej umywalki. Przy pomocy karty bankowej z mojego portfela rozdzieliłem to na dwie, długie kreski. Łzy spływały po moich policzkach, kiedy patrzyłem na białe kreski. Długie, niczym droga do nieba. Być może rzeczywiście mogłem je tak nazywać.
Były one przynajmniej drogą do ulgi.
Uczucia, którego nie potrafiłem poczuć już od kilkunastu tygodni. Od tamtej nocy z Oscarem nie potrafiłem poczuć satysfakcji. Satysfakcja, jaką podarował mi Oscar tamtej nocy nie mogła się równać z niczym. Była... była jak najdroższy narkotyk na świecie. Jak lek na złamane serce.
Ta satysfakcja pożerała mnie od środka. Wyżerała moje wnętrzności. A raczej pamięć po niej.
I być może wymagałem za dużo od Oscara. Czasami, czasami wymagamy od innych za dużo, ponieważ wiemy, że my zrobilibyśmy dla nich wszystko.
Pochyliłem się nad umywalką. Mój czubek nosa spotkał się z zimną armaturą, biała ceramika posłała zimny dreszcz przez moje ciało, powodując u mnie odruch w tył. Zmusiłem się jednak ponownie nachylić. Biały proszek powoli wsiąkł w moją błonę śluzową nosa. Kokaina powoli zaczęła się wchłaniać. Była to ogromna dawka, Wręcz pozwalająca mi się zabić.
CZYTASZ
School of Trauma || F1 Drivers
Teen FictionA co gdyby wrzucić wszystkich kierowców do tej samej szkoły? Jeszcze gdyby na dodatek była ona polska?