Lando Norris
Carlos zamknął gwałtownie drzwi na klucz. Przełknąłem ślinę patrząc na niego. Zachowywał się dziwnie. Miał ciężki oddech, a jego włosy były w nieładzie. Na jego szyi widniała mocna malinka, która wywołała u mnie ściśnięcie żołądka. Byłem tak cholernie zazdrosny o Carlosa. Chciałem go tylko i wyłącznie dla siebie, nikogo innego. Nie mogłem sobie poradzić z tą zazdrością, była męcząca. Tak cholernie męcząca.
Wtedy poczułem jego dłonie na moich biodrach.
Nawet nie wiem, kiedy popchnął mnie na drzwi i przycisnął do nich. Co on robił? Dlaczego był tak blisko?
Jego oczy analizowały każdy detal mojej twarzy. Czułem się niekomfortowo z ilością uwagi jaką dawał mi Hiszpan. Jego ciemne oczy dekoncentrowały mnie i nie pozwalały się skupić na niczym sensownym. Ciepły oddech drażnił moją skórę na brodzie i szyi. Dłonie na moich biodrach wręcz wbijały mnie w drzwi za mną. Czułem jak tworzą delikatny odcisk na mojej skórze. Mimo bólu, jaki sprawiał mi Carlos czułem się dobrze. Liczyłem na coś więcej.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że chcesz się ze mną przespać?
Czekaj co?
Charles pierdolony Leclerc. Zginiesz w ogniu piekielnym ty szmato.
- Nie, nie! Charles był po prostu na mnie zły, że mu dogadałem przy innych!
- Czyli nie masz na nic ochoty? - Poluźnił uścisk na moich biodrach, odsunął się od mnie na większą odległość, a mi zrobiło się zimno. Podobała mi się ta bliskość. Naprawdę ją lubiłem. Dlatego nie pozwoliłem mu odsunąć się całkowicie.
Moje dłonie sunęły najpierw po jego klatce piersiowej. Badały jego mięśnie poprzez obcisłą koszulkę. Muskały obojczyki, szyję, aż w końcu oplotły się dookoła jego karku. Przyciągnąłem go do siebie bliżej wręcz błagając od więcej uwagi ze strony Hiszpana.
- A powiedziałem coś takiego?
- Właściwie to tak.
- Cicho miało być hot. - Zaśmiałem się cicho. Szybko jednak mój śmiech został stłumiony przez ciepłe wargi Carlosa. Mruknąłem zadowolony z delikatnych cmoknięć na moich wargach. Z każdą sekundą chciałem jednak więcej i więcej. Sfrustrowany robieniem wszystkiego powoli przygryzłem wargę chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale na jego twarzy pojawił się zdradziecki uśmiech.
- Maldita sea, Lando.
Uśmiechnąłem się szeroko do starszego chłopaka. Jego dłonie już dawno powędrowały pod moją koszulkę. Ja jednak potrzebowałem całego Carlosa. Prawdziwego Carlosa.
Carlosa, który przejmie nad mną kontrolę. Skradnie mój oddech, pozostawi ślady na szyi, klatce piersiowej, udach. Nawet gdybym miał być jego zabawką, pisałbym się na to. Wiedziałem, że nie mam szans u chłopaka. Carlos był piękny, umięśniony, popularny. Każdy go znał. Dlatego ja nie miałem szans. Jako pierwszak, który przyjaźni się z Maxem nie miałem na co liczyć. A na pewno nie na Carlosa.
Hiszpan popchnął mnie na moje łóżko. Zaczął całować po policzkach, brodzie, szyi. W końcu zassał się na jednym z moich obojczyków. Mruknąłem zadowolony.
Musiałem podziękować Charlesowi. Zrobił mi przysługę. To dzięki niemu leżałem pod Carlosem, który posyłał coraz to kolejne dreszcze po całym moim ciele. Jego dłonie muskały moją skórę. Widać było różnicę pomiędzy odcieniami naszej skóry. Jego ciepła, o brązowym odcieniu. Moja o zimniejszych, bardziej zielonkawych tonach mocno kontrastowała z tą Hiszpana.
Nasze wargi pasowały jednak idealnie.
Usłyszałem kroki mojej siostry zbliżającej się w stronę mojego pokoju. W panice zrzuciłem Carlosa z łóżka. Ten nie wyglądał na zadowolonego. Jednakże, kiedy Flo wparowała do pokoju bez pukania zrozumiał dlaczego został zrzucony.
Moja siostra przyglądała się tej sytuacji delikatnie zmieszana. Widziała na moim obojczyku bordowy ślad. Przeklnąłem w myślach, kiedy ta uśmiechnęła się w moją stronę. Wredny wyraz twarzy dziewczyny był niczym oliwa wlewana do ognia. Ogniem było moje poirytowanie. Następnym razem idziemy do Carlosa.
O ile będzie następny raz.
- Puka się.
- A co takiego robiliście, że musiałabym pukać?
- Mierzyliśmy swoje kutasy wiesz? - Dogadałem jej, a ona skrzywiła się obrzydzona. Carlos mimo zasłoniętych ust zaśmiał się niekontrolowanie, widząc niezadowoloną minę Flo. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana.
- Obrzydliwi jesteście. Chodźcie na obiad. - Mruknęła na odchodne i zniknęła za drzwiami. Spojrzałem się na Carlosa, a Carlos na mnie. Nie potrzebowaliśmy ogromnej ilości czasu, aby zacząć się dusić ze śmiechu. Hiszpan wstał z ziemi i poprawił swoje włosy oraz koszulkę, którą zdążyłem dosyć mocno pognieść. Wkurzony byłem, że skończyło się na jedynie kilku pocałunkach i jednej malince. Nie liczyłem od razu na seks, ale kurwa miałem ochotę na trochę więcej.
♥
Wyszedłem razem z Carlosem z samochodu jego mamy. Obydwoje pokierowaliśmy się w stronę szatni. Tam czekał już na mnie Oscar wraz z jego dziewczyną. Lily przywitała się ze mną przyjaznym uśmiechem. Oscar natomiast przybił ze mną piątkę i zaciągnął do przyjacielskiego uścisku. Zacząłem przebierać buty, kiedy zobaczyłem jak jakaś dziewczyna podchodzi do Carlosa i całuje go na przywitanie. Zgryzłem wargę, a mój żołądek podszedł mi do gardła. Lily podążyła za mną wzrokiem, a potem spojrzała prosto w oczy. Dziewczyna wyglądała jakby doskonale zrozumiała sytuację.
Ani ja, ani ona nie mogliśmy nic na to poradzić.
W końcu nic sobie nie obiecywaliśmy z Carlosem, więc nie miałem nawet prawa wymagać od Carlosa czegokolwiek innego niż przyjaźni. Dlaczego więc to tak cholernie bolało? Dlaczego musiałem zatrzymywać łzy przed swobodnym spłynięciem po moich policzkach. Szybko wyszedłem z szatni nic nie mówiąc. Wiedziałem, że jeżeli się odezwę, mój głos się złamie. Nie chciałem pokazywać słabości przed Oscarem czy Lily. Dziewczyna jednak zaczynała się domyślać co się działo pomiędzy mną i Carlosem.
Szukałem po całej szkole Maxa. Nie mogłem go znaleźć. Sergio również gdzieś zaginął. Musiałem jednak iść na lekcję matematyki, więc rozszedłem się również z Oscarem i Lily, którzy mieli akurat w-f. Dziewczyna nie była z tego faktu za bardzo zadowolona, więc na przerwie musiałem napisać jej fałszywe zwolnienie. Zawsze działało, więc dzisiaj również powinno.
Max Verstappen
Miałem zbierać się już do szkoły. Słyszałem ojca krzątającego się na dole przed wyjściem do pracy. Miałem dzisiaj ważną rozmowę z moim kuratorem, więc zaraz po lekcjach miałem udać się do gabinetu pani psycholog, która udzielała nam pokoju na rozmowy.
Nie widziałem w nich większego sensu. Facet gadał mi coś tam o skutkach moich działań w przyszłości, o tym jakie to złe jest sprzedawanie narkotyków i takie tam.
Usłyszałem jednak dzwonek mojego telefonu. Kto tak się do mnie dobija japierdole. Życia ci ludzie nie mają czy co?
Jednak, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem „Charles, ćpun roku" przełknąłem ślinę. Nie miałem pojęcia po co i dlaczego do mnie dzwonił, ale nie miałem ochoty odbierać. Wszelakie kontakty z nim wywoływały w moim brzuchu te pieprzone motylki. Dając mu saszetkę z narkotykami chciałem się go pozbyć już na zawsze z mojego życia. Jeżeli mój ojciec dowiedziałby się o moich uczuciach skończyłbym z twarzą rozjebaną o krawężnik, złamanymi żebrami i nożem w wątrobie.
Mimo wszystko odebrałem.
- Czego chcesz.
- Ta koka była jeszcze z czymś? - Czyli pułapka zadziałała. Chryste może w końcu moje życie będzie lepsze? Może w końcu znajdę sobie dziewczynę, skończę szkołę z wyróżnieniem, przejmę firmę, a potem dorobię się dwójki dzieci? - Krew leje mi się z nosa od jakiś trzydziestu minut bez przerwy. Nigdy mi się tak nie działo.
- Co ja mam do tego?
- Przyjdź proszę. Słabo mi jest. - Idiota. Bierze dragi po długim czasie przerwy i dziwi się, że jego ciało reaguje nad wrażliwie. Mimo wszystko nie mogłem go tam zostawić samego sobie wykrwawiającego się. Owszem chciałem pozbyć się go z mojego życia, ale nie chciałem mieć go na swoim sumieniu. Musiałem wybrać pomiędzy rozmową z kuratorem, a odwiedzinami w domu Leclerca.
Wybrałem się więc do domu Leclerca.
CZYTASZ
School of Trauma || F1 Drivers
Teen FictionA co gdyby wrzucić wszystkich kierowców do tej samej szkoły? Jeszcze gdyby na dodatek była ona polska?