Logan Sargeant
Kiedy skończyłem palić papierosa podniosłem się ze schodka. Spojrzałem w dół na blondyna, który bawił się kluczami kręcąc nimi na palcu wskazującym. Po chwili uniósł na mnie wzrok, który przeszył mnie na wskroś. Jego lodowate oczy utknęły wzrokiem w tych moich, brudno zielonych, wpadających w odcienie żółte.
Poczułem się nieswojo, kiedy jego spojrzenie spłynęło po moim ciele. Przygryzłem wargę czując jak moje tętno przyśpiesza, dłonie zaczynają drżeć, nie tylko z zimna. Mój wzrok uciekł na dwójkę nastolatków uciekających przez okno łazienki. Spojrzeli na nas nieco przestraszeni. Max zaśmiał się cicho widząc jak dwójka przystaje na chwilę patrząc na nas. Holender machnął im ręką, aby ci uciekali.
— Gram dzisiaj mecz. Wpadnij jak będziesz chciał. — Odparłem po chwili namysłu. Widziałem w Maxie sojusznika. Nie zmuszał mnie do niczego, nie kazał mi jeść. Zwyczajnie zauważył moje błędne zachowania, porozmawiał ze mną całkowicie szczerze, nie posiadając żadnych barier. Max... Max był naprawdę miłą osobą. Nie rozumiałem dlaczego Oscar za nim nie przepadał, nie rozumiałem dlaczego Carlos go nie lubił. Nie rozumiałem dlaczego Arthur nienawidził go całym swoim sercem.
Domyślałem się, że chodziło o przedawkowanie Charlesa. Wiedziałem, że Max był znanym dilerem w tej szkole. Łatwo było połączyć kropki. Mogłem to wziąć jako wyjaśnienie, ale potrafiłem dostrzec w zachowaniu Holendra coś dziwnego, coś czego nie potrafiłem nazwać, ale nie potrafiłem również zignorować.
— Uważaj na siebie. — Odparł jedynie i podniósł się ze schodka. Wyrzucił papierosa gdzieś pomiędzy śnieg i wyciągnął w moją stronę dłoń. Ta dłoń była cała czerwona, jego policzki zresztą też pokryte były rumieńcem. Zdjąłem szybko płaszcz z moich ramion i oddałem go Maxowi. Ten ubrał go i poprawił kołnierz, który delikatnie się wywinął.
Przytaknąłem na jego słowa i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Następną lekcją miała być matematyka. Usiadłem na parapecie przed klasą i spojrzałem na mój telefon. Widziałem milion powiadomień od Oscara, ale również kilka od Arthura. Zgryzłem wargę.
Rzeczywiście zachowywałem się nie fair względem Arthura. Nie zasługiwał on na takie traktowanie. On... On zasługiwał na kogoś zdecydowanie lepszego. Kogoś, kto jest w stanie go pokochać.
Oszukiwałem go. On oszukiwał siebie. Wiedziałem, że on widział. On widział każde moje spojrzenie skierowane w stronę Oscara. Każde, nawet to najkrótsze, nawet to przepełnione nienawiścią.
Jednakże ta nienawiść była przeplatana miłością.
Poczułem ścisk w żołądku. Czułem się tak cholernie głupio i okrutnie. Bawiłem się uczuciami Arthura każdego dnia. Nie miałem szacunku do osoby, która trzymała w swoich ramionach umierającego brata. Nie miałem szacunku do osoby, która każdego dnia była powodem dlaczego wstawałem z łóżka. Nie miałem szacunku do osoby, która tak bardzo mnie kochała.
Kochał mnie mimo tego, że ja nie potrafiłem go pokochać.
Choć bardzo chciałem. Choć tak bardzo starałem się pokochać mojego chłopaka, to nie potrafiłem. Potrafiłem go przytulać, potrafiłem go głaskać, bawić się jego włosami, całować jego policzki, czoło, żuchwę, usta, nos, uszy. Potrafiłem wycałować całe jego ciało, szeptając w jego skórę jak bardzo piękny był. Potrafiłem kochać jego ciało oczami i duszą, Potrafiłem sunąć dłońmi po jego ciele, gładzić jego rozgrzane ciało, wtulać go w to moje, kiedy płakał.
Mimo to, nie potrafiłem go kochać. Zamiast niego przed oczami miałem Oscara.
Mojego przyjaciela, który miał dziewczynę. Wspaniałą dziewczynę. Kurwa. Lily była tak cholernie idealna, tak piękna, tak zabawna, mądra. Oscar był w stanie zrobić dla niej wszystko. Był w stanie pójść za nią na kierunek, którym nawet się nie interesował. Potrafił dla niej bawić się uczuciami swojego najlepszego przyjaciela. Oscar był w stanie poświęcić dla niej wszystko. Lily w oczach Australijczyka była jak anioł. Jak bogini.
CZYTASZ
School of Trauma || F1 Drivers
JugendliteraturA co gdyby wrzucić wszystkich kierowców do tej samej szkoły? Jeszcze gdyby na dodatek była ona polska?