Ciało

166 21 40
                                    

 Logan Sargeant

Ciało.

Jedno słowo. Jedna wielka panika. Kolejne wymioty. Kolejne łzy spływające po moich rozgrzanych polikach. Kolejne krzywe spojrzenia łykające na mnie z lustra. Chłód. Chłód mojego ciała. Niedożywionego ciała. Kolejne ciche pociągnięcia nosem.

Gdybym tylko miał idealne ciało. Gdybym tylko mógł... Gdybym tylko mógł zauważyć piękno swojego ciała. Idealnie dociętych, zanikających już mięśni. Moich chudych ud, łydek. Moich ramion, dosyć szerokich, mojej talii, dłoni...

Czułem się jakby moje ciało było nieprawdziwe.

Wystające kości, siniaki zdobiące moje biodra od ciągłego uderzania się o krawędzie najróżniejszych mebli. Blond włosy zmierzwione przez pot. Oczy wypełnione paniką. Jakby oliwkowy sad moich oczu został zniszczony przez falę wyniszczającej dysmorfii. Każde przełknięcie śliny wiązało się z ogromnym bólem gardła, zdartego przez płacz oraz lodowatą pogodę na zewnątrz, ale również przez wychłodzony pokój, w którym mieszkałem.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem ciepło.

Zazwyczaj nie potrafiłem go odnaleźć. Szczególnie przez moje niedożywienie. Mój organizm przyjmował posiłki tak rzadko, że trudno było mu przetwarzać substancje odżywcze na jakiekolwiek ciepło. Ledwie wystarczało na utrzymanie moich narządów przy życiu.

Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Twarz. Wychudzona. Jak u szkieleta. Poliki zapadnięte, nie w ten piękny, wręcz artystyczny sposób. Wyglądałem jak trup. Wory pod oczami, lekki zarost, blond włosy, które od niedawna wypadały mi garściami. Moja szyja była mocno zarysowana, mogłem dostrzec lekkie żyłki wystające spod cienkiej warstwy bladej już skóry. Jeszcze niżej rysowały się wyraziste obojczyki, pokryte one były śladami po drapaniu. Ślady po paznokciach, które panicznie drapały naskórek w tamtym miejscu, doprowadzając go do zaczerwienienia, krwi oraz strupów, które wyglądały tak cholernie brzydko.

Mój triceps pokryty był nacięciami. Brzydkimi, szkaradnymi wręcz nacięciami. Były one stare, zaschnięte. Powoli się goiły, mimo niedoborów składników odżywczych. Moje ciało walczyło. Umysł jednak już dawno się poddał.

Skórki przy moich paznokciach były poobrywane i poobgryzane. Malutkie strupki, zakażenia. Ból. Czysty ból, kiedy ktokolwiek muskał moje dłonie. A tym bardziej moje ciało.

Bowiem moje biodra pokryte były długimi, głębokimi nacięciami. Wyglądałem jak tygrys. Tygrys bólu. Załkałem, kiedy zobaczyłem swoje obrzydliwe ciało. Sześciopak zdobiący mój brzuch, wychudzony, lekko zapadnięty, Żebra, które w ten obrzydliwy sposób wystawały. Cofnąłem się od tyłu, chcąc zobaczyć całe moje ciało. Pokryte siniakami, pieprzykami, ale również krwią.

Chciałem być piękny. Tylko tego potrzebowałem. Chciałem ponownie jeść. Chciałem wrócić do normalności.

Chciałem, aby Oscar mnie pokochał.

Spojrzałem na swoje ogromne łóżko i na idealnie złożone ubrania na nim. Powoli ubrałem czarne bokserki, zakrywając moje zranione biodra. Równie powoli naciągnąłem na siebie czarne dresy, które zwisały z mojego ciała. Ukrywały one jednak moje kości. Powoli naciągnąłem na siebie czarny golf i włożyłem go pod materiał spodni, tak aby mnie nie drażnił. Szybko narzuciłem również na siebie białą bluzę, aby ukryć swoje wychudzone ciało.

Narzuciłem na ramię swój plecak. Był ciężki. Bardzo ciężki. Zbiegłem po schodach. Mimo iż nie miałem na to siły.

Każdy krok był jak maraton. Każdy oddech był jak oddech po przepłynięciu długości basenu. Każde słowo było bólem. Każde spojrzenie grzechem.

School of Trauma || F1 Drivers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz