~Rozdzial 37 - Zjazd Rodzinny~

20 1 16
                                    

~3 os. Pov~

{Riley} - PUPPETER!

Ten gdy usłyszał swoje imie, nie zwlekał ani chwili , a złote sznurki zaraz oplotly Keili kolejna warstawa , która miała zablokować jakiekolwiek jej ruchy. Może nie był tak szybki jak ich przeciwnik, ale zagrywka Riley dała im wystarczająco czasu.

Wiedzieli, że powrót do przeszłości Riley będzie trwał zaledwie kilka minut i udało im się jakoś przez ten czas przytrzymac Keili, by ta im nie uciekła ani nikogo z nich nie zabiła.

Brak orientacji w terenie ciemnowlosej był w tym momencie coś przydatny, choć skończyło się na tym, że Liv dostała kopniaka nad miednica, za wyśmianie Keili, gdy ta wpierdoliła się po drodze w drzewko na zakręcie, które miało ledwo trzy metry.

Zimowy klimat, który teraz panował w lesie stał się wyjątkowo pomocny.

Na szczęście, wrócili do ciała Riley na czas...

Jednak każdy z nich był poturbowany, a Toby dał się złapac raz w iluzje i prawie dostałby sztyletem w brzuch, gdyby nie szybko reakcja jego kompanow.

Teraz demonica prychnela cicho pod nosem, widząc powage w sytuacji jakiej była.

Dała się złapać w ich plan, a nawet ze swoją siłą, minie czas nim uwolni się z tych więzow.

Próbował się się kręcic w różne strony, by jakoś rozerwać wstegi, ale te tylko bardziej się na niej zaciskaly i ciely skórę, tak ze mogła poczuć nosem metaliczny zapach. I tym razem średnio się jej podobał.

Ciężko, było się zaprzeć dziewczynie, bo w miejscu gdzie stała, pod śniegiem, miała zlodowacialy dywan.

Przeniosła wzrok na Riley, a uśmiech na krótki moment zagościł na jej twarzy, gdy zacichotala.

{Keili} - Niech zgadnę.. W przeszłości ujrzałas ponownie trening , jak i słabości każdego z nas, więc mogłaś dopracować swój plan? Mogłam się spodziewać, że tak łatwe wpadniecie w moja moc nie znaczy nic dobrego.

{Riley} - Jesteś silna... I cenie cię jaki młodsza siostrę - tamta syknela ,gdy brunetka przyciągnęła ją bliżej za włosy i mogła poczuć zimny oddech na skórze twarzy - ... Ale nie ważne się krzywdzić moich przyjaciół...Bo nie ręcze za siebie...

Tamta zamilkła , a Riley szybko odwróciła się do niej plecami i kucnela przed Liv, która dalej masowala zaczerwieniona od brutalnego uścisku szyję. Minęła chwila od tego zdarzenia, a ślad był dalej mocno widoczny, co raczej nie było dobrym znakiem.

{Riley} - Bardzo cię boli? - Liv jedynie przeniosła na nią wzrok, po czym z delikatnym uśmieszkiem pokręciła głową. - Może przyłóż trochę śniegu, powinno coś dać.

{Liv} - Byłam profesjonalistka w swojej dziedzinie, wiesz? Spotykały mnie o wiele gorsze rzeczy niż podduszanie. - uśmiechneła się licho, co nie umknelo czujnemu oku Riley - A teraz nie stój tak i mi pomóż - warknela już mniej miłym tonem.

Riley również odzajemniła ciepły gest, po czym podała brązowowłosej rękę, by ta mogła wstać, po czym podniosła jej okulary które spadły na ziemię, w czasie walki.

Rysy na szkielkach nie wydawaly się niczym poważnym i prawdopodobnie nie będę stanowić dużej przeszkodzy w widzeniu, jednak i tak trzeba by było je wymieć. Na szczęście, nie miały większych uszkodzeń.

Livxiee wzięła od niej przedmiot, wytarla mokre kropelki kawałkiem bluzy, po czym znowu ułożyła na nosie, tak by było jej wygodnie , a tamte nie ześlizgiwaly się z niego, co wyjątkowo ją irytowało.

~𝑍𝑎𝑏𝑖𝑗 𝑚𝑛𝑖𝑒,𝑝𝑟𝑜𝑠𝑧𝑒̨...~ / 𝐶𝑟𝑒𝑒𝑝𝑦𝑝𝑎𝑠𝑡𝑎 𝑆𝑡𝑜𝑟𝑦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz