~Rozdzial 40 - Pożegnanie~

25 1 3
                                    


Zgodziła się na to.
Nie, sama to  z nią to wymyśliła.

Leżąc w moczarowej głębi, gdzieś z tyłu duszy i umysłu, Zelda patrzyła w górę, czujac jak czyjeś ostrze przeszyło jej ciało, odbierając serce i istnienie.

Zanikala... Wkrótce jej nie będzie... Umrzeć za wole człowieka...

Nie, to nie żałosne.
Kochała ją, nie, je obie.
Ale ją szczególnie.

Zginąć u boku Riley... Czuła, ogromną dumę i szczęście...

Kogoś takiego, kto swoim przybyciem, świadomie kierował wydarzeniami , by umrzeć akurat teraz...

Czuła to same zimno, ale o dziwo, nie paliło jej już płuc czy nie odmrazalo palców...
Rozumiała teraz czemu Ri to kochała... Ten delikatny chłód...

Riley... Naprawdę pragniesz takiej scenarii?
Mimo wszystko,to trochę dziecinnie, nie prawdasz?

Lecz wybacz... Ale... Nie dam ci tego ukończyć... Jeszcze nie...


I ta myśl

Była jej ostatnią.


* * * * * * * * * *



Za dzieciaka nie lubiłam , gdy padał śnieg. Zwykle oznaczało to, że dziś będę musiała zostać w domu i narażać się na nowsze siniaki czy poparzenia.

Z wiekiem jednak dojrzewamy i rozumiemy wartości, które kiedyś były zapisane dla nas białą kredką.

Teraz, wyczekiwałam zimy i tego zjawiska cały rok, chcąc po prostu ujrzeć jak małe śnieżynki w pięknym tańcu opadają na ziemię, malując nowy krajobraz swoją barwa.

Ich przyjemne zimno na skórze, usmiezalo wewnątrzny ogień , który i tak już przygasal, a rany przestały szczypiec, ukajane chłodem

Nie wiedziałam ile minęło czasu odkąd straciłam przytomność - czy oczy otwarłam od razu czy minęło dobre kilka godzin.

Chciałam podnieść rękę, by spojrzeć na ledwo chodzącym zegarek, ale nie byłam w stanie. Ciało miałam całkowicie pozbawione jakiejkolwiek energi czy sił, jakby całkiem wyparowały.

Mogłam jedynie ruszać głową , ale każdy ruch był bolesny i męczący. Powiodlam oczami dookola, próbując coś dostrzec w zamglonym obrazie.

Lekko uchylilam usta, widząc jak daleko rozbryzgala się czerwona ciecz na białym puchu, co było zaskakująco pięknym widokiem, kontrast idealny, tak wyjątkowy.

Zimne powietrze nie zmieniało mnie w sopel, śnieg pode mną okazał sie miękki jak łóżkowy materac, a nieba z którego padał śnieg, malowalo się najznakomitszych barwach zimnego blekitu, z białymi chmurami.

Czy mogłam sobie wyobrazić... Lepsza śmierć? Tak bezbolesna... Tak cicha..
Nikt nie widzi, nikogo nie zaboli.
Będą żyć,  znają szczęścia, zapomną, nauczą się żyć po stracie.
Taka kolej rzeczy.
Każdy kiedyś umrze.

Kiedy byłam już gotowa zamknąć oczy i całkiem odpłynąć w tej perfekcyjnej harmoni, usłyszałam gwałtowne ale krótkie skrzypienie śniegu, jakby ktos tak szybko biegł, że puch nie zdążał być całkiem wgnieciony w dół.

~𝑍𝑎𝑏𝑖𝑗 𝑚𝑛𝑖𝑒,𝑝𝑟𝑜𝑠𝑧𝑒̨...~ / 𝐶𝑟𝑒𝑒𝑝𝑦𝑝𝑎𝑠𝑡𝑎 𝑆𝑡𝑜𝑟𝑦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz