Po spokojnym weekendzie nastał poniedziałek. Dziś już musiałem być na zajęciach, a co za tym idzie, zapewne spotkam Cheryl i Dylana. W sumie to mnie ciekawi, jak im idzie w szkole. Wiem tylko, że chłopak dostał się drużyny koszykarskiej.
Przekroczyłem próg sali i usiadłem na swoim standardowym miejscu. Siedziałem oczywiście sam, bo tak rozporządził nasz profesor. To on nam wybierał miejsce, w którym mamy siadać i tak miało pozostać do końca szkoły. Dziwny z niego człowiek. Ale przynajmniej z nim biologia jest na dobrym poziomie.
Po chwili wszedł nauczyciel, a wraz z nim przerażające rodzeństwo. Zamienił z nimi kilka słów, po czym wskazał im ich miejsca. Cheryl usiadła obok Lydii, a Dylan o zgrozo, zajął miejsce obok mnie. Zaszczycił mnie jedynie przelotnym spojrzeniem. Ponownie nie potrafiłem odczytać jego wyrazu twarzy. Był prawdziwą zagadką.
- Hej.- Przywitałem się z nim cicho, by nauczyciel nie zwrócił mi uwagi za gadanie, bo w końcu zaczęła się już lekcja. Uznałem, że warto mieć z nim dobry kontakt, skoro może będziemy razem pracować na lekcji.
Brunet jedynie spojrzał na mnie, nie wyrażając żadnej emocji, ani nie odzywając się do mnie słowem. Ponownie popatrzył na tablicę, na której zaczął coś zapisywać nasz profesor. To nie było miłe z jego strony. Sam już nie wiem, co mam o nim myśleć. Jest taki niedostępny. Przy nim czułem się strasznie niepewny.
- Jak Ci idzie w szkole? Wszystko w porządku? - Postanowiłem ponowić próbę kontaktu z nim.
Chłopak westchnął i tym razem na jego twarzy zauważyłem zirytowanie. W końcu jakaś emocja, choć szkoda, że nie jest ona bardziej pozytywna.
- Słuchaj, odpuść sobie. Nie zamierzam się z tobą zaprzyjaźniać. Nie lubię takich słabych ludzi, jak ty.- Odparł szorstko.
Jego słowa mnie zabolały. Nie powiem, że nie. Nie musiał tego mówić.
- Nic nie mówiłem o zostaniu przyjaciółmi. Obiecałem dyrektorowi, że będę mieć na was oko. Jestem w końcu przewodniczącym klasy. W dodatku nie znasz mnie, więc nie masz prawa tak o mnie mówić.
Po tych słowach chłopak spojrzał na mnie i prychnął lekceważąco. Zaczęło mnie irytować jego zachowanie. Nie musi udawać, aż takiego dupka. Nikomu tym nie zaimponuje.
- W starciu ze mną nie miałbyś najmniejszych szans. Wątpię, żebyś miał z kimkolwiek choć procent szansy na wygranie. Nie potrzebuję twojej pomocy. Radzę sobie świetnie panie przewodniczący.
Ostatnie dwa słowa powiedział z ironią, co mnie tylko bardziej zdenerwowało. Brunet był naprawdę bezczelny.
- Może i siłowo nie miałbym z tobą szans, ale nie tylko to się liczy.
- Tak mówią słabi ludzie.
- Słabi ludzie to Ci, którzy myślą, że są lepsi od innych, a tak naprawdę są żałośni i zakompleksioni. Ukrywają się za swoją mierną siłą, bo niczego innego nie posiadają. To idealnie pasuje do Ciebie, czyż nie? - Odparłem wrednie.
Nie lubiłem być wredny. Zawsze starałem się być miły, ale przy tym dupku się nie da. Nie pozwolę sobą pomiatać.
Dylan wyglądał na wkurzonego i to bardzo. Zaciskał swoje dłonie w pięści. Czułem strach. Ale nie tylko z tego powodu. W jego oczach widziałem mrok. Były one praktycznie całe czarne, co nie było normalne. Zaraz potem wróciły do normy i ponownie widziałem jego ciemne ludzkie tęczówki. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, uspokoił się natychmiast i spojrzał w bok. Podążyłem za jego wzrokiem. Patrzył na Cheryl, która była na nim całkowicie skupiona. Trwali tak przez chwilę, po czym oboje wrócili do robienia swoich notatek, nieobdarzając mnie nawet pojedynczym spojrzeniem.
Zachowanie tej dwójki było bardzo dziwne. Jakby porozumiewali się ze sobą telepatycznie, co rzecz jasna nie mogło być możliwe. Nie mniej jednak cała ta sytuacja wydawała się mocno niepokojąca.
Dylan więcej się do mnie nie odezwał ani nawet nie spojrzał. Ja również siedziałem cicho i skupiłem się na lekcji. Musiałem ochłonąć po tej akcji.
Usłyszałem dzwonek, który oznajmiał koniec zajęć. Brunet szybko zabrał swoje rzeczy, po czym wyszedł jako pierwszy. Za nim od razu ruszyła Cheryl. Ja z kolei się nie śpieszyłem. Jakoś wolę teraz się nie natknąć przypadkiem na tamtą dwójkę. Nie żebym się ich bał. Po prostu mam dość wrażeń jak na dzisiejszy dzień.
Przy drzwiach wpadłem na Simona, który nie wiem, kiedy się tu zjawił.
- Hej Thom! Chcesz dziś ze mną iść popatrzeć, jak grają Will i Blaine? Mają trening od razu po naszych zajęciach. - Zapytał tak szybko, że potrzebowałem chwili, aby zrozumieć jego słowa.
- A od kiedy polubiłeś oglądać koszykówkę? - Spytałem, uniosąc jedną brew do góry.
Simon uwielbiał teatr i grę aktorską. Z kolei sportu nienawidził. Unikał go jak ognia. Było to bardzo dziwne, że teraz z własnej woli chce iść na trening chłopaków. Kiedyś wraz z Kevinem siłą go tak zaciągaliśmy, bo inaczej nie dawało rady. Później było jakoś lepiej. Zmienił nastawienie do koszykówki i nawet z nami chodził bez protestów, co było bardzo podejrzane. Teraz po raz pierwszy sam zaproponował, żebyśmy poszli na trening naszych przyjaciół. To dość zadziwiające. Przez moment przeszło mi przez myśl, czy aby przypadkiem go ktoś nam nie podmienił.
- Oj tam, jestem po prostu ciekawy, jak ten cały Dylan gra. Podobno będzie dużo ludzi na treningu, żeby właśnie go zobaczyć.- Odpowiedział, nawet nie patrząc mi prosto w oczy.
- I tylko o to chodzi? Żeby zobaczyć, jak Nowy gra?
Chłopak coś ukrywał, ale nie wiedziałem co. Jednego byłem pewien. Na pewno nie idzie tam dla Dylana.
- Tak, a więc spotykamy się po lekcjach. Pa! - Powiedział, po czym szybko zniknął mi z pola widzenia.
Parsknąłem śmiechem na jego zachowanie. Już w głowie ustaliłem sobie cel, aby dowiedzieć się, o co tak naprawdę tu chodzi.
CZYTASZ
My demon/Dylmas
Teen FictionThomas żyje swoim codziennym życiem w małym wodnym miasteczku. Wkrótce po rozpoczęciu roku szkolnego do jego klasy dołącza tajemnicze rodzeństwo. Uwaga! Boyxboy, girlxgirl - nie lubisz, nie czytaj.