Rozdział 11

78 9 3
                                    

Krzątałem się po salonie, upewniając się, że jest on czysty. Dziś przychodzi do mnie Dylan, aby zacząć robić nasz projekt. Dostaliśmy temat ,,Fantastyka a rzeczywistość". Tematy jak zwykle są dość dziwaczne, ale no cóż, nie można ich już zmienić. Im szybciej się z tym uwinięmy, tym lepiej. Dobrze, że możemy się odwoływać do wszystkiego. Nie muszą to być tylko i wyłącznie lektury szkolne. Mogą to być historie innych ludzi, jak i legendy, kończąc na filmach. Tutaj mamy kompletną dowolność. Byleby było to związane z tematem.

Usłyszałem dzwonek do drzwi, przez co się lekko wzdrygnąłem. Doprawdy rzadko go ktoś tu używa. Moi przyjaciele wchodzili sobie, jak do siebie. Nawet nie pukali. Czasem dobrze jest usłyszeć ten dźwięk.

Przeszedłem przez salon, kierując się w stronę drzwi, które zaraz potem otworzyłem na oścież. Po drugiej stronie znajdował się dobrze mi znany brunet. Jak zwykle wyglądał perfekcyjnie. Mimo, że miał na sobie zwykłą czarną bluzę i tego samego koloru spodnie, to można było go nazwać przystojnym. Po prostu był chodzącym ideałem, za którym się uganiały dziewczyny, a nawet niektórzy faceci.

- Hejka.- Przywitałem się grzecznie, a ten jedynie skinął mi głową na przywitanie.

Przepuściłem go w drzwiach, a chłopak wszedł do środka. Od razu po tym, skierowaliśmy się w stronę salonu. To tutaj mieliśmy pracować nad projektem. Naszykowałem już wszystko, co jest potrzebne do niego.

- Chcesz coś do picia? - Zapytałem.

- Nie, dzięki. Nie ma twoich rodziców?

Dylan stanął przy kanapie i spojrzał na mnie pytająco. Lekko zaskoczyło mnie to pytanie. Nie spodziewałem się go.

- Rzadko bywają w domu.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Nie była to żadna tajemnica. Większość moich bliższych znajomych o tym wie. Moi rodzice praktycznie tutaj nie bywają. Bardzo rzadko przyjeżdżają. Ciągle są tylko zajęci pracą.

- Nie powinni tak Cię zostawiać. Przy twojej posturze łatwo Cię dopaść i coś zrobić.- Stwierdził, w dalszym ciągu na mnie patrząc.

- Wierz mi, poradzę sobie.- Odparłem pewnie.- A teraz zajmijmy się tym projektem.

Planowałem wyminąć bruneta i usiąść na kanapie, lecz ten miał inne plany. Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się na podłodze. Na moich plecach poczułem ciężar chłopaka, który dodatkowo wygiął mi jedną dłoń na tyłu, ale nie tak, żebym czuł duży ból, ale na tyle, że nie dam rady nią ruszyć.

- Co ty odwalasz? - Krzyknąłem zły, próbując wstać, lecz brunet w dalszym ciągu przyciskał mnie do podłogi.

- Nie widzę, żebyś sobie radził. - Stwierdził, ani na chwilę mnie nie puszczając.

- Zejdź ze mnie!

- Nie.

- Dylan! - Próbowałem w jakikolwiek wyjść z tej sytuacji, ale chłopak ani drgnął przy każdym moim szarpaniu.- Dobra! Wygrałeś! Nie poradzę sobie. Zadowolony?

- Tak.- Odparł. Po tym mnie całkowicie puścił, odsuwając się ode mnie. Chwilę mi zajęło wstanie. Spojrzałem na niego z urazą, lecz ten nic sobie z tego nie robił. Patrzył na mnie zobojętniałym wzrokiem.- Zacznijmy w końcu ten projekt.

Odwrócił się do mnie tyłem z zamiarem zajęcia miejsca na kanapie. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie wykorzystał. W końcu to on zaczął. Pokażę mu, że lepiej jest mnie nie denerwować!

Naskoczyłem na niego z celu przewrócenia go na ziemię. Niestety nie spodziewałem się aż tak szybkiej reakcji bruneta. Ponownie znalazłem się na podłodze, tyle że teraz leżałem na niej na plecach. Chłopak z kolei usiadł na moich biodrach, a moje nadgarstki dał mi za moją głowę, trzymając je w żelaznym uścisku.

- Kurde.- Mruknąłem wkurzony.

- A to co miało być? Serio myślałeś, że to się uda? - Zakpił ze mnie Dylan.

Schylił się tak, że nasze twarze znajdowały się blisko siebie. Przez chwilę w jego spojrzeniu zauważyłem rozbawienie, lecz szybko się opanował i no powrót patrzył na mnie z obojętnością. Być może mi się to wydawało. U niego ciężko jest znaleźć jakąkolwiek emocję, która jest pozytywna.

- Zawsze warto było spróbować.- Odparłem.

Leżałem spokojnie. Nie było sensu się szarpać. Co jak co, ale brunet jest silniejszy ode mnie. Powinienem w końcu iść na siłkę. Chociaż prędzej piekło zamarznie, niż moja noga przekroczyłaby prób siłowni.

- Jesteś dziwny.- Stwierdził chłopak, na co parsknąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać.

- I kto to mówi? To nie ja atakuję kogoś w jego własnym domu.

- Dlaczego się nie boisz? - Zapytał całkiem poważnie, a ja ponownie chciałem się zaśmiać.

Nie wiem czemu, ale jakoś dostałem dziwnego humoru. Wiem doskonale, że inaczej reaguję na stres niż inni, ale w tej sytuacji kompletnie się nie bałem.

- Pomyślmy. Znam twoje dane osobiste, w tym to, gdzie mieszkasz, więc gdybyś mi coś zrobił, z łatwością mógłbym z tym iść na policję. Dodatkowo nie wyglądasz mi na typa, który by kogoś zamordował.

- Skąd ta pewność, że nikogo nie zamordowałem? Ani że Tobie niczego nie zrobię?

- Pewności nie mam żadnej. Po prostu sądzę, że raczej nie opłaca Ci się mi coś zrobić. Więcej miałbyś z tego kłopotu niż pożytku.

Dylan zostanowił się nad moimi słowami. Ja również to zrobiłem. W końcu gadaliśmy o morderstwie, w tym najprawdopodobniej o zamordowaniu mnie. Ta nasza konwersacja poszła w bardzo dziwaczną stronę. Może i ja jestem dziwny? W końcu kto normalny gada na luzie ze swoim potencjalnym oprawcą? To trzeba być już nieźle stukniętym.

Przez dosłownie sekundę zauważyłem, jak brunetowi podnoszą się kąciki ust, lecz bardzo szybko powrócił do swojej typowej obojętnej miny. Niemniej jednak uznałem to za swój sukces. Kto wie? Może w końcu się do mnie uśmiechnie?

- Powinniśmy w końcu zacząć ten projekt.- Odparł brunet, który puścił mnie całkowicie i usiadł na kanapie.- Masz już jakiś pomysł?

Dość mozolnie podniosłem się z podłogi i usiadłem po drugiej stronie kanapy. Co jak co, ale trzeci raz już nie chcę wylądować na ziemi. Starczy mi.

Wspólnie z chłopakiem rozpoczęliśmy przygotowania do projektu. Nie szło nam tragicznie. Wymienialiśmy się różnymi pomysłami i eliminowaliśmy te gorsze. Ułożenie tego zajęło nam z jakieś trzy godzinki. Postanowiliśmy to dokończyć następnym razem. I tak zostało nam już nie za dużo do zrobienia. Musimy jeszcze zrobić prezentację i dokończyć pisanie referatu. To będzie koniec.

Przez ten czas dobrze mi się pracowało z brunetem. O dziwo. Musiałem mu przyznać to, że był naprawdę mądry. Chociaż w dalszym ciągu nie wykazywał żadnych innych emocji oprócz tej jego obojętnej miny. Postanowiłem sobie za cel, że do końca roku chociaż raz się do mnie uśmiechnie, tak szczerze, bez żadnej kpiny. Co prawda to marzenie ściętej głowy, ale zawsze można sobie pomarzyć!

- Będę się już zbierał.- Oznajmił nagle Dylan.

- Jasne. Odprowadzę Cię do drzwi.

Kątem oka spojrzałem na zegar, który wisiał na ścianie. Naprawdę trochę nam zeszło. Szybko zleciał ten czas.

- Upewnij się, że masz zamknięte drzwi.- Powiedział Dylan przed wyjściem z mojego domu.

- Zawsze mam zamknięte. Zresztą to bezpieczna okolica.

- Mimo tego uważaj na siebie.

Po tych słowach brunet wyszedł z domu i skierował się w stronę swojego samochodu. Gdy upewniłem się, że do niego wsiadł, zamknąłem drzwi, zamykając je na zamek. Wróciłem do salonu i zacząłem układać nasze notatki na jeden stos.

Dylan był dla mnie prawdziwą zagadką, której nie potrafiłem rozwiązać. Czasem zachowuje się tak, jakby się o mnie martwił, ale zaraz potem po prostu... nawet nie potrafię znaleźć na to słowa. Jest taki chłodny w stosunku do mnie. Jego postawa ciała, a słowa mówią kompletnie coś innego. Sam już nie wiem, o co mu chodzi.

Czemu musi być taki skomplikowany?





My demon/DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz