Brunet kompletnie tego nie rozumiał, stworzył ten świat, zapisał kto gdzie przynależy i dlaczego. Znał na wylot bieg zdarzeń jak odręcznie napisany scenariusz... Jednak nie wyobrażał sobie tego, że jego przyjaciel będzie go nienawidził. W świecie, który przecież stworzył po to by mogli być razem, w świecie, który pozwalał Odzie Sakunosuke pozostać żywym, a on...
Cóż... Poprostu go nienawidził, za to jak bardzo się zmienił. Żadne wyjaśnienia Osamu nie powstrzymały starszego przed wycelowaniem pistoletu w stronę Dazaia, potraktowaniem go jak wroga w pamiętnym barze, do którego oboje powinni mieć wielki sentyment. W momencie, w którym Dazai zauważył to obrzydzenie, oburzenie i zimno bijące z oczu przyjaciela, który zawsze był promykiem słońca w jego życiu szybko zrozumiał.... Nie mógł mieć wszystkiego pod kontrolą, nie mógł poprostu przywrócić go do żywych, los temu nie sprzyjał.
Gdy wyszedł z baru i skierował się do mafii w swojej głowie miał wiele myśli, wiele łez też już dzisiaj porzucił na pastwę losu podczas swojego spaceru. Miał wrażenie, bardzo ponure wrażenie, że przez większość życia szeptał swój ból tak żeby nikt go nie usłyszał, jakby chciał wszystko wyrzucić i jednocześnie zachować dla siebie po kres wieczności, trochę jakby nie umiał lub bał się krzyczeć. Bzdura i fanaberia, większość ludzi w tym świecie poprostu się okłamuje, chowając problemy pod dywan. On natomiast pełni rolę szepczącej kostuchy, szepcze i ucieka przed problemami.
Czekoladowe tęczówki chodź teraz świeciły pustką, smutkiem i niezwykłym bólem, uważnie przeskanowały budynek mafii portowej. Wszedł do środka i odrazu jedyne co jak zwykle się zdarzało to ukłony ze strony pracowników przed nim, nikt nie pytał gdzie idzie i po co, a on miał już swój wytyczony cel przez, który zapomniał na moment o otaczającej go, dla niego zupełnie szarej już rzeczywistości. Skierował się do windy i nacisnął guzik, pozostało tylko czekać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tymczasem w wnętrzu mafii, na którymś z korytarzy walczyli Akutagawa Ryuunosuke i Atsushi Nakajima. Czarnowłosy wtargnął na teren tygrysołaka, na teren mafii i poprostu zaczęła się walka. Ta dwójka miała taką relację, dynamiczną "nienawiść" do siebie, byli dobrze dobrani, problem w tym, że nie potrafili się zgodzić ze sobą zwłaszcza będąc w odrębnych organizacjach, po stronie mroku i światła. Tu jednak Atsushi miał przewagę, znał teren, a szpiegów mimo wszystko i tak nikt nie lubi, czy tego chciał czy nie gdy ich obu się uparło to zawsze kończyło się to starciem.
Uwagę Nakajimy jednak przykuła winda jadąca na samą górę budynku, tam gdzie były schody prowadzące na dach. To go rozproszyło, dostał mocnego sierpowego od swojego przeciwnika, ale wciąż mógł stać, następny cios natomiast zablokował.
- Poczekaj.
- Co? Poczekać na co? Już się poddajesz Jinko?
- Nie, tylko ta winda...
- Winda? Co z nią, przecież to tylko winda.
- Nikt nigdy nie jedzie na to piętro, dlaczego ktoś nagle miałby wchodzić na dach?
- Nie wiem dlaczego się tym przejmujesz, ale jeśli to takie ważne to chodź, pobiegniemy schodami.
Jak zadecydowali tak pobiegli, oczywiście uznając to za kolejną rywalizację między sobą, bo dlaczego by się nie ścigać kto pierwszy będzie na górze gdy jest okazja?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dazai w przeciwieństwie do nich wogóle się nie męczył, jechał spokojnie do góry, wciąż załamany tym co się stało. Dał młodziakom więcej czasu niż przypuszczaliby, wstąpił do biura, a oni mogli zrobić sobie przerwę widząc, że winda się zatrzymała na którymś piętrze. Nie zauważyli czy ktoś z niej wysiada czy nie, potrzebowali jedynie chwili oddechu.
CZYTASZ
*** // Whispering all the pain... // soukoku 🤫
AdventureMyślałem że mam wszystko, ale to było mylne ludzkie założenie, to normalne dla ludzi... Niezbyt normalne dla mnie, ale od pewnego momentu niezbyt wiele jest tu normalnych rzeczy, to miasto spowijają mroki tajemnic, jest dla mnie inne, nowe, dziwne...