Przeniosła go najpierw do wspomnień Amerykanina. Znalazł się na osiedlu gdzie mieszkał bogacz ze swoją rodziną i obserwował, oczywiście go nie widzieli. Nie mógł ingerować tu w zdarzenia, to były tylko wspomnienia.
Dziewczynka o włosach koloru ciemnego blondu, błękitnych oczach i równie błękitnej sukience bawiła się w ogrodzie, jej matka, Zelda była wtedy w kuchni i robiła obiad. Za to Francis był w pracy.
Rosabel bawiła się, aż piłka nie wypadła jej poza płot, po chwili starań dziewczynka otworzyła zamkniętą bramkę i pobiegła po piłkę. Zatrzymało się przy niej auto i zabrali ją, nim zdążyła krzyknąć chociaż słowo. Zawiązali ją i wieźli w bagażniku, a ona przestraszona trzęsła się cała, płakała, tak bardzo chciała tylko by to wszystko się skończyło i mogła wrócić do domu. No, ale się nie skończyło, przynajmniej nie dobrze dla niej, po kilku godzinach jazdy zamknęli ją w jakimś pokoju.
Tymczasem jej rodzice po zauważeniu jej zaginięcia, a raczej Zelda po zauważeniu jej zniknięcia zadzwoniła na policję, a później do męża.
- Francis... Rosie nie ma... Szukałam jej wszędzie i jej nie ma. - szlochała.
- Zniknęła? Nie ma jej? Zedla kochanie spokojnie, będe w domu najszybciej jak się da, a ty proszę szukaj jej jeszcze.
- Mhm...
- Ale najpierw się uspokój, oddychaj, będzie dobrze zobaczysz.
Starała się spokojnie szukać córki. Francis przyjechał po jakimś czasie, a stan Zeldy się pogorszył, siedziała na podłodze w kącie, niedowierzając temu co się działo, panikowała tylko bardziej i bardziej. Bogacz nie był w stanie jej uspokoić, nie ważne co robił, rozmawiał, śpiewał, pisał, kołysał się z nią i tym podobne, to nie dawało rady.
Policja wszczęła dochodzenie, a oni nie potrafili zasnąć i myśleć o czymkolwiek innym, Francis jednak jeszcze nie budził się z płaczem tak jak Zelda, nie chciała z nim rozmawiać o tym, więc zabrał ją do psychologa i tak stwierdzono, że potrzebuje lekkiego pobytu tam gdzie jej pomogą.
Fitzgerald nie miał za wiele wyboru, zgodził się umieści żonę w zakładzie, płacić za jej leki i leczenie, aby się czymś zająć i nie myśleć o tym wszystkim pracował. Ale poczucie winy przez ukrywanie prawdy przed Zeldą było silne, codziennie coraz bardziej go to bolało, nawet jeśli robił to dla jej bezpieczeństwa, żeby ją chronić, czuł, że robi coś skrajnie niewłaściwego, mimo wszystko było już za późno by to zmienić. Nie wiedział jak przekonać ją do tego, że córka naprawdę zaginęła, podczas gdy ona wyobrażała sobie scenariusze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne było wspomnienie Brama, wiktoriański klimat był zauważany tu i tam. Najpierw zauważył wampira z jego pierwszą żoną, latynoskiej urody brunetką o ziołowych oczach, miała na imię Judi-Kate, nie dogadywali się, to było małżeństwo czysto polityczne, z pobudek, rozeszli się po niecałym roku.
Druga kobieta w jego życiu była to rudowłosa o brązowych oczach. W tej kobiecie może nie do końca się zakochał, był to ślub ponownie dla korzyści. Mimo to kobieta zaszła z nim w ciąże, tak na świat przyszła Ann, niestety jej matka była zbyt słaba i straciła zbyt sporo krwi, żeby przeżyć poród. Roshel odeszła bezpowrotnie i Bram był zmuszony do wychowywania córki samodzielnie, przynajmniej przez jakieś okres czasu, kilku wiosen.
Poznał Catherin, która miała zastąić zamarłą Roshel w matczynych obowiązkach, nie spisywała się źle i Ann nawet ją polubiła, a Bramowi mimo wszystko zależało tylko na córce, był poza domem, gdy wieśniacy z wioski podpalili go wraz z jego żoną i dzieckiem w środku, powtarzając, że wiedźmy muszą spłonąć. One płonęły bezradne, a on został przecięty i nabity na pal po dłuższej walce z ludźmi. Przeżył to wszystko to było oczywiste, no jednak niestety jego żona i córka zamieniły się w kupki piasku.
W obecnej formie nie był zdolny zrobić odwetu na ludzkości, chociaż nie na tym mu zależało, nic nie było ważniejsze niż jego córeczka , jego oczko w głowie, małe wampirzątko. Dlatego po wszystkim musiał czekać na rozwiązanie, to które miał wymyślić Chuuya.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chuuya po obejrzeniu tego wszystkiego wrócił do rzeczywistości i pobiegł pisać, nikt go nie zatrzymywał, nie mięli po co.
Pierwsze co napisał to kilka słów o Arahabakim jak obiecał Raito.
" Arahabaki Bóg destrukcji i chaosu, od początku był wolny i jest wolny, nie stanowi i nie będzie stanowił części danego człowieka poprzez połączenie. Jest wolną istotą, zdolną do emocji chociaż trochę je chowa. Niech będzie z ukochaną i nic nie ma prawa zakłócać ich szczęścia. Wciąż może być troskliwy co do Chuuy'i Nakahary, ale nie jest to wskazane, nie czyta on już jego myśli i nie siedzi w głowie, jest wolny".
Gdy tylko to zapisał zabłysła mieszanka czerwonego światła i czerni, ciało Chuuy'i na moment otoczyła czerń. Udało mu się, teraz nie stanowili już jedności, byli osobnymi istotami. Arahabaki mógł dzięki temu w końcu poprzytulać i wycałować Raito, tak jak zawsze chciał.
- Miło było Nakahara, ale wracam na swoje miejsce. - uśmiechnął się lekko.
- To do zobaczenia kiedyś.
- Ta kiedyś... Do zobaczenia. - no i zniknął razem z Raito.
CZYTASZ
*** // Whispering all the pain... // soukoku 🤫
PrzygodoweMyślałem że mam wszystko, ale to było mylne ludzkie założenie, to normalne dla ludzi... Niezbyt normalne dla mnie, ale od pewnego momentu niezbyt wiele jest tu normalnych rzeczy, to miasto spowijają mroki tajemnic, jest dla mnie inne, nowe, dziwne...