Chuuya zamarł w bezruchu czując jak jego serce zaczyna bić mocniej i szybciej w panice, otaczający go świat na moment przestał dla niego istnieć.
- Chuuya! Halo? Ziemia do ciebie! Nakahara Chuuya! - brunet próbował dotrzeć do niego od kilku minut, w końcu zadziałało.
- Żyje, nie drzyj się. - powiedział już spokojniej, ale wziął kilka wdechów, by napewno zachować ten spokój.
- Od kilku minut cię przywołuje, musiałem się w końcu wydrzeć i zadziałało. Nad czym tyle myślałeś?
- Nie istotne, teraz jedyne co ważne to nie dać złapać się tym imbecylą w białych kitlach.
- Tu się zgodzę, dobry plan nie jest zły.
Zaczęli planować wszystko, owce i mafia portowa musieli na trochę połączyć siły. W końcu mięli wspólnego wroga.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęło zaledwie kilka dni, łapanki obdarzonych się rozpoczęły, ludzie bali się wychodzić na ulicę, nie ważne czy mięli zdolności czy nie niektórzy po prostu nie chcieli omylnie zostać złapani jako obdarzeni i tym samym stać się nowym obiektem doświadczalnym tych ludzi. Yokohama żyła w chaosie, ale jej ulice nie przelewały krwi, mogłyby jedynie przelewać strach mieszkańców. Naukowcy kręcili się wszędzie, ludzie byli zmuszeni ukrywać się, uciekać, czasem nawet błagać o możliwość schronienia u kogoś innego, to było jak apokalipsa tylko bez zombie czy innej zarazy.
Owce organizowały więc schronienie dla siebie i potrzebujących z inicjatywy młodego Nakahary, skoro był szefem nie ważne ilu członkom owiec to odpowiadało, a ilu nie. Trudne czasy wymagają poświęceń i nawet mafia jakoś się poświęcała. Co prawda nie w ten sam sposób co owce, ale można powiedzieć oni zwalczali zło w inny sposób, pozbawiając zwyczajnie życia jak najwięcej wyznawców Fauna i N'a. W końcu brudny biznes od zawsze był tym ukochanym przez mafię, ta organizacja już tak miała. Przez co trochę zastanawiało to Dazaia, co on, by zmienił gdyby był w obecnej sytuacji szefem portówki?
Nim zdążył sam odpowiedzieć sobie na to pytanie usłyszał pospieszne kroki na korytarzu, ktoś ewidentnie się spieszył do niego, zmierzał w jego stronę, gdy siedział w sali konferencyjnej, która obecnie poza nim świeciła pustkami.
- Dazai-san, Q... Naukowcy chcą go porwać! Jego zdolność wymknęła się spod kontroli, w mieście jest chaos...
- Powiadom Yosano i Kouyou, przyda mi się wsparcie, przy okazji potrzebuję pilnie kierowcy na tamto miejsce.
- Oczywiście. - mężczyzna poszedł poinformować kogoś oraz wspomniane kobiety o tym o co prosił Osamu, przy okazji istotne informacje dostał Mori skoro był szefem.
Gdy Mori wysłał oddział czarnych jaszczurek do miasta w jeszcze starym składzie bez zbyt młodych Gin i Tachihary. Przewodzący nimi Hirotsu czekał. Aż Dazai załatwi sprawę uspokojenia Kyusaku i będą mogli ruszyć z poszukiwaniami.
Dazai niecierpliwie czekał na kierowcę, a gdy już wyjechali z parkingu, pospieszał go, żeby szybko dostali się na miejsce. Samochód w końcu zatrzymał się wystarczająco daleko, by nie stać w zasięgu zdolności dziecka.
Jak to bywało przy zdolności Yumeno było kompletnie chaotycznie. Już nawet biegnącemu w jego kierunku brunetowi udało się zobaczyć pare trupów, głownie należących do naukowców. Gdyby badali te sprawę kryminalni ciężko byłoby im stwierdzić, dlaczego śmierci w jednym miejscu i czasu są tak różne. Jedna kobieta była poskręcana jak sprężynka, kość przerwała jej skórę w miejscu biodra i śmiesznie wystawała. Jakiś mężczyzna był przebity przez ostre kolce swojej zdolności wyrastające spod ziemi, co najzabawniejsze jego organy wewnętrzne też się na nie nabiły i wyglądał trochę jak ludzki szaszłyk w krwawej wersji rodem z horroru, chodź niektórzy byliby wielce zainteresowani tym odbiorem sztuki alternatywnej współcześnie. Kolejne kilka osób skończyło w różny sposób w zależności od zdolności jaką mięli. Podduszeni, zamienieni w coś zupełnie dziwnego przez swoje zdolności, jednak tego nie kontrolowali zawsze z czasem umierali, szybciej lub wolniej, ale kończyli tak samo, jako zimne trupy.
Mimo tego, że najbliżej chłopca nie był to biegł ile sił w nogach, w rezultacie dotknął jego śmiejącej się lalki najszybciej jak się dało. Q wrócił do normalności, ale otoczyli ich naukowcy, przez krótki moment byli w pułapce, Kyusaku tylił się do Dazaia, który wciąż miał jego lalkę.
- Będzie dobrze gwiazdeczko, spokojnie. - próbował uspokoić przestraszonego ośmiolatka.
Wycofali się najdalej od naukowców jak mogli, na tyle na ile dali radę otoczeni. Ich odsiecz przyszła szybko w postaci Kouyou i Akiko. Złoty demon jednym precyzyjnym cięciem odciął serię głów wrogów.
- Zmiatamy stąd zanim kolejni nas znajdą. - krzyknęła Yosano.
- Kyu idź z Yosano i Kouyou-san ja potrzebuje coś jeszcze zrobić.
- mhm. - chłopiec pobiegł do kobiet i poszedł z nimi.
Dazai za to wysłał Hirotsu wiadomość, dzięki temu jego oddział mógł zacząć działać w terenie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chuuya za to pomagając uciekać innym sam wpakował się w niezłe bagno, pokierował ostatnich obdarzonych jakich znalazł tłumacząc im szybko co i jak. Potem był zmuszony do nieprzerwanego biegu przez dłuższy czas, w końcu, by zgubić naukowców wbiegł w uliczki i nimi dostał się na inną ulice, gdzie znajdował sobie billard, o czym mówił wielki neonowy napis na zapewne lokalu, który był w pewien sposób barem. Wszedł do środka zanim był sam, a gdy tylko to zrobił wszystkie oczy skupiły się na nim.
- Kogo my tu mamy hm? Lekki tupet masz żeby wchodzić na teren mafii, chyba, że lubisz ryzyko. - ujął spokojnie białowłosy.
- Brachu on wygląda jakby miał płuca wypluć...
- Niezaprzeczę, może zanim zaczniemy przesłuchanie to lepiej dać mu chociaż usiąść i odpocząć.
- Zgadzam się z Doc'kiem.
- Poza tym wydaje się przesłodki, nie chcemy straszyć takiego słodziaka odrazu prawda? - blondyn spojrzał na białowłosego z pytaniem i słodkim uśmiechem.
- Niech wam będzie, siadaj dzieciaku. - pianista wskazał mu wolne krzesło, gdzie rudy usiadł ostrożnie.
Dali mu chwilę nim zaczęli o coś pytać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- No więc jak się nazywasz zbłąkana owieczko?
- Chuuya Nakahara, nie przychodzę sprawiać kłopotów, moja organizacja i mafia są w sojuszu.
- Król owiec huh? - mężczyzna z blizną na oku spojrzał na niego.
- Dokładnie... Wybaczcie za wtargnięcia, nogi same mnie tu przywiodły jak tylko zacząłem uciekać przed tymi idiotami.
- No dobrze, skoro już wiemy, że nic nam nie zrobisz może my też powinniśmy się przedstawić.
- Billy Joel, nazywany pianistą lub inaczej piano-man, jestem jednym z założycieli flag, uważają mnie za szefa. - odezwał się białowłosy o szarych oczach.
- Walter Lippmann, mówią mi też zwyczajnie Lippmann, współzałożyciel flag i negocjator tej grupy, ponadto gwiazda filmowa. - uśmiechął się jakby z pozą do zdjęcia, blondyn o jasnych niebieskich oczach.
- Nasza drama queen.
- Cicho Al!
- James Longenbach, mówią mi ice-man. - brunet o brązowych oczach i z blizną na oku spojrzał na niego trochę chłodno ignorują sprzeczkę dwóch blondynów obok.
- Samuel Taylor Coleridge, ale mówią mi Albatross, lubię motocykle i to ja ponoć jestem ten kłopotliwy. - blondyn w okularach przedstawił się i westchnął.
- John Henry Holliday, mówią mi Doc, interesują mnie wszelkiego rodzaju trucizny i medycyna, ale głównie trucizny.
- Miło was wszystkich poznać, naprawdę. - uśmiechnął się lekko.
Musiał tu trochę zostać, by mieć pewność, że naukowcy nie wiedzą gdzie jest. Albatross namówił go na billarda, no więc grali razem i tak ta owieczka na ten jeden dzień, albo końcówkę dnia stała się członkiem flag, a może na dłużej skoro tak dobrze z nimi mu było, jak z rodziną.
CZYTASZ
*** // Whispering all the pain... // soukoku 🤫
AbenteuerMyślałem że mam wszystko, ale to było mylne ludzkie założenie, to normalne dla ludzi... Niezbyt normalne dla mnie, ale od pewnego momentu niezbyt wiele jest tu normalnych rzeczy, to miasto spowijają mroki tajemnic, jest dla mnie inne, nowe, dziwne...