Pisk urządzeń, bulgotanie cieczy, dziwne komputerowe komunikaty, wielka ilość kabli, receptorów, maska, zimno metalu i zupełny brak kontroli.
Chuuya pamiętał to wszystko jakby to było wczoraj, w jego koszmarach zawsze wracał do laboratorium, nie miał pojęcia dlaczego tu, skoro miał wiele innych traum, ale nie rozmyślał nad tym za długo, gdy pochłaniał go koszmar.Tym razem od początku widział wszystko z boku, jako obserwator nie uczestnik wydarzeń. Czuł, że zna każdy zakątek laboratorium na wylot, chociaż wcale o tym nie marzył. Układ powieszczeń znał na pamięć, to w którym się teraz znajdował to było główne pomieszczenie. Tutaj był trzymany z klonami w dziwnych kapsułach pełnych gęstej cieczy o czarno-niebieskawym kolorze. Mimo ciemnego koloru cieczy doskonale widział w kapsule rudowłosego chłopca, oświetlenie pozwalało dostrzec wszystko. Do ciała chłopca unoszącego się w cieczy było podłączone mnóstwo kabli monitorujących jego stan i funkcje życiowe, jego młodsza wersja umieszczona w tym płynie o nieznanym mu składzie i pochodzeniu posiadała też maskę przez, którą miał możliwość oddychania. Jego ciało było jakby w wymuszonym śnie, ale doskonale pamiętał jak słyszał wszystko co działo się wokół niego. Każdą rozmowę naukowców.
N, doskonale pamiętał ton głosu tego parszywca i oglądanie jego twarzy jeszcze budziło w nim lekki niepokój. Ten stary pryk miał uśmiech, którego można było pozazdrościć jeśli się było zagorzałym psychopatą po czterdziestce, który właśnie odstraszał dzieci sąsiadów z trawnika.
Tym razem jednak zamiast naukowej gadki N'a i uratowania go przez Paula z Arthurem widział i słyszał coś zupełnie innego, przed nim pojawił się Verlaine, N, nieznany mu naukowiec i Shiraise.
- Zdrajca! Cholerny zdrajca! Bawisz się w pieska mafii Chuuya?! Byliśmy twoją rodziną, ale ty wolałeś zdradzić nas wszystkich, to twoja wina powinieneś zdechnąć! Jesteś tylko sierotą, ale do nas już nie należysz. Żałosny piesek mafii. - zaczął z prychnięciem szarowłosy
Chuuya poczuł ukłucie w sercu, ale nie mógł się odezwać zupełnie jakby ktoś zakleił mu usta, był zmuszony tylko patrzeć.
- Moje piękne dzieło, brakowało ci tylko kilka udoskonaleń i byłbyś tak perfekcyjny jak pierwowzór~ chodź już teraz łączy was tyle kodów. - N śmiał się co irytowało Chuuyę.
- Oryginałem to, to nie jest ale może jeszcze ma potencjał... Ah te zapisy kodów zawsze potrzebują zbędnych emicji... Bezużyteczne.
- Braciszku, zabiłem ich dla ciebie, to była twoja wina.... Ale nie martw się bez nich jesteś bezpieczny... Jesteśmy tacy sami Chuuya, tylko dwa długie zbiory kodów.
Chuuya poczuł łzy. Nie chciał pamiętać śmierci flag i jej sprawcy w uniwersum z którego pochodził, to zawsze było dla niego piekielnie bolesne wspomnienie.
Gdy obecne przed nim osoby zniknęły pojawiły się kolejne, tymrazem te które były mu naprawdę bliskie. Ozaki, Dazai, Flagi.
Na ich widok serce Nakahary zadrżało, jakby na moment ustało w przerażeniu, niebieskooki położył dłonie na mostku czując przerywany ból, którego bliżej nie był w stanie opisać.
- Co ja sobie myślałem Chuuya? Nigdy nie zastąpiłbyś Ody, on się o mnie troszczył, ty zawsze miałeś mnie gdzieś... Byłeś tak samolubny. Nawet nie jesteś człowiekiem!
Te słowa powaliło go na kolana, oddychał ciężko, ale dalej po słowach Osamu następne mimo, że nie były aż tak bolesne to i tak bolały go.
- Zawiodłam się na tobie Chuuya, naprawdę się zawiodłam...
- Nasza śmierć.
- To.
- Tylko i wyłącznie.
- Twoja wina.
- Chuuya.
Mówili po kolei członkowie flag co tylko pogarszało sytacje stanu Nakahary.
- Jesteś przeklęty Chuuya! Zginęliśmy przez ciebie! - krzyknęli razem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chuuya obudził się z krzykiem, zalany potem, czuł jak szybki jest jego oddech i jak szybko bije mu serce, dłonie trzęsły się, a ramiona i część nóg pulsowała dziwnie. Wtedy, gdy łzy płynęły jak wodospady z jego oczu, a on lekko się skupił, cały czas przecierając łzy na moment zauważył czerwone runy, które pojawiały się i znikały co chwilę w dość bladej wersji. Usilnie siedemnastolatek próbował się uspokoić bojąc się, że koorupcja przejmie kontrolę nad jego ciałem i Arahabaki sprowadzi chaos na pogrążona w spokojnej nocnej osłonie Yokohamę, a potem całą Japonię i resztę świata o ile Chuuya nie umarłby wcześniej nim do tego by doszło.
Strzelił sobie mentalnego liścia, by wziąć się w garść i poszedł się przejść, mając nadzieję, że się uspokoi. A Bóg destrukcji się nie uaktywni. Spacery nocą zwykle go uspokajały, tak jak morskie fale czy też sama natura, lub ostatecznie bliskie mu osoby przy nim, chociaż raczej nie często się komuś zwierzał, jak już to Kouyou. Kobieta potrafiła go wysłuchać, czasem trochę ochrzanić, ale świetnie doradzała i stanowiła niezastąpione matczyne wsparcie. Teraz jednak spacer mu nie pomógł. Stresował się, martwił się, słowa z koszmaru wciąż go uderzały, jak kule pozostawiając dziury w jego sercu. Bał się co będzie dalej, ale na jego szczęście na jednej z ławek spotkał Osamu.
Jak widać nie tylko on nie mógł sobie smacznie spać, na pierwszy rzut oka brunet był zamyślony, odcięty od rzeczywistości. Został lekko szturchnięty przez młodego króla owiec, by się ocknął. Ciemne czekoladowe oczy spojrzały na niego od niechcenia, widząc przerażenie, jakby wzburzone fale w oczach Chuuy'i brunet skupił się bardziej na nim.
- Musisz mi pomóc Dazai! Koorupcja chyba chce się aktywować... Nie wiem to dziwnie wygląda, jakby moje ciało migotało jak jakiś glowstick... Pomóż mi proszę. - spojrzał na niego wręcz błagalnie.
Dazai szybko chwycił go za nadgarstek i zniwelował jego zdolność, na co Chuuya lekko go zaskakując przytulił go mocno.
- Dziękuję... - pociągał noskiem, nawet nie zauważając kiedy tuląc zdezoriętowanego mafioso zaczął szlochać.
- Ty płaczesz? Dlaczego?
- Czy ja wiem? Tego wszystkiego czasem jest za dużo i tak to się potem kończy... Wybacz, mogę przestać cię tulić jak chcesz.
- Nie, nie spokojnie tul się jak chcesz. - pogłaskał go po pleckach.
- Życie ssie...
- Szczerze to tak, w wieku piętnastu lat miałem dostać mieszkanie od Moriego, dostałem statkowy kontener w porcie z ciękim materacem, biurkiem z trochę dziwnie skrzypiącym krzesłem obrotowym, była też mini lodówka, ale była tam sama woda, jedzenia nie miałem, a wszystko oświetlała jedna żarówka.
- Ou...
- Nie wiem czemu ci to mówię, to dziwne, ale czasem przy tobie mam poprostu ochotę być bardziej sobą niż jestem normalnie... No wiesz...
- Mhm, rozumiem.
Tak więc jak u terapeuty zaczęli sobie opowiadać różne sytacje z życia i tak spędzili na ławce kilka dobrych godzin, wracając do siebie, gdy zaczęło świtać.
CZYTASZ
*** // Whispering all the pain... // soukoku 🤫
AdventureMyślałem że mam wszystko, ale to było mylne ludzkie założenie, to normalne dla ludzi... Niezbyt normalne dla mnie, ale od pewnego momentu niezbyt wiele jest tu normalnych rzeczy, to miasto spowijają mroki tajemnic, jest dla mnie inne, nowe, dziwne...